kamyk napisał/a:A czy to nie jest tak, że do tej samej rzeki dwa razy sie nie wchodzi?
Co Tobe kierowało? Czy wspólne spedzone lata, małżeństo a moze dziecko?
Odpowiem Kamykowi sama:
Wiesz, myślę, że nie da się przetrwać zdrady "poświęcając się" dla dobra dziecka, czy przeszłości. ja w ogóle nie jestem zwolenniczką tego tak zwanego poświęcania. ani mężowi, ani dzieciom, ani nikomu. To nie znaczy, że jestem egoistką. to znaczy, że mam zdrowe podejście do życia i siebie.
Kiedy dowiedziałam się o zdradzie, moje życie się zawaliło. Dużo by opowiadać, a trochę opowieści moich na tym forum już się znalazło. Zawaliło także dlatego, bo nigdy, ani przez moment kilkunastu lat bycia razem, nie czułam, że byłabym niekochana, nieważna. Więc rozumiesz - pojawia się pytanie - jak? dlaczego? po co? ogromny żal o brak lojalności i upokorzenie, które musiałam przeżyć.
i w całym bólu i cierpieniu refleksje: czy jestem gotowa człowiekowi, przy którym przeżyłam prawie 18 lat, w tym 12 w małżeństwie dać szansę? czy jestem gotowa przyjąc do wiadomości, że człowiek, którego obdarzyłam miłością, zaufaniem, ale też wymaganiami znacznie wyższymi, niż stawiam komukolwiek, także popełnia błędy? i ma do nich prawo ?(ale tylko jeden raz....)
czy w całym obszarze wspólnych doświadczeń, pięknych ale i trudnych chwil, w których był mi ostoją - takich jak utrata oczekiwanego dziecka-jestem gotowa zgodzić się na to, że jest słabym zwykłym człowiekiem?
zadawałam sobie pytanie - CZY CHCĘ?
i w odpowiedzi wiedziałam, że tak on, jak i ja - zasługujemy na szansę. na próbę. że musimy się nauczyć wielu rzeczy, że on będzie musiał nauczyć się znosić moją złość, agresję, b ol, cierpienie, a ja musze nauczyć się patrzeć na niego od nowa... i nie bać się, że moje życie - palcem po wodzie pisane -nagle może się rozpaść.
Wiesz? to nie było tak, że byłam przekonana, że damy radę. nie wiedziałam, jak to się skończy. Ale jesli on nie zasługiwał na szansę -to na miłość boską kto by na nią zasługiwał? człowiek, który budzi się przy mnie co rano, całuje na przywitanie, reaguje na moje potrzeby,... pobłądził? pobłądził. bardzo. ma teraz żonę, która czasami staje się histeryczką, która jest ostrożna, czasami reaguje bardzo emocjonalnie i zrobiła się zazdrosna... proszę bardzo. To cena, którą on zapłacił, ale też cena, która dotknęła bardzo mnie...
,czy mu ufam? czy się boję? czy nie martwię się, że zdrada się powtórzy? JASNE ŻE SIĘ BOJĘ. ale to strach irracjonalny. Bo gdy patrzę na niego, i widzę jak cierpi i co przeżył, gdy widział, jak ja rozsypałam się w gruzy, jak płakałam,.. to myślę, że musiałby byc ostatnim sukinsynem, żeby zrobić to jeszcze raz.
a jesli zrobi, to nie ma juz miejsca na mnie przy nim. rozumiesz?
każdy z nas jest słaby, każdy popełnia błędy. jest łatwo, prosto i przyjemnie zdradzić... ot tak. trochę emocji, przygoda, sprawdzenie się...
Ale wiesz co? juz mu nie jest łatwo, przyjemnie i lekko. zranił najdroższą osobę w swoim zyciu - bo nie wątpię, że taką osobą jestem...
on tez musiał przyjąć, że nie jest bez skazy.... musiał się poczuć, jak ostatni gnojek... i tez nauczyc się z tym zyć.
i wracając do wątku głównego - nie żałuję, że dałam mu szansę. żałuję, że mnie zdradził, bo to nie było nam do niczego potrzebne. ani sie nie zbliżylismy do siebie bardziej, ani nie odnaleźliśmy... powoli zaczyna być tak, jak było kiedyś... po proostu dobrze.
i chcę, żeby dobrze było.