Hej,
kilka miesiecy temu poznalam na Tinderze faceta. Z opisu wszystko ok, odrobine starszy, ogarniety. Przystojny. Rozwiedziony, jedno dziecko. To mi nie przeszkadzalo, gdyz sama jestem po rozwodzie i tez mam dziecko. Po rozwodzie wyprowadzil sie z domu. Potem wrocil, podobno z powodu tesknoty za dzieckiem. I mieszka tak prawie rok, niby w osobnym pokoju. My piszemy od wrzesnia, spotykamy sie od pazdziernika. Spedzamy kilka wieczorow w tygodniu razem, wyjezdzamy od czasu do czasu na weekend, spedzilismy razem swieta (moje dziecko bylo w tym roku u taty, jego wyjechalo z matka). Mnie na nim zalezy, bardzo dobrze sie dogadujemy, mamy swietny seks, smiejemy sie z podobnych rzeczy, lubimy podobna muzyke, oboje lubimy sie bawic, podobne podejscie do zycia. Czuje z jego strony wzajemnosc. Slowem czas spedzany razem i pomiedzy - bajka. Tylko coraz bardziej w miare angazowania sie w relacje zaczyna mi przeszkadzac to, ze on mieszka z byla zona. I to nie jest kwestia podyktowana finansami, oboje zarabiaja na tyle dobrze, ze kazde moze mieszkac osobno. On wczesniej mimo rozwodu i tak codziennie odwiedzal dziecko. A teraz ja mam czarne mysli, ufam mu natomiast mimo wszystko ta sytuacja wydaje mi sie chora bo dziecko (6 lat) jest utrzymywane w przekonaniu, ze mama i tata sa razem, chociaz spia w osobnych pokojach. I w momencie w ktorym moglibysmy teoretycznie za jakis czas przeniesc nasza relacje na wyzszy lewel - poznac swoje dzieci - ja czuje ze to nie bedzie mozliwe, bo jego dziecko sadzi, ze rodzice sa razem. Co za tym idzie, mamy caly czas tylko randkowac, jesli jest taka sytuacja? Dla mnie to oczywiscie melodia przyszlosci, nie mowie o tu i teraz tylko za kilka miesiecy, ale czy to nie sytuacja bez wyjscia? Czy ja mam paranoje juz? Nie chce odbierac szesciolatkowi niczego, zwlaszcza ze mam dziecko w podobnym wieku. Z drugiej strony nie chce rezygnowac ze swojego szczescia i czasu. Teoretycznie nasze dzieci moglyby sie w przyszlosci poznac, moglibysmy zorganizowac jakies aktywnosci dla nich razem, a tak czy to nie jest wszystko pogrzebane? Czy jest jakies sensowne wyjscie z tej sytuacji? Rozmiawialam z partnerem na poczatku znajomosci, czy zamierza utrzymywac stan obecny na wieki i twierdzil, ze nie. Wiem, ze dziecko jest dla niego bardzo wazne i doceniam to, nie wiem jednak jak mozna w miare bezbolesnie rozwiazac obeca sytuacje.
1 2018-01-03 23:14:39 Ostatnio edytowany przez hanna1234 (2018-01-03 23:37:28)
Normalnie można. Kopnąć w dupę fagasa i poszukać sobie kogoś normalnego.
O ile ta cała historyjka jest w ogóle prawdziwa, że osobne pokoje, że tylko dla dziecka, że to że tamto (najczęściej to bujdy)
jak Ty to sobie wyobrażasz, że jak to będzie wyglądało w przyszłości? Dorośli ludzie wiedzą, że nie można mieć w życiu wszystkiego
i takie sprawy jak rozwód niosą za sobą pewne konsekwencje, podobnie jak wchodzenie w nowy związek niesie inne.
Jak ktoś tego nie rozumie albo udaje że nie rozumie, bo tak jest mu wygodnie, to nie wiem o czym jest w ogóle rozmowa.
3 2018-01-03 23:51:58 Ostatnio edytowany przez hanna1234 (2018-01-03 23:53:03)
Normalnie można. Kopnąć w dupę fagasa i poszukać sobie kogoś normalnego.
O ile ta cała historyjka jest w ogóle prawdziwa, że osobne pokoje, że tylko dla dziecka, że to że tamto (najczęściej to bujdy)
jak Ty to sobie wyobrażasz, że jak to będzie wyglądało w przyszłości? Dorośli ludzie wiedzą, że nie można mieć w życiu wszystkiego
i takie sprawy jak rozwód niosą za sobą pewne konsekwencje, podobnie jak wchodzenie w nowy związek niesie inne.
Jak ktoś tego nie rozumie albo udaje że nie rozumie, bo tak jest mu wygodnie, to nie wiem o czym jest w ogóle rozmowa.
Prawdziwa. Rabanu nie robilam do tej pory, bo w sumie swieza sprawa ale oboje sie angazujemy coraz bardziej. Nie chce wyjsc na hetere, ktora kaze mu sie wyprowadzic od dziecka, bo to nie jest ok. Z drugiej strony jest dorosly, juz kiedys podjal decyzje o rozwodzie ze wszystkimi konsekwencjami i ten nagly powrot...bez sensu. Czuje sie jak swinia najbardziej wzgledem jego dziecka, ze jak jemu postawie warunek wyprowadzki, to ono ucierpi na tym.
Takie jest życie dorosłych, już o tym wspominałem. Nie można mieć wszystkiego co się chce.
Ja też jestem po rozwodzie i też mam syna 8 lat, za którego własne życie bym oddał bez chwili namysłu,
ale nigdy mi nawet przez myśl nie przeszło wspólne mieszkanie pod jednym dachem z byłą żoną,
a już tym bardziej w sytuacji, gdy jestem z kimś innym. No błagam Cię, przecież to jakaś farsa jest.
Ja z moją byłą mam układ prosty, jak chcę młodego do siebie zabrać, to ją o tym informuję dzień wcześniej i zabieram.
W każdy weekend jest u mnie, teraz był cały tydzień od świąt do sylwestra, ferie, wakacje, kiedy tylko chcę i zero problemów.
Od ponad roku mam nową partnerkę, która również ma dzieci w podobnym wieku i uwierz, wszystko idzie dograć jak się chce.
Nie trzeba zaraz mieszkać z byłą żoną czy z byłym mężem. Jak na moje oko, to typek coś kręci i nie znasz całej prawdy.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za jakiś czas się okazało, że oni właśnie postanowili się zejść albo nawet nie mają rozwodu.
Widziałaś jakieś papiery z tego rozwodu? Pewnie nawet w ręku nie miałaś, no to weź go zapytaj czy może Ci pokazać
i obserwuj jego reakcję, bo już tu nie jedna taka była, co sobie znalazła Romeo po rozwodzie albo w trakcie rozwodu,
a jak się później okazywało, to po tych rozwodach żadnego śladu w sądzie nie było, tylko coraz głupsze wymówki.
Ja wiem, że masz teraz klapki na oczach i nie dopuszczasz nawet myśli, że kolo może Cię kantować albo ściemniać,
ale czasem lepiej sprawdzić pewne rzeczy i mieć pewność, zanim się wpakujesz w jakieś szambo. Poważnie Ci mówię.
anderstud - tak, widzialam wyrok.
Sytuacja zaczyna mnie przytlaczac, bo ja tez jestem po rozwodzie i nie wyobrazam sobie dzielic mieszkania z panem ex mezem. Dla mnie to absurd, ze to dla dobra dziecka, wedlug mnie byloby to mieszanie dziecku niepotrzebnie w glowie, ze raz mieszkamy razem, potem tata sie wyprowadza, potem wraca. Masz racje, nie mozna miec wszystkiego, nie da sie zjesc ciastka i miec ciastka. Niestety psychicznie nie czuje sie ok z takimi myslami. Jesli postawie sprawe na ostrzu noza, to czuje jakbym tamtemu dziecku cos zabierala, czuje sie jak "ta trzecia" a oboje jestesmy po rozwodach
kiedyś byłam w podobnej sytuacji, spotykałam się z facetem, który mieszkał z "matką dziecka" i dzieckiem. chętnie poczytam co ludzie mają do powiedzenia na ten temat i co Ci doradzą. Ja myślę, że gdyby facet naprawdę kochał to by przebudował własne życie dla nowego związku, tym bardziej, że są po rozwodzie i nie ma w tym nic złego.
Moim zdaniem facet głupa pali aż miło i z tym mieszkaniem razem wcale nie chodzi jedynie o dziecko.
I co, ta była żona tak się na to zgadza, że były mąż u niej mieszka? Nie przeszkadza jej ten układ,
nie zamierza życia sobie na nowo z kimś innym układać? Przecież żaden normalny facet nie zaakceptuje faktu,
że w jej domu cały czas pomieszkuje były mąż i nie ważne że dziecko czy co tam sobie jeszcze wymyśli.
Poza tym już o to pytałem, jak Ty to sobie wyobrażasz, że jak będzie wyglądała wasza najbliższa przyszłość?
O ile z anderstudem mamy czesto odmienne zdania, o tyle zgadzam się z nim teraz.
Też jestem po rozwodzie, też mam ukochaną córkę, mam klucze do mieszkania ex-zony,mam z nią dobry kontakt i dobre układy ale nie wyobrażam sobie aby nawet w takim okresie jak teraz (przyciśnięty finansami na jakiś czas) miał z nią mieszkać.Mimo że mogę u niej prać itp nie robię tego .
Wiec skoro Pana stac na wynajęcie itp . to zwykłe wymówki, wygodnictwo lub coś innego.Co? Nie warto wnikać.
Określ raczej jak Ty się w tym i z tym stanem czujesz.
Sytuacja faktycznie nieciekawa. Nie szlabym tak daleko w podejrzeniach ze Twoj facet Autorko zyje z exzona w cudownej sielance a Tobie wciska kity bo skoro razem wyjezdzacie i spedziliscie razem swieta to chyba ta kobieta ma raczej swiadomosc ze on mimo ze mieszka z nia to sie z kims spotyka. Nie sadze zeby byla az tak zdesperowana by majac ta wiedze goscic bylego z nadzieja na conieco i oferujac nie tylko dach nad glowa ale i sypialnie.Raczej zmusza sie do tego dla dobra dziecka. Predzej ciekawe jest jakie motywy kieruja Twoim facetem. Czy on rowniez utrzymuje ten dziwny stan naprawde z uwagi na dziecko czy moze ma cicha nadzieje na reanimacje tej relacji lub tez nie odcial sie mimo wszystko emocjonalnie od bylej zony i zyje w takim " rozkroku" pomiedzy wami dwiema.
=Poza tym już o to pytałem, jak Ty to sobie wyobrażasz, że jak będzie wyglądała wasza najbliższa przyszłość?
Nie wyobrazam sobie, zeby ten stan mial sie ciagnac w nieskonczonosc. Ja sie juz mocno zaangazowalam ale w tej chwili jestem jeszcze w stanie wyjsc z tego bez wiekszego emocjonalnego szwanku, gdybysmy mieli sie rozstac. W zwiazku z tym podczas najblizszego spotkania porusze sprawe i albo rybki, albo akwarium.
Bardzo rozsądna postawa.Tak trzymać.
Tak czy siak : śmierdzi to na kilometr.
daj znać autorko co przyniesie rozmowa z nim:)
Jego żona wie o Tobie?
Jego żona wie o Tobie?
Byla zona. Tak, wie od samego poczatku od kiedy sie spotykamy.
