Jeżyku czuję taką przytłaczającą bezsilność czytając Twoje posty, tak strasznie jest mi źle z tym, że trafiają się tego typu historie. Naprawdę szczerze Ci współczuję. Twoją sytuację znam tylko z postów, więc co do wielu rzeczy mogę się mylić. Wydaje mi się jednak, że zaraz po wyrażonej wątpliwości co do tego, czy masz prawo zabierać dziecku ojca, powinnaś zadać sobie pytanie czy masz prawo skazywać dziecko na takie życie. Nie chcę źle mówić o Twoim mężu - na pewno ma wiele zalet skoro go poślubiłaś, jednak ma również kilka okropnych wad. Notorycznie łamie swoje obietnice. Nie masz swojego psa w domu - czy to takie trudne do zrealizowania, skoro Ci obiecał? Czy nie powinien tego zrobić skoro Cię kocha? Dom - owszem, wybudujecie, ale ile musiałaś się o to prosić! Mimo, że wcześniej Ci obiecał. Pisałaś o tym żarcie z oknem, nawiązującym do tego że jego matka będzie mieszkać z Wami. Wspomniałaś też o pozostawieniu dwóch krów, kur. Nie sądzisz, że będzie jednak próbował przeforsować swoje pomysły w odpowiednim momencie? Niepokoi mnie to, bo po analizie zachowań Twojego męża nie wydaje mi się, żeby miał skrupuły Cię okłamać. Niestety tak to muszę nazwać - kłamstwem. Tak samo jak okłamał Cię z psem.
Pomyśl, czy Twojemu dzieciątku rzeczywiście gorzej będzie bez ojca, niż z ojcem ale i ze smutną, płaczącą mamą, z brudnym otoczeniem, Wszystko-Najlepiej-Wiedzącą babcią? Niestety obawiam się na dodatek, że nie jesteś w najgorszej sytuacji. Znam ten typ ludzi doskonale (jako czternastolatka przeprowadziłam się na wieś z dużego miasta) i wiem że prawdziwy szok przeżyjesz jak urodzi się Maleństwo. Nie piszę tego po to, żeby Cię straszyć tylko po to, żeby skłonić Cię do przemyślenia całej tej sytuacji w trochę inny sposób. Zadziwia mnie bowiem Twoja cierpliwość, z jaką godzisz się na to wszystko, na całą sytuację w okół Ciebie.
Życzę Ci siły i wielu zmian na lepsze!
Wrócę jeszcze do tego co napisała Marika, że na wsi szuka się tylko kolejnych rąk do roboty i wykorzystuje się do tego dzieci. Teściowa ciągle mi powtarza, że w mieście dzieci na leni wyrastają, a mój mąż to doił krowy mając 6 lat. Iteraz tak sobie myślę - kobieto przecież to świadczy tylko o Tobie, skoro Ty dziecko do pracy wykorzystywałaś i jeszcze się tym chwalisz, zamiast się za to wstydzić i ukrywać. Faktycznie imponujące. A gdyby ta krowa go zabiła? Przeciez to 600 czy 700 kilogramowe zwierze i wystarczy, że coś ją zaswędzi i podnosie nogi. Już nie wspomnę o tym gdy się wystraszy i kopie. Z dnia na dzień uważam, że moja teściowa to idiotka i marzycielka. Opowiadała o tym jak wpadła ze swoim mężem w poślizg maluchem i uratowała przed stłuczką, bo.... nie uwierzycie, bo rękę wyciągnęła za okno i trzymała o drzewo, żeby się nie rozbili. Błagam..... jak ja z nią wytrzymam.
Jestem czwarty dzień u rodziców. Mąż nie zadzwonił ani razu. Ja do niego też. Wiecej.... wcale mi tego nie brakuje.
Bo widzisz niektorzy ze wsi gadają: 6 latek doil krowe,10 latek prowadził traktor, kobieta w 9 mies. ciąży na wykopkach robila i tak się tym szczyca a dla mnie to jest brak odpowiedzialności . Masz racje ze taka krowa jakby kopnela 6 latka to by mogła być tragedia.Na jednej wsi 3 latek wpadł do studni rodzice się zorientowali wieczorem jak z pola zeszli, chłopiec zmarł i co i dalej lebki same latają a starzy w polu robią , dla nich to był przypadek dla mnie wielceprawdopodobne ze moglo się to zdarzyć lub co innego jak się dzieci samopas puszcza. Jezyk odpoczywaj i nie martw się może chłop zmadzeje jak się nie będziesz odzywac.Pisz nam tu jak się sprawy maja.
