Jestem z chłopakiem juz rok.. Na początku było fantastycznie, spotykalismy sie caly czas.. Bylismy szczesliwi, on sie staral i ja tez. Po pewnym czasie zaczelo cos sie psuc, mielismy przerwe przez miesiąc a po niej znow do siebie wrocilismy.. Znow bylo tak jak chcialam, spotkania, seks, wspolne wieczory, rozmowy. I teraz od nowa to samo... Tym razem powiedzial mi, ze sie nie mozemy dogadac, ze ciagle sie klocimy i juz lepiej sie rozstac.. przecierpiec troche niz meczyc sie cale zycie. Moze to jest dobry pomysl, jednak ja BARDZO GO KOCHAM i nie potrafie bez niego zyc. On nie chce przyjezdzac, nie chce sie spotykac.
Powiem jeszcze, ze ma kolege ktory pracuje w Niemczech i zawsze odkąd on wraca (byl juz 2 razy i jest do niedzieli) to nam zaczyna sie psuc, rozstajemy sie, nie rozmawiamy.. Mam wrazenie ze to wina jego kolegi. Gdy tylko on sie pojawia moj chlopak nie ma dla mnie czasu, ciagle wymyka sie i zasłania tym ze ma cos waznego do zalatwienia. A tak naprawde jedzi z nim po miescie... (bo widzą go moi znajomi), a tym czasem ja siedze sama w domu.
CO MYSLICIE??? PROSZE O RADE!!!!!!