No wiec sytuacja wyglada tak, ze on u ex zony pomieszkje z dwoch powodow:
1. bo dziecko jest blisko - i to rozumiem. Tylko jak sie czlowiek rozwodzi to powinien miec jasnosc konsekwencji. To oznacza miedzy innymi, ze nie widzi sie swojego dziecka codziennie. Ja tak mam, opieka naprzemienna tydzien na tydzien, u mnie rozwod byl gdy dziecko mialo dwa lata wiec dla niego taki tryb to codziennosc. A dla mnie bardzo fajne jest to, ze dziecko wyraza sie o partnerce ojca, ze to "kobieta" taty, bo mieszka moj ex maz z partnerka prawie dwa lata i sie poukladalo. Dla mlodego czlowieka to codziennosc. Nie ma zazdrosci, wypowiada sie o niej albo cieplo albo neutralnie.
2. Zeby zaoszczedzic kase na zakup wlasnego mieszkania - bo tam dorzuca sie tylko do czynszu a normalnie za wynajem placilby 2 kola (ceny warszawskie). Ja juz dalam wyraz swojemu niezadowoleniu, no ale jak z tym dyskutowac. Jesli on chce kupic sobie mieszkanie, to na kogo ja wyjde, jesli kaze sie wyprowadzic od ex i oszczedzac dwa razy dluzej? Dla niego to szybsza droga do celu, dla mnie bezsenne noce.
Argumentow albo wiader zimnej wody na glowe mi trzeba!
Argument pierwszy, to jest kpina z twojej inteligencji. Znam mnóstwo par po rozwodach i ani jednej, która mieszka razem.
Argument drugi podobnie jak pierwszy jest od czapy, bo z tego co się orientuję, średnie ceny mieszkań w Warszawie to ok. pół miliona,
a więc policzmy 500.000 : 2.000 = 250 czyli miesięcznie licząc 2.000 twój facet musiałby oszczędzać przez jakieś 20 lat. Zgadza się?
Nawet jeśli gdzieś wkradł się błąd w obliczeniach (nie znam sytuacji w Warszawie akurat) to on chyba śmieszny jest, no błagam Cię.
Jak tak dobrze zarabia, że stać go na odkładanie po 2.000 miesięcznie, to niech idzie do banku po kredyt i sprawa mieszkania załatwiona.
Albo wynajmijcie coś razem i koszty wynajmu podzielcie po połowie. Ty możesz wynająć komuś swoje i będziesz miała zwrot kosztów.
Albo zamieszkajcie razem u Ciebie i niech sobie oszczędza po te 2.000, a Tobie będzie dokładał połowę do opłat. Też jakieś wyjście.
Myślę że jest ich jeszcze parę, tylko jest wpół do drugiej w nocy i już nie chce mi się myśleć. Tak czy siak gościu ma coś z garem
albo może jemu się wydaje, że Ty coś masz i będziesz gładko łykać te jego głupoty, a on będzie sobie pomieszkiwał to tu to tam.
Goń go na drzewo mówię Ci. Weź go w weekend posadź na krześle, zaproponuj któreś z moich rozwiązań i niech sobie wybierze któreś.
Aż już nie mogę się doczekać co też tym razem wymyśli.
Argument pierwszy, to jest kpina z twojej inteligencji. Znam mnóstwo par po rozwodach i ani jednej, która mieszka razem.
Argument drugi podobnie jak pierwszy jest od czapy, bo z tego co się orientuję, średnie ceny mieszkań w Warszawie to ok. pół miliona,
a więc policzmy 500.000 : 2.000 = 250 czyli miesięcznie licząc 2.000 twój facet musiałby oszczędzać przez jakieś 20 lat. Zgadza się?
Nawet jeśli gdzieś wkradł się błąd w obliczeniach (nie znam sytuacji w Warszawie akurat) to on chyba śmieszny jest, no błagam Cię.
Jak tak dobrze zarabia, że stać go na odkładanie po 2.000 miesięcznie, to niech idzie do banku po kredyt i sprawa mieszkania załatwiona.
Albo wynajmijcie coś razem i koszty wynajmu podzielcie po połowie. Ty możesz wynająć komuś swoje i będziesz miała zwrot kosztów.
Albo zamieszkajcie razem u Ciebie i niech sobie oszczędza po te 2.000, a Tobie będzie dokładał połowę do opłat. Też jakieś wyjście.
Myślę że jest ich jeszcze parę, tylko jest wpół do drugiej w nocy i już nie chce mi się myśleć. Tak czy siak gościu ma coś z garem
albo może jemu się wydaje, że Ty coś masz i będziesz gładko łykać te jego głupoty, a on będzie sobie pomieszkiwał to tu to tam.
Goń go na drzewo mówię Ci. Weź go w weekend posadź na krześle, zaproponuj któreś z moich rozwiązań i niech sobie wybierze któreś.
Aż już nie mogę się doczekać co też tym razem wymyśli.
Też się zgadzam i jeszcze dodam, że w najgorszej wersji możesz się wkrótce dowiedzieć, że jego ex jest z nim w ciąży i nie możecie się dłużej widywać.
W najlepszym wypadku porozmawiacie i coś ustalicie, ale jeśli to kilka miesięcy dopiero, to sama nie wiem, czy nie za wcześnie, żeby snuć wielkie plany. Zalezy oczywiście od was, ja tam po pół roku zamieszkałam razem a po 7 miesiącach się zaręczyłam, ale wiem, że ludzie mają inne tryby.
Inną opcją jest też to,że on mówi prawdę, ale jest tak uwikłany w tą dziwaczną sytuację, że jest przekonany, że to jedyne wyjście i ciężko będzie go przekonać, że nie, nie mieszka się z byłą żoną "dla dobra dziecka". Dla dobra dziecka się rozstaje i buduje dziecka odporność na zmiany życiowe.
A tak swoją drogą dlaczego się rozwiedli? To może być ciekawe, a nawet kluczowe.
19 2018-02-09 12:39:16 Ostatnio edytowany przez Liczi (2018-02-09 12:58:38)
A dla mnie sytuacja jest jasna. Facet jest gołodupcem. Nie stać go na samodzielne mieszkanie. Tkwi przy byłej żonie dopóki powoli nie przyzwyczai Autorki do tego, że ma zamieszkać u niej.
Hanna jeszcze nie jest na tyle zaangażowana, aby przestać przed nią grać zaradnego gościa. Autorko on Ciebie powoli osacza. Za kilka miesięcy będziesz miała w domu biednego misia. Przejmiesz od byłej żony matkowanie ukochanemu.
Znam ten schemat doskonale
Anderstud dobrze to wypunktował. Ekonomiczne uzasadnienie "oszczędzania" jest ŻADNE a dziecko jest przykrywką jego nieudacznictwa.
Hanno, przemyśl to proszę na chłodno.
20 2018-02-09 13:33:13 Ostatnio edytowany przez hanna1234 (2018-02-09 13:33:43)
A dla mnie sytuacja jest jasna. Facet jest gołodupcem. Nie stać go na samodzielne mieszkanie. Tkwi przy byłej żonie dopóki powoli nie przyzwyczai Autorki do tego, że ma zamieszkać u niej.
Hanna jeszcze nie jest na tyle zaangażowana, aby przestać przed nią grać zaradnego gościa. Autorko on Ciebie powoli osacza. Za kilka miesięcy będziesz miała w domu biednego misia. Przejmiesz od byłej żony matkowanie ukochanemu.Znam ten schemat doskonale
![]()
Anderstud dobrze to wypunktował. Ekonomiczne uzasadnienie "oszczędzania" jest ŻADNE a dziecko jest przykrywką jego nieudacznictwa.
Hanno, przemyśl to proszę na chłodno.
Stać stac. Moze jeszcze nie na zakup, ale na wynajecie na pewno. My srednio raz w miesiacu wyjezdzamy na weekend, zarowno w Polsce jak i za granice. Jadamy na miescie, dzielimy sie tymi kosztami mniej wiecej po polowie, np. on placi za bilety a ja za noclegi, raz on placi za jedzenie, innym razem ja. To nie jest typ, ktorego "nie stac".
Z rozmow wynika, ze teraz odbywa sie gromadzenie pieniedzy na wklad wlasny i jeszcze troche brakuje.
Kobieto... wyjechać sobie raz w miesiącu na weekend, a położyć na stole pół dużej bańki, to są dwie oddzielne kwestie.
Co innego grać głupa przez pół roku czy tam nawet przez rok jaki to ja jestem ura bura i na co to mnie nie stać,
a co innego wyprowadzić się od byłej żony i zamieszkać na swoim, co zresztą widać na załączonym obrazku.
Może Ty przez swoje zaślepienie jeszcze tego nie widzisz, ale my tutaj, osoby zupełnie obce i postronne mamy inną optykę.
Założyłaś temat i dostałaś odpowiedzi. No akurat tak się niestety złożyło, że żadna Ci nie pasuje. Nic nowego, tutaj to norma.
Czekaj zatem dalej na rozwój wypadków i może już się zacznij powoli pakować, bo pewnie lada dzień nie jakieś tam mieszkanie,
tylko pałac twój Romeo wybuduje i Ciebie tam do niego zabierze. Piszą Ci ludzie, że te jego bujdy nawet kupy nie chcą się trzymać,
a Ty dalej swoje, że stać go stać. No to jak stać, to w czym jest właściwie problem? W jakim celu został założony ten wątek?
Czekasz aż ktoś przyjdzie i napisze - nic się nie martw, miałam tak samo, ale byłam cierpliwa i wszystko się ułożyło tak jak chciałam?
No to już w tej chwili mogę Ci obiecać, że nic takiego nie nastąpi, nikt nie przyjdzie i nie napisze. Prędzej Ty tu przyjdziesz z nowym tematem:
Mój narzeczony wziął ode mnie pieniądze na zakup mieszkania i zniknął. Pomocy co mam teraz zrobić. Czy ktoś tak miał?
Stać stac. Moze jeszcze nie na zakup, ale na wynajecie na pewno. My srednio raz w miesiacu wyjezdzamy na weekend, zarowno w Polsce jak i za granice. Jadamy na miescie, dzielimy sie tymi kosztami mniej wiecej po polowie, np. on placi za bilety a ja za noclegi, raz on placi za jedzenie, innym razem ja. To nie jest typ, ktorego "nie stac".
Z rozmow wynika, ze teraz odbywa sie gromadzenie pieniedzy na wklad wlasny i jeszcze troche brakuje.
Skoro jest go stać to dlaczego się nie wyprowadzi ?
Zachowanie bliskości w kontaktach z dzieckiem było jednym argumentem, natomiast następny argument jaki przytoczyłaś, to były własnie finanse.
Teraz po kilku godzinach okazuje się, że problemu finansowego już nie ma.
Więc w czym jest rzecz ?
Liczi napisał/a:A dla mnie sytuacja jest jasna. Facet jest gołodupcem. Nie stać go na samodzielne mieszkanie. Tkwi przy byłej żonie dopóki powoli nie przyzwyczai Autorki do tego, że ma zamieszkać u niej.
Hanna jeszcze nie jest na tyle zaangażowana, aby przestać przed nią grać zaradnego gościa. Autorko on Ciebie powoli osacza. Za kilka miesięcy będziesz miała w domu biednego misia. Przejmiesz od byłej żony matkowanie ukochanemu.Znam ten schemat doskonale
![]()
Anderstud dobrze to wypunktował. Ekonomiczne uzasadnienie "oszczędzania" jest ŻADNE a dziecko jest przykrywką jego nieudacznictwa.
Hanno, przemyśl to proszę na chłodno.Stać stac. Moze jeszcze nie na zakup, ale na wynajecie na pewno. My srednio raz w miesiacu wyjezdzamy na weekend, zarowno w Polsce jak i za granice. Jadamy na miescie, dzielimy sie tymi kosztami mniej wiecej po polowie, np. on placi za bilety a ja za noclegi, raz on placi za jedzenie, innym razem ja. To nie jest typ, ktorego "nie stac".
Z rozmow wynika, ze teraz odbywa sie gromadzenie pieniedzy na wklad wlasny i jeszcze troche brakuje.