69 2011-03-15 09:20:49 Ostatnio edytowany przez barbara3454 (2011-03-15 13:26:31)
Drogi Jeżyku,Twoja historia jest mi bardzo bliska,bo mam podobną sytuację.Doskonale rozumiem Twoje rozterki,bo kiedyś też przez nie przechodziłam.Tylko że ja męczę się już 15 lat,bo teraz nie mam już innego wyjścia.Mieszkam także u teściów,u których od początku byłam śmieciem.Najwazniejszy był ich synuś ,do którego ja nie miałam żadnych praw.Do dziś zreszta teściowa twierdzi,ze to jej ma słuchać,bo to ona go urodziła(czy to nie chore?)Nie będę się tu rozpisywać co przeszłam,bo o tym mogłabym książkę napisać,ale proszę zastanów się czy nie lepiej byłoby wyprowadzić się daleko od teściowej? Ja wiele razy prosiłam męża o to,ale nie udalo mi się go przekonać ,a że nie chciałam dzieci pozbawiać ojca,bałam się sama wyprowadzić bo nie miałam stałej pracy-więc zostałam.I dziś po 15 latach takiego małżeństwa jestem wrakiem człowieka,a przy życiu trzymają mnie tylko dzieci.Dziś już wiem że przegrałam walkę o małzeństwo i szczęśliwą rodzinę i mam o to do siebie żal.Zrobiłam moim dzieciom krzywdę,one nie sa szczęśliwe,bo widza co sie dzieje.Ciągłe kłótnie,awantury i pretensje zniszczyły także nasze małżeństwo.Mąż uciekł w alkohol .
Dlatego proszę Cię ,przemyśl wszystko jeszcze raz i spróbuj z mężem porozmawiać ,żebyś broń Boże nie skończyła tak jak ja.
Zyczę Wam wszystkiego dobrego.
Basiu bardzo Cię podziwiam za te lata, które poświeciłaś rodzinie. Trzymam za Ciebie kciuki, że może coś u Ciebie się zmieni na lepsze. Przed Tobą jeszcze nie naście, ale pewnie dziesiąt lat życia, więc jeszcze wszystko możesz zmianić. Z tego co czytam, to myślę, że ja jestem w o wiele lepszej sytuacji, bo my budujemy dom i za dwa lata już nie będziemy miaszkali u teściowej. To mnie trzyma przy życiu i na pewno się uda. Głęboko w to wierzę.
Wogóle wiosna napawa mnie nadzieją na lepsze życie. Wróciłam do "domu", pogodziłam się z mężem. Jest teraz lepszy okres. Zwozimy drzewo na krokwie, myślimy jak wszystko zorganizować, jakie ogrzewanie, jakie materiały na dom. Aż żyć się chce. Rozmawiamy o szczegółach tylko we dwoje, jego mama nic nie wie, co planujemy. Zabieramy się niedługo za remont pokoju - naszego i dziecka.
Ja naprawdę wiele z życia nie potrzebuję. Chcę tylko żyć z mężem i dziećmi w swoim azylu, bez osób trzecich. To marzenie osiągnę. Nie zrezygnuję, ani z marzeń, ani z miłości do mojego męża.
Jeżyku kochany trzymam mocno kciuki za Ciebie i twoją rodzinę
Niech Ci się spełnią wszystkie marzenia
Życzę zdrowego dzidziusia,nie martw się że jeszcze nie czujesz ruchów,każda kobieta odczuwa inaczej a tym bardziej ta co spodziewa sie pierwszy raz.
