Mimo że ja z tych lubiących pisać i mimo że zanim zamieszkałam z partnerem, pisaliśmy raczej dużo, też uważam, że reagujesz przesadnie, Moniko. O tym jednak napisano już dużo, a ja chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz: jak Cię kiedyś dopadnie rutyna w związku, to możliwe, że zaczniesz za tym tęsknić. A w tym momencie, mam wrażenie, bardzo to nadejście rutyny przyspieszasz.
Wyznaczasz godziny pisania i rozliczasz z tego partnera. Jak raz napisał kilka godzin później niż zwykle - dramat. Wiesz, on się może nawet nauczy pisać do Ciebie wtedy, kiedy chcesz, ale dla świętego spokoju, z obowiązku. Chcesz kojarzyć się z obowiązkiem? Chcesz, żeby to się odbywało na zasadzie: "oho, to już ta godzina, muszę do niej napisać, bo się obrazi"? Nie wolałabyś wersji takiej, że po prostu pomyślał o Tobie i sam z siebie zapragnął się odezwać? Choćby i to miało zdarzać się rzadziej? Bo na razie zdecydowanie dążysz do wersji pierwszej; jeszcze trochę i zrobisz z siebie obowiązek, a nikt obowiązków nie lubi. Niech to dla niego będzie przyjemność, to pisanie do Ciebie. I może Ty sama postaraj się tak to traktować? Jak miłą niespodziankę - nigdy nie wiesz czy i kiedy napisze, więc jak napisze, to super. A jak nie - no cóż, nie ma wyznaczonych godzin, więc nie istnieje moment, w którym miał napisać, a tego nie zrobił.
I wiesz, teraz, przez Twój wątek, trochę myślałam o pisaniu w moim związku. Wyszło mi, że owszem, pisaliśmy, ale wtedy, kiedy była taka możliwość - nie było ustalonych godzin, żadnych wymagań, jak któreś było zajęte, to były długie godziny ciszy. I to w sumie było najfajniejsze, to najlepiej wspominam. Nie to, że dał znać o czymś tam wtedy, kiedy miał, tylko te wszystkie niespodziewane wiadomości. O, nawet ostatnio - a mieszkamy ze sobą prawie dwa lata, do tego oboje pracujemy zdalnie, więc epoka kontaktu pisanego w dużej mierze za nami - jak pojechał na pół dnia coś załatwić, a sprawa się jeszcze mocno przeciągała i miał dłuższą chwilę, dostałam długą i bardzo, hm, miłą wiadomość. I fajne w niej było właśnie to, że się jej nie spodziewałam. Czytałam ją kilka razy, jakby to znowu były te pierwsze, ekscytujące związkowe chwile. Cały jej urok jednak by znikł, gdybym wcześniej zapowiedziała, że powinien odezwać się do mnie wtedy i wtedy. Zresztą tak jest zawsze - jak któreś wychodzi, to czasem napisze parę słów, czasem nie. Dlatego to jest przyjemne. Natomiast gdybym gdzieś wyszła, wróciła i zderzyła się z fochem, że podczas dwóch wyjść kiedyś tam się odezwałam, a teraz to już było trzecie z kolei, kiedy nie napisałam ani słowa, popukałabym się po głowie, a pisanie do niego przestałoby sprawiać radość. I tak jest chyba ze wszystkim. Bardzo dużo rzeczy robię dla mojego partnera i świadomość, że sprawię mu przyjemność, mi sprawia frajdę, ale gdyby on zaczął którejkolwiek z nich wymagać, traktować, jakby była moim obowiązkiem, straciłabym cały zapał. Nie dopuść do tego, żeby Twój chłopak tak zaczął traktować pisanie do Ciebie.