He he a wiesz co znaczy słowo "osacza"?
Jak zejdzie byłej żonie z garnuszka, to nawet raz na weekend (50% płatny) nie pojedziecie Po stołowaniu na mieście też zostanie wspomnienie.
Oblicz dziewczyno mniej więcej ile na wyjścia/wyjazdy wydaje Twój men miesięcznie i odpowiedz SOBIE SAMEJ czy to wystarczy na samodzielne życie. Dodaj do tego możliwość zaciągania przez niego kredytów na "inwestycję" w Ciebie i zrób rachunek ...........sumienia.
Też jestem po rozwodzie mam dziecko i mój partner jest po rozwodzie i też ma dziecko.
Radziła bym ci nie kierować się tym, że jak jesteś po rozwodzie to on też musi być po rozwodzie.To wcale nie znaczy, że bedzie dobrze. Ja nie mam kontaktu z moim exs meżem (nie umilam mu życia itp.) on zerwal z nami kontakt a ja mam go gdzieś. Byłam w podobnej sytuacji jak twoja.
Mój facet był po rozwodzie i mieszkał u eks żony która miała innego faceta (rozwód był z jej winy na jej wniosek).
To był koszmar, wiedziała o mnie od początku. Sama była w związku na odległość z facetem już od 2lat. Mój partner po roku zamieszkał u mnie zajmował się dzieckiem spędzał u nich każdy dzień, każdą wolną chwilę. To było chore kończył pracę i od razu szedł do nich do domu jak by nadal był jej mężem.Ja nie mogłam na niego liczyć. Do mnie do domu wracał o22, weekendy też spędzał u nich.
Później eks żonie znudziło się wołanie go i zabrała dziecko do swojego faceta 200km do innego miasta. W Poznaniu zamieszkali już na stałe.
Wzieła ślub i żyła długo i nie szczęśliwie ;-)
Przywoziła do nas dziecko na całe miesiące (miało 5lat). Wszystko niby było ok dzieci bawiły się razem. Zajmowaliśmy się razem dziećmi. Ja jego i moim on tylko swoim
:-D
Mój facet zachowywał się jak pizda był na każde jej zawołanie. Ja byłam obarczana opieka nad jego dzieckiem.Kiedy on był w pracy do 17 godziny. Starałam sie bardzo mocno, aż za mocno, poniewaz chcialam zeby wszystko bylo dobrze.
Miara przebrała się jak jego eks żona zaczęła mną pomiatać i mnie wyzywać (chyba z zazdrosci).Zajmowałem się jej synem, która dziewczyna by się na to zdobyła. Chyba nie ma gorszej fryzjerki jak ja!
Mój facet nie reagował na jej zachowania. Ja postanowiłam bronić się sama zadzwoniłam do niej i powiedziałam jej że ja zajmuje się jej dzieckiem i nie życzę sobie by mnie wyzywała. Ona na to że nie jest mi nic winna.
Zaczęła namawiać mojego faceta żeby mnie zostawił. Ono stał jak te ciele. Nie widział że ona chce nam rozwalić związek.
I się zaczęło...głupie telefony w stylu :" jak nie zostawisz jej (mnie)to nie zobaczysz dziecka".
Później okazało się że eks żona wlaśnie kolejny raz się rozwodzi. Zaczęła ingerować w kontakty mojego faceta z jego rodziną wszystkim rozpowiadac o mnie bzdury!
W końcu szlak mnie trafił i napisałam do niej że więcej nie życzę sobie aby mi przywoziła dziecko pod opiekę. Niech mój facet odwiedza je u dziadkow (jej rodziców 10km od naszego domu).
Jak myślisz jak potoczyły się moją historią dalej????
Przeszłam nerwice...Z tymi ludźmi nie chce mieć nic wspólnego!
Jak poznałam mojego faceta to myślałam że jak oboje jesteśmy po rozwodach to razem będzie nam dobrze. A to guzik prawda. Mój facet zawiódł mnie nie bronił mnie ja chciała założyć rodzinę. On usługuje swojej eks żonie moim kosztem. Zwierza się jej Teraz to ja jestem jędza!
Teraz chce zakończyć ten pełen nerwów (oczywiście tylko dla mnie) chory zwiazek w trójkącie.
Moja rada dla Ciebie nie idź w to bagno. Oni pierw się rozwodzą z tymi eks żonami a poźniej się ich słuchają a Ty jesteś wrogiem. One grają dzieckiem a tak naprawdę gdzieś mają te dzieci i ich uczucia. Dziecko też nie jest głupie widzi co się dzieje i samo ma to gdzieś. Jest już przyzwyczajone do matki która zmienia facetów jak rękawiczki i ojca który jest bo jest!
I takie kobiety jak my trwają w chorym związku tylko dla tego bo chciały mieć normalne życie a facet nie umiał stanąć na wysokości zadania!
Katarzyna, wow, co za historia.
26 2018-02-14 01:22:29 Ostatnio edytowany przez hanna1234 (2018-02-14 01:24:07)
Kobieto... wyjechać sobie raz w miesiącu na weekend, a położyć na stole pół dużej bańki, to są dwie oddzielne kwestie.
Co innego grać głupa przez pół roku czy tam nawet przez rok jaki to ja jestem ura bura i na co to mnie nie stać,
a co innego wyprowadzić się od byłej żony i zamieszkać na swoim, co zresztą widać na załączonym obrazku.
Może Ty przez swoje zaślepienie jeszcze tego nie widzisz, ale my tutaj, osoby zupełnie obce i postronne mamy inną optykę.
Założyłaś temat i dostałaś odpowiedzi. No akurat tak się niestety złożyło, że żadna Ci nie pasuje. Nic nowego, tutaj to norma.
Czekaj zatem dalej na rozwój wypadków i może już się zacznij powoli pakować, bo pewnie lada dzień nie jakieś tam mieszkanie,
tylko pałac twój Romeo wybuduje i Ciebie tam do niego zabierze. Piszą Ci ludzie, że te jego bujdy nawet kupy nie chcą się trzymać,
a Ty dalej swoje, że stać go stać. No to jak stać, to w czym jest właściwie problem? W jakim celu został założony ten wątek?
Czekasz aż ktoś przyjdzie i napisze - nic się nie martw, miałam tak samo, ale byłam cierpliwa i wszystko się ułożyło tak jak chciałam?
No to już w tej chwili mogę Ci obiecać, że nic takiego nie nastąpi, nikt nie przyjdzie i nie napisze. Prędzej Ty tu przyjdziesz z nowym tematem:
Mój narzeczony wziął ode mnie pieniądze na zakup mieszkania i zniknął. Pomocy co mam teraz zrobić. Czy ktoś tak miał?
Anderstud,
zwracam sie teraz do Ciebie, bos Mezczyzna przez duze M.
Ten watek nie zostal zalozony w celu przyklaskiwania mnie i tej chorej sytuacji. I nie czekam na aplauz oraz glaskanie po glowie czy tam pocieszanie. Mam wrazenie, ze finansowy temat zostal opatrznie zrozumiany. On - po rozwodzie, pracuje na wysokim stanowisku. Przedrozwodowe mieszkanie bylo eks malzonki a on kase wydawal na dziecko i podroze. Teraz od jakiegos czasu (jedzcze przed poznaniem mnie) podjal decyzje o kupnie wlasnego M. ale na to trzeba miec wklad wlasny, ktory on ku mojemu nieszczesciu ciula mieszkajac z byla zona. Wedlug niego, teraz oszczedza okolo 4 kola miesiecznie a jak pojdzie wynajmowac sam to beda tylko dwa. Ja juz powiedzialam, ze mnie to nie pasuje i widocznie dla mnie nie ma miejsca w jego zyciu, ale nie podalam zadnego teminu na podjecie decyzji.
To byl blad, prawda? Bo powinnam powiedziec Misiu, albo do konca marca sie wyprowadzasz od zony albo koniec z nami? Dalam ciala. Chociaz pewnie daje na kazdej linii bo moglabym powiedziec od razu albo albo a jak nie to adios amigo. Powstrzymuje mnie to ze jestesmy razem od pazdzienika dopiero i to w sumie krotko.
Powiem Ci tak - ja osobiście nie znam nikogo w podobnej sytuacji, sam nigdy bym się zgodził na podobny układ
i w życiu bym nie zaakceptował sytuacji, żeby moja partnerka pomieszkiwała kątem u swojego byłego faceta.
Co ja bym zrobił na twoim miejscu? Zaproponowałbym wspólne zamieszkanie i odkładanie sobie na ten wkład, czemu nie.
Poczekałbym spokojnie do wyznaczonego terminu kupna nowego lokum, aż sprawa rozwiąże się sama i po temacie.
Niestety obawiam się, że w twoim przypadku spotkasz się z oporem i wymyślaniem durnych wymówek, takich jak chęć bycia przy dziecku...
Niestety obawiam się, że dorośli ludzie powinni brać takie rzeczy pod uwagę, podejmując decyzje o rozwodzie czy wejściu w nowy związek.
Niestety obawiam się, że będziesz musiała panu przypomnieć, że kiedy go poznałaś, to nie było mowy o mieszkaniu z byłą żoną,
ani ze względu na dziecko, ani z jakiegokolwiek innego powodu oraz wyznaczyć mu nieprzekraczalny termin ogarnięcia swoich spraw.
Niestety obawiam się, że zabraknie Ci odwagi i to tak będzie sobie trwało takie w sumie nie wiadomo co przez kolejne miesiące albo i lata...
Mamy połowę lutego, a temat założyłaś na początku stycznia. Zaraz miną dwa miesiące jak wałkujemy ten motyw i co się przez ten czas zmieniło?
Ja tam nie chcę nic mówić, ale przez następne dwa też się nic nie zmieni, ani przez następne dwa i wkrótce tak minie pół roku, a potem rok.
Nie szkoda Ci? Wiesz ile może się w twoim życiu wydarzyć fajnych rzeczy przez rok czasu? Wolisz tkwić w marazmie i czekać na cholera wie co?
No to co ja Ci mogę jeszcze powiedzieć... Pozostaje tylko życzyć powodzenia
Obym się myliła, bo nie życzę Autorce źle, ale moim zdaniem jemu wcale nie chodzi o dziecko ani o kasę.
Chodzi o ŻONĘ.
Tak po prostu...
Dziwna sytuacja, na pewno nie jest to standardowe zachowanie. Jeśli myślicie o poważnym, długotrwałym związku to niech wybiera...albo mieszkanie z żoną albo związek z Tobą...trudno...
jemu wcale nie chodzi o dziecko ani o kasę.
Chodzi o ŻONĘ.
Tak po prostu...
To też od samego początku autorce tłumaczę, żeby między bajki schowała te jego bzdurne tłumaczenia.
Po pierwsze i najważniejsze - prędzej czy później nadejdzie ten dzień w którym będzie musiał się wyprowadzić i co wtedy?
Jeśli teraz zasłania się dzieckiem, to jak zamierza rozwiązać ten problem, nawet jak już kupi to nowe mieszkanie?
Co z tym dzieckiem zrobi? Ze sobą zabierze? No chyba nie. Czyli co? Może wszyscy razem zamieszkacie razem z tą żoną.
Przecież to jego gadanie jest kompletnie pozbawione sensu. No weź się go zapytaj jak on zamierza rozwiązać kwestię dziecka.
Po drugie i trochę mniej ważne - nie wiem ile mu tam do tego mieszkania brakuje, ale jeśli tylko na wkład, to nie widzę przeszkód,
żeby już teraz się wyprowadzić, nawet coś wynająć, odkładać mniej, a zakup mieszkania odłożyć w czasie. Kilka miesięcy nie robi różnicy.
