Czytam to wszystko i czytam...moja sytuacja wygląda tak. Poznaliśmy się jakiś czas temu, ja praca biurowa, on szanowany nauczyciel szkoły katolickiej. Ja 25 lat, On 33. Pojawiła się ciąża, nieplanowana,ale często rozmawialiśmy o tym, że będziemy mieć dzieci i bardzo tego chcieliśmy. Kochał mnie niesamowicie, jak nikt inny. Zaszłam w ciążę, poszłam na zwolnienie i przeprowadziłam się do niego. Było cudownie, wypady do moich rodziców, odwiedziny u jego mamy, wizyty u znajomych i rodziny. W końcu zaczęły się nieporozumienia, ja nieznośna, on niewyrozumiały. Straszne awantury i kłótnie. Usłyszałam straszne rzeczy, między innymi, że ojcostwo ustali się po porodzie. Nie miał do tego żadnych podstaw, kochałam i kocham tylko Jego. Doszło do tego,że z tych wszystkich awantur powstały na moim ciele sińce i zadrapania, zadzwoniłam po rodziców. On w tym czasie pakował moje rzeczy do samochodu. Teraz zero odzewu, zero pomocy z jego strony, nie chce mieć z nami nic do czynienia. Nie odbiera tel., nie odpisuje na maile, jak pojechałam się z nim porozumieć udawał, że nie ma go w domu. Jego rodzina wspiera mnie, moja również bardzo, a on zachowuje się jakby nic go to nie obchodziło. Znam go dobrze, wiem,że mnie kocha, wiem, że cieszył się na nasze Maleństwo. Teraz jestem w 22tc, nie wiem co robić. Mam nadzieję,że się obudzi jak się dzidzia urodzi. A może któregoś pięknego dnia zjawi się na wizycie u lekarza. Jestem w stanie mu wiele wybaczyć, on mi mich humorów chyba nie. Co o tym myślicie? Są szanse,że się opamięta?