Poza tym nie wierzę, żeby facet, którego stać na odkładanie po 4kzł miesięcznie, miał taki problem z załatwieniem kasy na jakiś tam wkład
i musiał nie wiadomo jak długo koczować u byłej małżonki (bo przecież nie ma gdzie biedaczek) odkładając na kupkę grosik do grosika.
Po trzecie i ostatnie - nie dziwię się młodym dziewczynom, które gładko łykają takie bajdurzenia, bo motylki, bo klapki na oczach, bo to i tamto,
ale ja już jestem stary dziadyga co niejedno w swoim życiu widział i jak na moje kaprawe ślepia ta cała historia od początku się kupy nie trzyma.
facet siedzi z żoną i raczej nie zamierza nigdzie się ruszać, a ten pseudo niby związek z autorką jest mu potrzebny tylko i wyłącznie do tego,
żeby w żonie wzbudzić zazdrość (patrz co straciłaś głupia ty) i włączyć odruch psa ogrodnika (o nie, nie oddam go tej suce, po moim trupie)
P.S.
Hanna1234
Jeśli chcesz naprawdę poznać zamiary tego gościa, zaproponuj mu wspólne zamieszkanie i przeprowadzkę powiedzmy do końca lutego.
Będziecie mieszkać u Ciebie, on Ci się będzie dokładał do kosztów tak jak do tej pory żonie się dokładał i może sobie dalej w spokoju
odkładać na ten swój wkład czy na co on tam zbiera. Jego sytuacja finansowa się nie zmieni, Ty będziesz spokojna i wszyscy będą zadowoleni.
Nie przejmuj się teraz co zrobisz jak on się zgodzi. Nie zgodzi się, możesz być tego pewna. I to powinna być twoja ostatnia z nim rozmowa.
31 2018-02-14 16:48:57 Ostatnio edytowany przez kjim (2018-02-14 17:01:03)
Tylko żeby się nie okazało , że skończy się jak u katarzyny30k
On przyjmie Jej propozycję (może na to właśnie czeka), wprowadzi się do niej, Ona go będzie opierała, sprzątała, gotowała, robiła zakupu itp a On po pracy i tak pierwsze kroki skieruje do tamtego domu, bo tam przecież dziecko czeka ...... Zresztą jak pisała wcześniej autorka "Po rozwodzie wyprowadzil sie z domu. Potem wrocil, podobno z powodu tesknoty za dzieckiem." Zważywszy , że autorka sama ma dziecko to chyba nie jest najlepszy pomysł , sprowadzac teraz faceta do domu jak On taki niepewny jest. Propozycja, aby zamieszkał u niej i Jej kosztem oszczędzał na swoje przyszłe lokum, może spowodować , że autorka wpadnie z deszczu pod rynnę.
32 2018-02-14 17:58:36 Ostatnio edytowany przez Liczi (2018-02-14 18:00:04)
Tylko żeby się nie okazało , że skończy się jak u katarzyny30k
On przyjmie Jej propozycję (może na to właśnie czeka), wprowadzi się do niej, Ona go będzie opierała, sprzątała, gotowała, robiła zakupu itp a On po pracy i tak pierwsze kroki skieruje do tamtego domu, bo tam przecież dziecko czeka ...... Zresztą jak pisała wcześniej autorka "Po rozwodzie wyprowadzil sie z domu. Potem wrocil, podobno z powodu tesknoty za dzieckiem." Zważywszy , że autorka sama ma dziecko to chyba nie jest najlepszy pomysł , sprowadzac teraz faceta do domu jak On taki niepewny jest. Propozycja, aby zamieszkał u niej i Jej kosztem oszczędzał na swoje przyszłe lokum, może spowodować , że autorka wpadnie z deszczu pod rynnę.
Święte słowa!
Każdy kolejny post Hanny potwierdza moje przypuszczenie. Koleś ją "formatuje" pod siebie. Z czasem zwali się jej na łeb - biedny miś
Hanno do byłego małżonka wraca się z podkulonym ogonem z braku innego wyboru. Na pewno nie z powodu tęsknoty za dziecięciem oraz chęci oszczędzenia dwóch, z czterech tysięcy PLN-ów. Upraszam ponownie - bądź szczera SAMA ZE SOBĄ.
Wykluczam możliwość powrotu ze względu na tyleż szaleńczą co ukrytą miłość do byłej połowicy ponieważ oblubieniec Autorki nie ukrywa z nią związku przed bliskimi.
Spędzając Święta z Hanną pokazał również jak bardzo zależy mu na ścisłych kontaktach z dzieckiem
Spokojnie dziewczęta, bez paniki
Nikt nie mówi, że ma sobie od razu brać na garba biednego misia. Na razie ma mu to tylko zaproponować i słuchać uważnie tego co powie.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że zacznie się migać, kluczyć i wymyślać. Jestem tego niemal na 100% pewien. Ale w razie gdyby...
Ale w razie gdyby jednak się zgodził, to autorka do końca miesiąca zdąży to wszystko jeszcze sobie na spokojnie dwa razy przemyśleć,
no i z tych przemyśleń jej wyjdzie, że lepszym rozwiązaniem dla nich obojga, przynajmniej na razie, będzie coś większego razem wynająć.
W ten to oto prosty sposób oboje będą "u siebie", oboje będą mogli w dowolnym momencie podziękować, spakować się i wyjść,
oboje będą ponosić takie same koszty, z tym że autorka swoją część będzie mogła pokryć z wynajmu komuś jej własnego mieszkania,
facet ma dach nad głową, dziewczynę przy sobie i nie musi bulić nie wiadomo ile, może sobie dalej z spokoju odkładać na swoje...
Myślę że takie rozwiązanie tej sytuacji byłoby idealne, pozostaje tylko kwestia dogadania detali. No bo co innego może mu zaproponować?
Żądanie natychmiastowej wyprowadzki od żony i zamieszkania sobie gdzieś, bo mi się taka sytuacja nie podoba i tak nie może być,
to szczerze mówiąc sam bym chyba parsknął śmiechem, gdybym takie coś usłyszał od laski, którą znam miesiąc czasu czy tam dwa.
Prawdopodobnie już więcej bym jej nie zobaczył, a raczej na pewno, no ale autorka nie chce go rzucić i co mam jej zrobić jak się uparła
Z czasem zwali się jej na łeb - biedny miś
Pewnie tak, ale coś mi się wydaje, że dopiero wtedy, kiedy mu z ex żoną nie wyjdzie.
Ja nie wierzę w to, że ta jego ex to jakaś samarytanka, która poświęca dobro swojego dziecka i swoje dla jakiegoś palanta, który sobie u niej pomieszkuje, żeby oszczędzać ;-) Nie ma takiej opcji i tu jest jakieś drugie dno.
A gdzie Autorka napisała, że wiedzą o niej jego znajomi, bo jakoś nie mogę się tego doszukać? Podpowiedzcie mi.
Autorko, moim zdaniem Anderstud wszystko najtrafniej Ci obrazuje, więc warto czytać go z uwagą. Pisze jak jest, a w dodatku to facet, a my kobiety bardzo czesto potrzebujemy do swoich rozważań właśnie opinii facetów, prawda?
35 2018-02-15 03:30:39 Ostatnio edytowany przez Liczi (2018-02-15 03:39:55)
......
A gdzie Autorka napisała, że wiedzą o niej jego znajomi, bo jakoś nie mogę się tego doszukać? Podpowiedzcie mi.
A chociażby tu;
Cynica napisał/a:Jego żona wie o Tobie?
Byla zona. Tak, wie od samego poczatku od kiedy sie spotykamy.
No i Święta spędza u Hanny, więc nie ukrywa tego związku. Dlatego właśnie się upieram, że uczucie między nim a ex żoną to "wyschnięta rzeka" a powód jego pomieszkiwania/waletowania u byłej małżonki jest li tylko ekonomiczny. A wrażenie jakie odnosi Autorka, jest dokładnie takie, jakie ma być, czyli różne od stanu faktycznego.
A chociażby tu;
Cynica napisał/a:Jego żona wie o Tobie?
Byla zona. Tak, wie od samego poczatku od kiedy sie spotykamy.
To świadczy tylko o tym, że on tak Autorce powiedział, a nie, że ta ex naprawdę wszystko wie. To zupełnie dwie różne sprawy, a gadać to można wszystko.
Noo, chyba że Autorka rozmawiala osobiście z jego byłą i tamta to potwierdziła?
No i Święta spędza u Hanny
Nie spędza, tylko spędził jedne, bo ex akurat wyjechała z dzieckiem.
Ja nie mowię, że u niego i jego byłej jakieś wielkie love story się dzieje, czy coś. Ale na bank istnieje między nimi jakiś układ, o którym Hanna nie wie. Układ, w którym ex żonie też musi coś pasować, a nie tylko jemu.
Bo nie wierzę w to, że ex godzi się na to wszystko kosztem życia osobistego (bo co, jeśli na przykład pozna faceta i będzie chciała zapraszać go do siebie?)
No ale to tylko takie gdybanie, może Autorka da znać niebawem, jak się sprawy mają...
....
Ja nie mowię, że u niego i jego byłej jakieś wielkie love story się dzieje, czy coś. Ale na bank istnieje między nimi jakiś układ, o którym Hanna nie wie. Układ, w którym ex żonie też musi coś pasować, a nie tylko jemu.
Bo nie wierzę w to, że ex godzi się na to wszystko kosztem życia osobistego (bo co, jeśli na przykład pozna faceta i będzie chciała zapraszać go do siebie?)
...
Powtarzać się więcej nie będę. Zdanie moje w tej sprawie jest znane a wyłuszczyłam je na podstawie dwóch konkretnych przypadków jakie znam oraz moich osobistych doświadczeń.
A miałam je analogiczne (kalka niemal) jak te żony wybranka Hanny.
Mój małżonek wprowadził się po kilku miesiącach do mnie i dzieci po tym, jak JA WYPROWADZIŁAM się z naszego domu!
Dlaczego go wpuściłam?
Bo zadłużył dom i nie miał gdzie żyć a JEST OJCEM MOICH DZIECI. Pozwoliłam mu więc u mnie "przewaletować" dopóki nie stanął na nogi tzn. sprzedaliśmy dom i z części tych środków kupił sobie mieszkanie. Ot i cała tajemnica.
On zawsze na etaciku, spokojnie, na luzie, bez nerwów a ja szarpałam się o podwyższenie standardu życia. Byłam robotem wieloczynnościowym, bo ex do podstawowych czynności społeczno- rodzinnych się nie zniżał. Kiedy kupiłam dom nad jeziorem, to nawet nie pojechał ze mną i z dziećmi tam na wakacje bo....... on nie lubi wsi
Przypomnę tylko, że partner Autorki nawet połowy nieruchomości nie ma! Nie posiada NIC!
Za prawdę powiadam Ci Autorko; jeśli uwolnisz byłą żonę od przymusowego lokatora, będzie Ci to zapisane
Racja, ja też powtarzać się już nie będę, bo swoje zdanie powiedziałam i go nie zmienię. I ono również pochodzi z moich doświadczeń. A że doświadczenia wszyscy mamy różne to... Cóż, życie.
Czekam cierpliwie na autorkę, póki co.
39 2018-02-15 17:00:24 Ostatnio edytowany przez madoja (2018-02-15 17:05:00)
Mój ex wrócił do ex-zony niby tylko mieszkać, bo nie miał gdzie się podziać, ale podał powód że strasznie tęskni za dziećmi (po naszym rozstaniu) i sypiali ze sobą od czasu do czasu. Wiem, bo potem rozmawialiśmy.
Wydaje mi się że faceci są tacy, że gdy NAPRAWDĘ NIE CHCĄ JUŻ BYĆ Z JAKĄŚ KOBIETĄ to zrobią wszystko, żeby już z nią nie mieszkać, nie spotykać jej rano przy śniadaniu, nie mijać jej wieczorem w drodze do prysznica, nie mieć z nią wspólnych spraw jak rachunki, naprawa dachu, wredny sąsiad czy odśnieżanie albo koszenie trawy (takie sprawy BARDZO wiążą).
A on chce mieć to wszystko z nią wspólne!
Gdyby naprawdę oszczędzał, a nie chciał wynajmować całego mieszkania za 2 tys zł, to wynająłby chociaż pokój. Ale nawet nie, to tak idiotyczny powód, do cholery... Przecież po prostu wziąłby kredyt. Na pewno ma zdolność kredytową przy tak wysokich zarobkach jak piszesz. I to co teraz oszczędza co miesiąc po prostu spłacałby jako ratę kredytu. Bo za gotówkę nie kupi - ile musiałby mieszkać u żonki?
Faceci są prości. Mieszka z tą kobietą bo chce z nią mieszkać.
Dziekuje za odpowiedzi i wszelkie sugestie. Odpowiem zbiorczo, bo za duzo cytowania by bylo a nie do konca to ogarniam.
@Anderstud - jak najbardziej propozycja zamieszkania razem mialaby racje bytu, ale ja tez mam dziecko. Wychowuje je z jego ojcem w systemie opieki naprzemienej, co oznacza ze ono co drugi tydzien jest ze mna. Nie zamierzam robic dziecku sieczki z mozgu pojawieniem sie nagle jakiegos obcego faceta w domu. Tak jak pisalam, oboje mamy dzieci ale spotykamy sie dopiero od pazdziernika, dla mnie to za wczesnie na angazowanie smykow, tym bardziej ze sytuacja jest jaka jest. Takze shittest z mieszkaniem razem odpuszczam, bo mnie to nie pasuje.
@Annax - nie znam jego ex osobiscie. Widzialam wyrok rozwodowy, to mi na teraz wystarcza. Ona zyje praca, wraca pozno i nie jest typem matki polki. Nie doszukuje sie tutaj postawy samarytanki, raczej takiej ze jej prywatne zycie czyli potencjalny partner jest jej obijetny, tzn ona stawia na kariere. Ona wie o nas, bo jak inaczej wytlumaczyc ze facet nagle prawie codziennie wieczorami jest poza domem, wyjezdza na weekendy, w weekendy sypia poza domem? Z tego co uslyszalam wie od poczatku, z reszta musialaby byc slepa zeby sie nie domyslec. Co do swiat - takie rzeczy zazwyczaj ustala sie w trakcie rozwodu. Kto, kiedy, jak i z kim. Akurat u mnie w tym roku wypadlo tak, ze dziecko u taty a jego spedzalo swieta z mama. Nie doszukiwalabym sie drugiego dna.
@ Liczi - ze jest golodupcem to sie nie zgodze. Natomiast ma w sobie jakis pierwiastek pana oszczednego. Np. nie robi na nim wrazenia rachunek w restauracji na 200-300 pln, ale buty sportowe kupuje w sklepie najtansze. Ale nie jedne, tylko 3 modele. Nie rozumiem tego.
@Madoja ma racje. Mieszka bo chce. Ja nie jestem na tyle wazna, zeby cos zmienic. Teraz czeka nas jeszcze wspolny wyjazd na poczatku marca i nie zamierzam z tego rezygnowac, oplacony po polowie a w tym kraju jeszcze nie bylam. A potem niestety trzeba bedzie sie pozegnac. Trudnie to, bo stal sie wazna osoba dla mnie. I poza tym jednym zgrzytem gra wszystko. I spojrzenie na swiat, poczucie humoru, swietny seks, zamilowanie do dobrego jedzenia i filmow. Ale jak mawiaja = z gowna bata nie ukrecisz. R-amen.
jestem szalenie ciekawa jak on zareaguje kiedy powiesz, że już masz tej sytuacji dość i odchodzisz. w marcu to będzie po pół roku waszej znajomości, moim zdaniem to taki czas ze facet powinien juz wiedziec czy chce się w związek z tobą angażować, a i ty masz prawo oczekiwać jakiś postanowień.
42 2018-02-16 10:26:23 Ostatnio edytowany przez Liczi (2018-02-16 10:28:18)
Dziekuje za odpowiedzi i wszelkie sugestie. Odpowiem zbiorczo, bo za duzo cytowania by bylo a nie do konca to ogarniam.
@Anderstud - jak najbardziej propozycja zamieszkania razem mialaby racje bytu, ale ja tez mam dziecko. Wychowuje je z jego ojcem w systemie opieki naprzemienej, co oznacza ze ono co drugi tydzien jest ze mna. Nie zamierzam robic dziecku sieczki z mozgu pojawieniem sie nagle jakiegos obcego faceta w domu. Tak jak pisalam, oboje mamy dzieci ale spotykamy sie dopiero od pazdziernika, dla mnie to za wczesnie na angazowanie smykow, tym bardziej ze sytuacja jest jaka jest. Takze shittest z mieszkaniem razem odpuszczam, bo mnie to nie pasuje.@Annax - nie znam jego ex osobiscie. Widzialam wyrok rozwodowy, to mi na teraz wystarcza. Ona zyje praca, wraca pozno i nie jest typem matki polki. Nie doszukuje sie tutaj postawy samarytanki, raczej takiej ze jej prywatne zycie czyli potencjalny partner jest jej obijetny, tzn ona stawia na kariere. Ona wie o nas, bo jak inaczej wytlumaczyc ze facet nagle prawie codziennie wieczorami jest poza domem, wyjezdza na weekendy, w weekendy sypia poza domem? Z tego co uslyszalam wie od poczatku, z reszta musialaby byc slepa zeby sie nie domyslec. Co do swiat - takie rzeczy zazwyczaj ustala sie w trakcie rozwodu. Kto, kiedy, jak i z kim. Akurat u mnie w tym roku wypadlo tak, ze dziecko u taty a jego spedzalo swieta z mama. Nie doszukiwalabym sie drugiego dna.
@ Liczi - ze jest golodupcem to sie nie zgodze. Natomiast ma w sobie jakis pierwiastek pana oszczednego. Np. nie robi na nim wrazenia rachunek w restauracji na 200-300 pln, ale buty sportowe kupuje w sklepie najtansze. Ale nie jedne, tylko 3 modele. Nie rozumiem tego.
@Madoja ma racje. Mieszka bo chce. Ja nie jestem na tyle wazna, zeby cos zmienic. Teraz czeka nas jeszcze wspolny wyjazd na poczatku marca i nie zamierzam z tego rezygnowac, oplacony po polowie a w tym kraju jeszcze nie bylam. A potem niestety trzeba bedzie sie pozegnac. Trudnie to, bo stal sie wazna osoba dla mnie. I poza tym jednym zgrzytem gra wszystko. I spojrzenie na swiat, poczucie humoru, swietny seks, zamilowanie do dobrego jedzenia i filmow. Ale jak mawiaja = z gowna bata nie ukrecisz. R-amen.
Tak jak pisałam - niemal kalka mojego krajobrazu postmałżeńskiego Gdybym się zgodziła na seks, mój były z pewnością by skorzystał ale nie z powodu obezwładniającego uczucia do mnie, tylko..... z chęci zachowania status quo
Hanno, jesteś rozsądna jestem więc o Twoją decyzję spokojna ale ....... NIE myśl, że "nie jesteś na tyle ważna, żeby coś zmienić" . Jego decyzje nie mają nic wspólnego z Tobą. To po prostu bluszcz. Jak mu zaproponujesz wikt, seks i opierunek, to ...... wybierze Ciebie.
Trzymam za Ciebie mocno kciuki, bo takie typy płci obojga baaaardzo mieszają w głowie. Są jak powolna trucizna.
Hanno, trzymam zatem kciuki za Ciebie i daj znać co jakiś czas
Teraz czeka nas jeszcze wspolny wyjazd na poczatku marca i nie zamierzam z tego rezygnowac, oplacony po polowie a w tym kraju jeszcze nie bylam. A potem niestety trzeba bedzie sie pozegnac. Trudnie to, bo stal sie wazna osoba dla mnie. I poza tym jednym zgrzytem gra wszystko. I spojrzenie na swiat, poczucie humoru, swietny seks, zamilowanie do dobrego jedzenia i filmow. Ale jak mawiaja = z gowna bata nie ukrecisz. R-amen.
Aż szkoda rozwalać związek, który tak świetnie funkcjonuje i nieźle rokuje.
Może lepiej jednak powiedzieć wprost (zamiast wyrażać niezadowolenie z sytuacji), że wspólne pomieszkiwanie twojego partnera z jego byłą żoną wraz z rozwijaniem waszej relacji staje się dla ciebie coraz bardziej problematyczne aż do tego stopnia, że stało się to dla ciebie źródłem ciągłej frustracji, więc jeśli wasza relacja ma się dalej rozwijać, to oczekujesz jakiegoś konkretnego działania z jego strony. To jest przerzucenie piłki n ajego stronę, ale też uczciwe postawienie przez ciebie sprawy. Jeśli będzie mu zależało, żeby waszą relację utrzymać, to COŚ wymyśli.
hanna1234 napisał/a:Teraz czeka nas jeszcze wspolny wyjazd na poczatku marca i nie zamierzam z tego rezygnowac, oplacony po polowie a w tym kraju jeszcze nie bylam. A potem niestety trzeba bedzie sie pozegnac. Trudnie to, bo stal sie wazna osoba dla mnie. I poza tym jednym zgrzytem gra wszystko. I spojrzenie na swiat, poczucie humoru, swietny seks, zamilowanie do dobrego jedzenia i filmow. Ale jak mawiaja = z gowna bata nie ukrecisz. R-amen.
Aż szkoda rozwalać związek, który tak świetnie funkcjonuje i nieźle rokuje.
Może lepiej jednak powiedzieć wprost (zamiast wyrażać niezadowolenie z sytuacji), że wspólne pomieszkiwanie twojego partnera z jego byłą żoną wraz z rozwijaniem waszej relacji staje się dla ciebie coraz bardziej problematyczne aż do tego stopnia, że stało się to dla ciebie źródłem ciągłej frustracji, więc jeśli wasza relacja ma się dalej rozwijać, to oczekujesz jakiegoś konkretnego działania z jego strony. To jest przerzucenie piłki n ajego stronę, ale też uczciwe postawienie przez ciebie sprawy. Jeśli będzie mu zależało, żeby waszą relację utrzymać, to COŚ wymyśli.
On wie, ze jest to zrodlem mojej frustracji. Juz mu to uswiadomilam. Powiedzialam, ze jesli jego priorytetem jest bycie blisko dziecka oraz oszczednosci to ja musze sie w tej relacji wycofac, bo w obecnym ukladzie nie ma dla mnie miejsca. I ze unikanie tematu nie sprawi, ze problem zniknie. Przerzucilam pilke w jego strone. Powiedzialam zeby przemyslal czego chce i podjal jakas decyzje. Tylko ile ja mam tak czekac? Bo nie podalam mu zadnego terminu a nie chce mi sie walkowac tego tematu za kazdym razem gdy sie widzimy. Nie bede sie w nieskonczonosc tym zadreczac, daleko mi do takiego masochizmu. Dlatego po powrocie zamierzam ostatecznie sie rozmowic. Nie bede oczekiwac jak na wyrok, znam swoja wartosc i moze nie jestem jakos bardzo zyciowo doswiadczona, ale wiem ze mozna miec inny zwiazek, ktory funkcjonuje na "normalych" zasadach. Tez czuje, ze szkoda i jest mi zal, ale nie mam ochoty czuc sie jak czyjas kochanka, chociaz oboje jestesmy po rozwodach. Ja widze, ze jemu na mnie zalezy, ze ciagnie go do mnie tak samo jak mnie do niego, no ale obawiam sie ze to nie wystarczy. Coz, czas pokaze. Za mniej wiecej trzy tygodnie bede wiedziec czy wracam do bycia singlem czy jednak moj luby wezmie sie za sprawe.
Byle tą ostateczną rozmową znów nie zamydlił Ci oczu, bo odkładać na mieszkanie można dłuuugo
Cóż, powodzenia
@Anderstud - jak najbardziej propozycja zamieszkania razem mialaby racje bytu, ale ja tez mam dziecko. Wychowuje je z jego ojcem w systemie opieki naprzemienej, co oznacza ze ono co drugi tydzien jest ze mna. Nie zamierzam robic dziecku sieczki z mozgu pojawieniem sie nagle jakiegos obcego faceta w domu. Tak jak pisalam, oboje mamy dzieci ale spotykamy sie dopiero od pazdziernika, dla mnie to za wczesnie na angazowanie smykow, tym bardziej ze sytuacja jest jaka jest. Takze shittest z mieszkaniem razem odpuszczam, bo mnie to nie pasuje.
Ja też mam dziecko. Moja obecna partnerka również ma, dwójkę nawet. Moja była żona ma dzieci, ze mną i z poprzedniego związku,
oraz obecny partner mojej byłej żony (wszyscy nadążają?) ma dziecko. Cała nasza czwórka ma jakieś dzieci i wszyscy jakoś razem żyją.
Razem nie w sensie, że pod jednym dachem wszyscy, tylko każdy z dzieckiem ma kogoś z dzieckiem i o ile naturalne są jakieś tam obawy,
o tyle ten dzień musi kiedyś nadejść, że w życiu naszych dzieci pojawiają się nowi partnerzy rodziców, a dla dziecka to jest całkiem obojętne
czy to się stanie dzisiaj, czy za miesiąc, czy za pół roku albo rok. Dla niego to i tak będzie nowa sytuacja z którą jakoś musi sobie poradzić.
I tyle. Nie ma co tego tak demonizować, zwłaszcza w sytuacji, gdy jak podają statystyki, obecnie w Polsce niemal co drugie małżeństwo się rozpada.
Także tutaj, to naprawdę nie ma żadnej różnicy dla dzieciaka, kiedy w waszym domu pojawi się nowy facet. To po pierwsze primo.
Po drugie primo jak tak Ciebie czytam, to coraz lepiej widzę, że nie jesteś biedną sierotką, tylko ogarniętą babką kutą na cztery łapy,
więc nawet jeśli ten koleś się zgodzi z Tobą zamieszkać (oczywiście nadal ani trochę w to nie wierzę) bez trudu coś wymyślisz, żeby się z tego wykręcić.
Nie chodzi o to, że masz go wziąć na garnuszek, tylko o to co on Ci powie, kiedy usłyszy taką propozycję. Zawsze możesz powiedzieć - żartowałam!
Po trzecie primo, jeśli mu teraz powiesz - słuchaj Kazik, nie może tak być, że ty mieszkasz u swojej byłej, nie podoba mi się to i masz to zmienić...
to on z łatwością odbije piłeczkę i Tobie powie - słuchaj Jadzia, nie będzie tak, że ty po dwóch miesiącach znajomości mówisz mi jak mam żyć, helloł...
No i co wtedy?
summerka88 napisał/a:hanna1234 napisał/a:Teraz czeka nas jeszcze wspolny wyjazd na poczatku marca i nie zamierzam z tego rezygnowac, oplacony po polowie a w tym kraju jeszcze nie bylam. A potem niestety trzeba bedzie sie pozegnac. Trudnie to, bo stal sie wazna osoba dla mnie. I poza tym jednym zgrzytem gra wszystko. I spojrzenie na swiat, poczucie humoru, swietny seks, zamilowanie do dobrego jedzenia i filmow. Ale jak mawiaja = z gowna bata nie ukrecisz. R-amen.
Aż szkoda rozwalać związek, który tak świetnie funkcjonuje i nieźle rokuje.
Może lepiej jednak powiedzieć wprost (zamiast wyrażać niezadowolenie z sytuacji), że wspólne pomieszkiwanie twojego partnera z jego byłą żoną wraz z rozwijaniem waszej relacji staje się dla ciebie coraz bardziej problematyczne aż do tego stopnia, że stało się to dla ciebie źródłem ciągłej frustracji, więc jeśli wasza relacja ma się dalej rozwijać, to oczekujesz jakiegoś konkretnego działania z jego strony. To jest przerzucenie piłki n ajego stronę, ale też uczciwe postawienie przez ciebie sprawy. Jeśli będzie mu zależało, żeby waszą relację utrzymać, to COŚ wymyśli.On wie, ze jest to zrodlem mojej frustracji. Juz mu to uswiadomilam. Powiedzialam, ze jesli jego priorytetem jest bycie blisko dziecka oraz oszczednosci to ja musze sie w tej relacji wycofac, bo w obecnym ukladzie nie ma dla mnie miejsca. I ze unikanie tematu nie sprawi, ze problem zniknie. Przerzucilam pilke w jego strone. Powiedzialam zeby przemyslal czego chce i podjal jakas decyzje. Tylko ile ja mam tak czekac? Bo nie podalam mu zadnego terminu a nie chce mi sie walkowac tego tematu za kazdym razem gdy sie widzimy. Nie bede sie w nieskonczonosc tym zadreczac, daleko mi do takiego masochizmu. Dlatego po powrocie zamierzam ostatecznie sie rozmowic. Nie bede oczekiwac jak na wyrok, znam swoja wartosc i moze nie jestem jakos bardzo zyciowo doswiadczona, ale wiem ze mozna miec inny zwiazek, ktory funkcjonuje na "normalych" zasadach. Tez czuje, ze szkoda i jest mi zal, ale nie mam ochoty czuc sie jak czyjas kochanka, chociaz oboje jestesmy po rozwodach. Ja widze, ze jemu na mnie zalezy, ze ciagnie go do mnie tak samo jak mnie do niego, no ale obawiam sie ze to nie wystarczy. Coz, czas pokaze. Za mniej wiecej trzy tygodnie bede wiedziec czy wracam do bycia singlem czy jednak moj luby wezmie sie za sprawe.
To zmienia postać rzeczy.
Skoro mu wyraźnie wyłożyłaś, co cię uwiera a jedyną reakcją na to było, że on ma inne priorytety a ty masz się do nich dostosować, bez poszukiwania nawet zgniłych kompromisów, to sprawa wygląda dość jednoznacznie.
I tu nie chodzi o to, że minęło kilka miesięcy waszego związku a ty wymagasz, aby on demolował układ, w którym sobie wygodnie żyje, ale o to, że - kolokwialnie mówiąc - zwisa mu, czy cię coś trapi, czy nie. A w takim wypadku ten związek już nie uważam za dobrze rokujący, bo brakuje mi uwzględniania twoich emocji i odczuć w relacji między wami. Gdyby cię szanował, to chodziłby wokół ciebie jak trusia i dbał, żeby tobie z nim było równie dobrze i wygodnie, jak jemu z tobą. Zapewne wtedy pojawiłyby się pomysły, jakiekolwiek próby rozwiązania czegoś, co dla partnera jest problemem. A tu nic oprócz dostosuj się. Już tu wiele razy na forum pisałam, że koncentracja na sobie, swojej perspektywie i swoim interesie jest postawą trudną do zmiany.
hanna1234 napisał/a:
@Anderstud - jak najbardziej propozycja zamieszkania razem mialaby racje bytu, ale ja tez mam dziecko. Wychowuje je z jego ojcem w systemie opieki naprzemienej, co oznacza ze ono co drugi tydzien jest ze mna. Nie zamierzam robic dziecku sieczki z mozgu pojawieniem sie nagle jakiegos obcego faceta w domu. Tak jak pisalam, oboje mamy dzieci ale spotykamy sie dopiero od pazdziernika, dla mnie to za wczesnie na angazowanie smykow, tym bardziej ze sytuacja jest jaka jest. Takze shittest z mieszkaniem razem odpuszczam, bo mnie to nie pasuje.Ja też mam dziecko. Moja obecna partnerka również ma, dwójkę nawet. Moja była żona ma dzieci, ze mną i z poprzedniego związku,
oraz obecny partner mojej byłej żony (wszyscy nadążają?) ma dziecko. Cała nasza czwórka ma jakieś dzieci i wszyscy jakoś razem żyją.
Razem nie w sensie, że pod jednym dachem wszyscy, tylko każdy z dzieckiem ma kogoś z dzieckiem i o ile naturalne są jakieś tam obawy,
o tyle ten dzień musi kiedyś nadejść, że w życiu naszych dzieci pojawiają się nowi partnerzy rodziców, a dla dziecka to jest całkiem obojętne
czy to się stanie dzisiaj, czy za miesiąc, czy za pół roku albo rok. Dla niego to i tak będzie nowa sytuacja z którą jakoś musi sobie poradzić.
I tyle. Nie ma co tego tak demonizować, zwłaszcza w sytuacji, gdy jak podają statystyki, obecnie w Polsce niemal co drugie małżeństwo się rozpada.
Także tutaj, to naprawdę nie ma żadnej różnicy dla dzieciaka, kiedy w waszym domu pojawi się nowy facet. To po pierwsze primo.Po drugie primo jak tak Ciebie czytam, to coraz lepiej widzę, że nie jesteś biedną sierotką, tylko ogarniętą babką kutą na cztery łapy,
więc nawet jeśli ten koleś się zgodzi z Tobą zamieszkać (oczywiście nadal ani trochę w to nie wierzę) bez trudu coś wymyślisz, żeby się z tego wykręcić.
Nie chodzi o to, że masz go wziąć na garnuszek, tylko o to co on Ci powie, kiedy usłyszy taką propozycję. Zawsze możesz powiedzieć - żartowałam!![]()
Po trzecie primo, jeśli mu teraz powiesz - słuchaj Kazik, nie może tak być, że ty mieszkasz u swojej byłej, nie podoba mi się to i masz to zmienić...
to on z łatwością odbije piłeczkę i Tobie powie - słuchaj Jadzia, nie będzie tak, że ty po dwóch miesiącach znajomości mówisz mi jak mam żyć, helloł...No i co wtedy?
Co do dzieci to oczywiscie, kiedys nadejdzie ten dzien. Ale dla mnie on jeszcze nie nadszedl. Jesli przedstawie mojemu dziecku mojego partnera, to chce byc przekonana, ze wlasnie tego konkretnego czlowieka chce przedstawic. Czyli dla mnie musi uplynac jeszcze toche czasu, zeby sie za chwile nie okazalo, ze to niewypal. Rozumiesz o co mi chodzi? Gosciu wprowadzi sie do mnie, moje dziecko sie przyzwyczai do jego obecnosci a potem sie jemu odwidzi, temu misiu, bo stwierdzi ze jednak za bardzo teskni za swoim, ktorego teraz ma na co dzien. Nie chce mieszac w glowie dzieciakowi. Staram sie do tego podchodzic rozsadnie, tak zeby obylo sie bez ofiar po obu stronach.
Dla mnie logiczna kolejnosc zdarzen jest taka, ze on idzie na swoje (w tej chwili wynajmowane, na swoje w sensie ze nie u bylej), ustala z ex jak sie dziela opieka nad dzieckiem. Wtedy i jego dziecko przywyknie do tego, ze tata juz nie mieszka z mama, a i sam zainteresowany przyzwyczai sie do sytuacji, ze nie zawsze ma dziecko przy sobie. Bo takie sa konsekwencje rozwodu. Niestety. Ewentualnie pozniej gdybysmy byli nadal razem, moznaby pomyslec o wspolnym mieszkaniu, czy to wynajeciu czegos razem, moze w dalszej perspektywie o zakupie.
Jesli mu teraz powiem - to bedzie juz prawie pol roku od chwili gdy jestesmy razem a nie dwa miesiace. Sadze, ze to dobry czas na to zeby zobaczyc, czy jest ludziom razem po drodze czy nie. Jesli jemu jest ze mna po drodze ale pileczka zostanie odbita i on zechce zachowac status quo - no coz - moze troche sobie poplacze, moze bede miala tygodniowego dola, moze zjem cale opakowanie lodow albo pojde na miasto i sie upije w barze. Opcji jest kilka. No ale na litosc boska, ja nie bede doroslemu czlowiekowi przez kolejne miesiace tlumaczyc, dlaczego obecna sytuacja jest chora i przekonywac go do swoich racji a on bedzie potakiwal jak ten piesek samochodowy a nie zrobi nic. Po prostu sie pozegnam i tyle.
A rozkminiam, poniewaz to naprawde fajna relacja i az zal przekreslac. No ale ja nie moge dzialac za druga osobe. Ja mam swoje sprawy poukladane, z eksem nie wchodzimy sobie w droge, komunikacja w sprawie dziecka przebiega bardzo dobrze, potrafimy sie dogadac a jednoczesnie kazde z nas zyje swoim zyciem. Widujemy sie rzadko pomimo tego, ze mieszkamy w miare blisko. Czasem ogarniemy cos we trojke z dzieckiem, spacer, plac zabaw, obiad. To tez sie zdarza. Ale moje dziecko wie, ze nie jestesmy razem. I taki uklad jest zdrowy dla wszystkich. Nie wiem, moze ja jestem jakas dziwna ale od doroslego czlowieka, ktory kiedys podjal decyzje od rozstaniu z zona oczekuje, ze bedzie umial sie zmierzyc z konsekwencjami tej decyzji a nie robienia z siebie biednego misia z mokrym noskiem, mowiacego no ale co ja moge. A jesli nie umie, nie chce, nie moze czy co tam jeszcze mozna tutaj wstawic, to trudno. Szkoda, ale trudno.
hanna1234 napisał/a:summerka88 napisał/a:Aż szkoda rozwalać związek, który tak świetnie funkcjonuje i nieźle rokuje.
Może lepiej jednak powiedzieć wprost (zamiast wyrażać niezadowolenie z sytuacji), że wspólne pomieszkiwanie twojego partnera z jego byłą żoną wraz z rozwijaniem waszej relacji staje się dla ciebie coraz bardziej problematyczne aż do tego stopnia, że stało się to dla ciebie źródłem ciągłej frustracji, więc jeśli wasza relacja ma się dalej rozwijać, to oczekujesz jakiegoś konkretnego działania z jego strony. To jest przerzucenie piłki n ajego stronę, ale też uczciwe postawienie przez ciebie sprawy. Jeśli będzie mu zależało, żeby waszą relację utrzymać, to COŚ wymyśli.On wie, ze jest to zrodlem mojej frustracji. Juz mu to uswiadomilam. Powiedzialam, ze jesli jego priorytetem jest bycie blisko dziecka oraz oszczednosci to ja musze sie w tej relacji wycofac, bo w obecnym ukladzie nie ma dla mnie miejsca. I ze unikanie tematu nie sprawi, ze problem zniknie. Przerzucilam pilke w jego strone. Powiedzialam zeby przemyslal czego chce i podjal jakas decyzje. Tylko ile ja mam tak czekac? Bo nie podalam mu zadnego terminu a nie chce mi sie walkowac tego tematu za kazdym razem gdy sie widzimy. Nie bede sie w nieskonczonosc tym zadreczac, daleko mi do takiego masochizmu. Dlatego po powrocie zamierzam ostatecznie sie rozmowic. Nie bede oczekiwac jak na wyrok, znam swoja wartosc i moze nie jestem jakos bardzo zyciowo doswiadczona, ale wiem ze mozna miec inny zwiazek, ktory funkcjonuje na "normalych" zasadach. Tez czuje, ze szkoda i jest mi zal, ale nie mam ochoty czuc sie jak czyjas kochanka, chociaz oboje jestesmy po rozwodach. Ja widze, ze jemu na mnie zalezy, ze ciagnie go do mnie tak samo jak mnie do niego, no ale obawiam sie ze to nie wystarczy. Coz, czas pokaze. Za mniej wiecej trzy tygodnie bede wiedziec czy wracam do bycia singlem czy jednak moj luby wezmie sie za sprawe.
To zmienia postać rzeczy.
Skoro mu wyraźnie wyłożyłaś, co cię uwiera a jedyną reakcją na to było, że on ma inne priorytety a ty masz się do nich dostosować, bez poszukiwania nawet zgniłych kompromisów, to sprawa wygląda dość jednoznacznie.
I tu nie chodzi o to, że minęło kilka miesięcy waszego związku a ty wymagasz, aby on demolował układ, w którym sobie wygodnie żyje, ale o to, że - kolokwialnie mówiąc - zwisa mu, czy cię coś trapi, czy nie. A w takim wypadku ten związek już nie uważam za dobrze rokujący, bo brakuje mi uwzględniania twoich emocji i odczuć w relacji między wami. Gdyby cię szanował, to chodziłby wokół ciebie jak trusia i dbał, żeby tobie z nim było równie dobrze i wygodnie, jak jemu z tobą. Zapewne wtedy pojawiłyby się pomysły, jakiekolwiek próby rozwiązania czegoś, co dla partnera jest problemem. A tu nic oprócz dostosuj się. Już tu wiele razy na forum pisałam, że koncentracja na sobie, swojej perspektywie i swoim interesie jest postawą trudną do zmiany.
To o priorytetach to nie byly jego slowa tylko moje. Ze ja wlasnie w ten sposob widze jego priorytety.
Autorko, na Twoim miejscu zrobiłabym tak, żeby ten wyjazd był spełnieniem jego marzeń, żadnego zrzędzenia, ględzenia, kłótni (skoro on już doskonale zna Twoje stanowisko), a po powrocie obwieściłabym mu swoją decyzję. Może wtedy sie ocknie, mając wciąż w głowie Wasz urlop? W końcu pół roku razem, jesteście dojrzałymi ludźmi, w sumie moglibyście zamieszkać razem. Nie jest powiedziane że on musi się wyprowadzać i mieszkać sam w imię górnolotnej idei, żeby tylko nie mieszać z żoną. Może mieszkać z Tobą.
summerka88 napisał/a:hanna1234 napisał/a:On wie, ze jest to zrodlem mojej frustracji. Juz mu to uswiadomilam. Powiedzialam, ze jesli jego priorytetem jest bycie blisko dziecka oraz oszczednosci to ja musze sie w tej relacji wycofac, bo w obecnym ukladzie nie ma dla mnie miejsca. I ze unikanie tematu nie sprawi, ze problem zniknie. Przerzucilam pilke w jego strone. Powiedzialam zeby przemyslal czego chce i podjal jakas decyzje. Tylko ile ja mam tak czekac? Bo nie podalam mu zadnego terminu a nie chce mi sie walkowac tego tematu za kazdym razem gdy sie widzimy. Nie bede sie w nieskonczonosc tym zadreczac, daleko mi do takiego masochizmu. Dlatego po powrocie zamierzam ostatecznie sie rozmowic. Nie bede oczekiwac jak na wyrok, znam swoja wartosc i moze nie jestem jakos bardzo zyciowo doswiadczona, ale wiem ze mozna miec inny zwiazek, ktory funkcjonuje na "normalych" zasadach. Tez czuje, ze szkoda i jest mi zal, ale nie mam ochoty czuc sie jak czyjas kochanka, chociaz oboje jestesmy po rozwodach. Ja widze, ze jemu na mnie zalezy, ze ciagnie go do mnie tak samo jak mnie do niego, no ale obawiam sie ze to nie wystarczy. Coz, czas pokaze. Za mniej wiecej trzy tygodnie bede wiedziec czy wracam do bycia singlem czy jednak moj luby wezmie sie za sprawe.
To zmienia postać rzeczy.
Skoro mu wyraźnie wyłożyłaś, co cię uwiera a jedyną reakcją na to było, że on ma inne priorytety a ty masz się do nich dostosować, bez poszukiwania nawet zgniłych kompromisów, to sprawa wygląda dość jednoznacznie.
I tu nie chodzi o to, że minęło kilka miesięcy waszego związku a ty wymagasz, aby on demolował układ, w którym sobie wygodnie żyje, ale o to, że - kolokwialnie mówiąc - zwisa mu, czy cię coś trapi, czy nie. A w takim wypadku ten związek już nie uważam za dobrze rokujący, bo brakuje mi uwzględniania twoich emocji i odczuć w relacji między wami. Gdyby cię szanował, to chodziłby wokół ciebie jak trusia i dbał, żeby tobie z nim było równie dobrze i wygodnie, jak jemu z tobą. Zapewne wtedy pojawiłyby się pomysły, jakiekolwiek próby rozwiązania czegoś, co dla partnera jest problemem. A tu nic oprócz dostosuj się. Już tu wiele razy na forum pisałam, że koncentracja na sobie, swojej perspektywie i swoim interesie jest postawą trudną do zmiany.To o priorytetach to nie byly jego slowa tylko moje. Ze ja wlasnie w ten sposob widze jego priorytety.
Ok. Nawet jeśli on nie użył takiego określenia, to inne jego słowa i przede wszystkim zachowanie to pokazują a ty intuicyjnie odbierasz i nazywasz. Intuicji warto ufać
A pytałaś go kiedyś dlaczego rozpadł się jego związek? Bo z byłą żoną chyba dobrze się dogadują skoro razem mieszkają.
Co do dzieci to oczywiscie, kiedys nadejdzie ten dzien. Ale dla mnie on jeszcze nie nadszedl. Jesli przedstawie mojemu dziecku mojego partnera, to chce byc przekonana, ze wlasnie tego konkretnego czlowieka chce przedstawic. Czyli dla mnie musi uplynac jeszcze toche czasu, zeby sie za chwile nie okazalo, ze to niewypal. Rozumiesz o co mi chodzi? Gosciu wprowadzi sie do mnie, moje dziecko sie przyzwyczai do jego obecnosci a potem sie jemu odwidzi, temu misiu, bo stwierdzi ze jednak za bardzo teskni za swoim, ktorego teraz ma na co dzien. Nie chce mieszac w glowie dzieciakowi. Staram sie do tego podchodzic rozsadnie, tak zeby obylo sie bez ofiar po obu stronach.
No ale tak w życiu nie ma, że sobie możemy kogoś potestować i kiedy już uznamy, że upłynęło wystarczająco dużo czasu...
Dopóki nie zamieszkacie razem, ale tak na serio, a nie na weekend czy tam tydzień, to nigdy nie minie wystarczająco dużo czasu.
Rozumiesz o co mi chodzi? Mieszkając osobno nie jesteście w stanie sprawdzić się w akcji na tyle, żeby stwierdzić cokolwiek,
bo prawdziwym testem dopasowania dwóch osób jest życie obok siebie na co dzień. Możecie kolejne pół roku czy nawet rok
bujać się tak jak do tej pory i to w kwestii zasadniczej zupełnie niczego nie zmienia, bo nadal nie wiecie o życiu razem nic.
Więc w sumie nie ma żadnej różnicy czy zamieszkacie ze sobą po miesiącu, po pół roku, czy po roku, bo tak czy siak czy owak
w każdym jednym wariancie może się okazać, że temu misiu z dnia na dzień się w dupce odwróci, podwinie ogon i da dyla.
Albo sama go pogonisz, bo mu będą nogi śmierdziały (powód można sobie wpisać dowolny) i dziecka przed tym nie uchronisz, no bo jak.
Zawsze będzie ryzyko, czy z tym typiarzem, czy z jakimś innym, czy po roku znajomości, czy po dwóch latach, że mieszkanie razem nie wypali.
To jest jedna sprawa.
Druga sprawa natomiast, hmm... nie jest przypadkiem tak, że Ty sama tego nie chcesz, bo nie wiem, lubisz swoje życie i nie chcesz nic zmieniać,
a wkurza Ciebie tylko to, że Pan Ładny jest za blisko swej małżonki, bo jesteś zwyczajnie zazdrosna? Spoko, ja też bym był, ale nie jest tak?
Że tak naprawdę, to ani przez chwilę nie zakładałaś wspólnego z nim zamieszkania gdziekolwiek, byle tylko wyniósł się od niej? Co? Gadaj
54 2018-02-16 19:58:06 Ostatnio edytowany przez hanna1234 (2018-02-16 19:58:42)
hanna1234 napisał/a:summerka88 napisał/a:To zmienia postać rzeczy.
Skoro mu wyraźnie wyłożyłaś, co cię uwiera a jedyną reakcją na to było, że on ma inne priorytety a ty masz się do nich dostosować, bez poszukiwania nawet zgniłych kompromisów, to sprawa wygląda dość jednoznacznie.
I tu nie chodzi o to, że minęło kilka miesięcy waszego związku a ty wymagasz, aby on demolował układ, w którym sobie wygodnie żyje, ale o to, że - kolokwialnie mówiąc - zwisa mu, czy cię coś trapi, czy nie. A w takim wypadku ten związek już nie uważam za dobrze rokujący, bo brakuje mi uwzględniania twoich emocji i odczuć w relacji między wami. Gdyby cię szanował, to chodziłby wokół ciebie jak trusia i dbał, żeby tobie z nim było równie dobrze i wygodnie, jak jemu z tobą. Zapewne wtedy pojawiłyby się pomysły, jakiekolwiek próby rozwiązania czegoś, co dla partnera jest problemem. A tu nic oprócz dostosuj się. Już tu wiele razy na forum pisałam, że koncentracja na sobie, swojej perspektywie i swoim interesie jest postawą trudną do zmiany.To o priorytetach to nie byly jego slowa tylko moje. Ze ja wlasnie w ten sposob widze jego priorytety.
Ok. Nawet jeśli on nie użył takiego określenia, to inne jego słowa i przede wszystkim zachowanie to pokazują a ty intuicyjnie odbierasz i nazywasz. Intuicji warto ufać
A pytałaś go kiedyś dlaczego rozpadł się jego związek? Bo z byłą żoną chyba dobrze się dogadują skoro razem mieszkają.
Tak, pytalam. Powodem bylo oddalenie sie od siebie, spowodowane glownie robieniem kariery przez jeszcze zone. Wiadomo, ze oboje pewnie sie do tego przylozyli. Mialam niemalze identycznie u siebie, tylko ze to nie ja wracalam z pracy o 21. A potem nie ma juz nawet o czym ze soba rozmawiac, bo zyje sie obok siebie i kazdy robi "swoja dzialke". Jesli chodzi o ich dogadywanie sie to wiem tylko tyle ile uslysze. Dobrze to chyba troche za duzo powiedziane, raczej uklad na zasadach wspollokatorskich. No ale co ja tam wiem, mnie tam nie ma.
hanna1234 napisał/a:Co do dzieci to oczywiscie, kiedys nadejdzie ten dzien. Ale dla mnie on jeszcze nie nadszedl. Jesli przedstawie mojemu dziecku mojego partnera, to chce byc przekonana, ze wlasnie tego konkretnego czlowieka chce przedstawic. Czyli dla mnie musi uplynac jeszcze toche czasu, zeby sie za chwile nie okazalo, ze to niewypal. Rozumiesz o co mi chodzi? Gosciu wprowadzi sie do mnie, moje dziecko sie przyzwyczai do jego obecnosci a potem sie jemu odwidzi, temu misiu, bo stwierdzi ze jednak za bardzo teskni za swoim, ktorego teraz ma na co dzien. Nie chce mieszac w glowie dzieciakowi. Staram sie do tego podchodzic rozsadnie, tak zeby obylo sie bez ofiar po obu stronach.
No ale tak w życiu nie ma, że sobie możemy kogoś potestować i kiedy już uznamy, że upłynęło wystarczająco dużo czasu...
Dopóki nie zamieszkacie razem, ale tak na serio, a nie na weekend czy tam tydzień, to nigdy nie minie wystarczająco dużo czasu.
Rozumiesz o co mi chodzi? Mieszkając osobno nie jesteście w stanie sprawdzić się w akcji na tyle, żeby stwierdzić cokolwiek,
bo prawdziwym testem dopasowania dwóch osób jest życie obok siebie na co dzień. Możecie kolejne pół roku czy nawet rok
bujać się tak jak do tej pory i to w kwestii zasadniczej zupełnie niczego nie zmienia, bo nadal nie wiecie o życiu razem nic.
Więc w sumie nie ma żadnej różnicy czy zamieszkacie ze sobą po miesiącu, po pół roku, czy po roku, bo tak czy siak czy owak
w każdym jednym wariancie może się okazać, że temu misiu z dnia na dzień się w dupce odwróci, podwinie ogon i da dyla.
Albo sama go pogonisz, bo mu będą nogi śmierdziały (powód można sobie wpisać dowolny) i dziecka przed tym nie uchronisz, no bo jak.
Zawsze będzie ryzyko, czy z tym typiarzem, czy z jakimś innym, czy po roku znajomości, czy po dwóch latach, że mieszkanie razem nie wypali.
To jest jedna sprawa.
Druga sprawa natomiast, hmm... nie jest przypadkiem tak, że Ty sama tego nie chcesz, bo nie wiem, lubisz swoje życie i nie chcesz nic zmieniać,
a wkurza Ciebie tylko to, że Pan Ładny jest za blisko swej małżonki, bo jesteś zwyczajnie zazdrosna? Spoko, ja też bym był, ale nie jest tak?
Że tak naprawdę, to ani przez chwilę nie zakładałaś wspólnego z nim zamieszkania gdziekolwiek, byle tylko wyniósł się od niej? Co? Gadaj
Nie, nie jest tak. Oczywiscie wkurza mnie, ze buja sie caly czas wokol eks zony. Kogo by to nie wkurzalo? Z checia bym z nim zamieszkala za jakis czas. Tylko ja chce zobaczyc, ze to jest czlowiek gotowy do dzialania a nie cieple kluchy. Ja jestem kobieta czynu. Mowie a, to potem mowie tez b. I bylabym gotowa zmienic swoje zycie. Oczywiscie nie z dnia na dzien, o czym pisalam powyzej. No ale tak serio, Anderstud, czy ja musze temu misiu tlumaczyc jak krowie na rowie albo dawac klucze od swojego mieszkania, bo jesli ja nic nie zrobie to on bedzie tak sobie tkwil na wieki wiekow amen? I owszem, lubie swoje zycie, z nim lubie je jeszcze bardziej i chetnie bede to rozwijac dalej. Ale nie bede nianczyc doroslego goscia, do nianczenia mam dziecie wlasne
Epilog
Zaproponowalam mieszkanie u mnie - nie. Na wlasne jeszcze nie stac, kredyt - nie.
Tak bardzo sobie ceni niezaleznosci, ze nie chce mieszkac z kobieta. Bo lubi pobyc sam, poczytac ksiazki w samotnosci. Pytam ale jak to? Przeciez mieszkales/mieszkasz z kobieta - odpowiedz: to jak akademik, to nie jest prawdziwe mieszkanie. No wiec ja studia skonczylam prawie 10 lat temu, akademiki nie sa juz w kregu moich zainteresowan.
Skonczylam to, dalam do zrozumienia ze nie jestesmy juz razem. On caly czas pisze jak gdyby nigdy nic. Mysli, ze wpadnie sobie tutaj jutro na seks i tak nie bedzie, koniec z tym. Serce peka, bo tak naprawde moglismy razem wszystko ale on widocznie nie dorosl. Bylam tylko zabawka, wiec niech szuka nowej.
Wniosek - serio, dzis wiele osob sprowadza bycie razem tylko do cielesnosci. A gdzie jest drugi czlowiek? Troska, bliskosc, zaangazowanie, czulosc, empatia? Nic tylko posuwac, zaliczac. To niby takie samcze ;/
jak tak Ciebie czytam, to coraz lepiej widzę, że nie jesteś biedną sierotką, tylko ogarniętą babką kutą na cztery łapy,
więc nawet jeśli ten koleś się zgodzi z Tobą zamieszkać (oczywiście nadal ani trochę w to nie wierzę) bez trudu coś wymyślisz, żeby się z tego wykręcić.
Nie chodzi o to, że masz go wziąć na garnuszek, tylko o to co on Ci powie, kiedy usłyszy taką propozycję.
No to wiemy co powie i wszystko jasne. Nie chcę się nad Tobą znęcać, ale czy ja Tobie już w styczniu nie mówiłem, że tak to się skończy?
Goń leszcza na drzewo i nawet nie czytaj tych jego grafomańskich wypocin, bo ani grama prawdy w tym nie ma. I nigdy nie było.
Dobrze wiesz, że on nigdy ani przez moment nie myślał poważnie o wyprowadzce od żony
i nie chodzi wcale o żadną niezależność, ani o brak środków, ani o dziecko, ani o nic innego.
Ten facet to jest krętacz pospolity i będzie w nieskończoność wyszukiwał przeszkody, a kiedy skończą mu się argumenty,
to nawet aktualna sytuacja polityczna w Południowej Republice Konga będzie dla niego dobrym pretekstem, żeby się wykręcić.
Tak naprawdę powód, jakikolwiek by on nie był, to jest pomijalny detal. Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli nie chce, znajdzie powód.
Głowa do góry, cycki do przodu i żyje się dalej.
Od pierwszego wątku miałem przekonanie, że jesteś oszukiwana i dlatego kolesia jesteś tylko kochanką. Trzymał Cie na orbicie głupimi kłamstewkami. Gdy czyta się to z boku, to nijak kupy się to nie trzymało. Dobrze, że wreszcie postanowiłaś to skończyć.
Epilog
Zaproponowalam mieszkanie u mnie - nie. Na wlasne jeszcze nie stac, kredyt - nie.
Tak bardzo sobie ceni niezaleznosci, ze nie chce mieszkac z kobieta. Bo lubi pobyc sam, poczytac ksiazki w samotnosci. Pytam ale jak to? Przeciez mieszkales/mieszkasz z kobieta - odpowiedz: to jak akademik, to nie jest prawdziwe mieszkanie. No wiec ja studia skonczylam prawie 10 lat temu, akademiki nie sa juz w kregu moich zainteresowan.
Skonczylam to, dalam do zrozumienia ze nie jestesmy juz razem. On caly czas pisze jak gdyby nigdy nic. Mysli, ze wpadnie sobie tutaj jutro na seks i tak nie bedzie, koniec z tym. Serce peka, bo tak naprawde moglismy razem wszystko ale on widocznie nie dorosl. Bylam tylko zabawka, wiec niech szuka nowej.
Wniosek - serio, dzis wiele osob sprowadza bycie razem tylko do cielesnosci. A gdzie jest drugi czlowiek? Troska, bliskosc, zaangazowanie, czulosc, empatia? Nic tylko posuwac, zaliczac. To niby takie samcze ;/
Czyli wyszło jak niestety ludzie Cię ostrzegali ...
Zawsze ale to zawsze facet który się nie chce wyprowadzić od żony / ex żony ukrywa coś na boku.
Miał z Tobą dobre chwilę, ale tylko na chwilach mu zależało.
Przykre , że kłamał. Mógł od razu powiedzieć, że nie chce się angażować ( chociaż sygnały miałaś ).
Przykre, olej na 100% gnoja, najlepiej go zablokuj.
Trzymaj się !