Jeszcze cię tak pokopie że poczujesz w żebrach
Pozdrawiam cieplutko
72 2011-03-22 13:17:50 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-03-22 13:22:58)
jeżyk123 doskonale rozumiem co czujesz. Jestem w podobnej sytuacji. Też po ślubie przeprowadziłam się z dużego miasta do malutkiej mieściny. Czuję, że to nie mój świat i nie umiem się przestawić. Również mieszkam z mężem i teściową i czuję się obco. Jestem tym przysłowiowym "piątym" kołem u wozu. Mój mąż wszystkie decyzje podejmuje razem z mamusia, a mnie nawet nie pytają o zdanie. Wszystko co robię robię to robię źle i ciągle słyszę od teściowej, że, źle gotuje, źle zmywam, bo za dużo wody zużywam, a czasami słyszę, że "nie mam rozumu", jesli chcę zrobic coś po swojemu. Tylko teściowa ma rację, a ja jestem głąbem i nie ma znaczenia, co umiem, jakie mam studia i jakie doświadczenie. Podobnie jak ty chciałam stworzyć własny dom, urządzić go po swojemu, umeblowac, ale niestety, to dom teściowej a ja jestem intruzem. Nie moge nic kupić, bo wszystko przecież jest i nic nie potrzeba. Mówiłam mężowi o zrobieniu remontu, to owszem zrobił, ale razem z mamusią, kiedy ja wyjechałam do rodzców. Pomalowali ściany, zrobili podłogę, przenieli meble i jeszcze mieli pretensje, że mi się nie podoba. Nikt nie zapytał mnie o zdanie, gdzie chce sypilanie, jaki kolor ścian i jakie meble. Oczywiście meble zostały stare, tzn. te które użytkowała tesciowa, bo przecież są jeszcze nie zniszczone. A to, że jak dla mnie wszystkie nadają sie do wyrzucenia to nie ma znaczenia. Tak więc, nic nie mogę wyrzucić nic, ani nic dokupić, od mebli, po łyżeczkę czy czy widelec. A dla mnie nie nadają się te rzeczy do użytku a nie moge ich wyrzucić. W efekcie 2 lata po ślubie nie mam nic swojego, za wyjatkiem ubrań, ani jeden rzeczy, którą bym kupiła do domu, który miał być wspólny. Poza tym stwierdzam, że niestety łączenie się osób, które pochodzą z róznych światów, nigdy się nie uda. Moja teściowa wszytko chce robic, sama na wszystkim się zna, wazne aby było tanio. Sama robi tynki, podłogi, obicia mebli, nieważne na jaki kolor, aby materiał był tani i tak potem muszę tolerować zielony dywan i czerwoną kanapę. A ja jestem estetą i wolę zapłacią, aby było coś zrobione dobrze, a nie potem latami patrzeć jak jest spieprzone. Ale niestety jestem w mniejszości, bo mojemu mężowi jest wszystko jedno. Zaczyna remont kolejnego pokoju, oczywiście nic nie nie mówiąć wcześniej, wstał rano pogadał z mamusią i zrobili rozpierduchę. A ja siedzę w obcym domu samotna, bo całą rodzinę mam daleko. Chciałam mieć wspólny dom z mężem, a jestem intruzem. Nie mam swojego miejsca, swojego domu, nie mam nic. Jak mówię mężowi, że chce mieć swój dom, swój ogród i swoje życie, to oczywiście mówi, ze robię sceny. Podsumowując, ja już mam dość, nie chcę dłużej płakać po nocach, chcę zyć swoim życiem a skoro mój mąż nie chce iść ze mną to trudno, ale wiem, że jak dłużej będę tu mieszkac to zwariuje. Jeżyk123 życzę Ci wiecej szczęścia i wiecej determinacji niz mam ja.
Smutny mis- przykro mi ze I Ciebie to spotkalo tak jak Jezyka, ja uwazam, ze pewnych upodoban nie da sie przeskoczyc, swiat idzie do przodu a niektorzy staneli w miejscu. Pewnie wychodzac za takich mezow myslalyscie ze przeciez nie sa starej daty I napewno po slubie sie zmienia a jednak niektorzy nie potrafia przeciwstawic sie matce I wprowadzic troche nowosci. Szkoda mi Ciebie ze tak sie meczysz w nie swoim swiecie, moze jeszcze sprubuj stanowczo mezowi powiedziec ze jak sie nie zmieni to I tamto to odchodzisz, moze sie przelamie I zacznie w koncu myslec ze Ty tez chcesz byc szczesliwa I muc decydowac o czyms chocby o glupim dywanie czy kolorze dywanu. Zycze wszystkiego dobrego I zebys byla szczesliwa gdziekolwiek to bedzie. Jezyk- co u Ciebie??
Smutny Misiu. Rozumiem Cię. Wiem co to znaczy kiedy mąż mówi, że narzekasz bez przyczyny, wymyślasz problemy, przecież wszystko jest
"normalnie" i jeszcze powinnaś porządnie od życia w pizdę dostać, żeby docenić to co masz.
Nie wiem nawet co Ci poradzić, ja jeśli przeczytałaś wszystko postawiłam mężowi jakby ultimatum, że albo budujemy dom, albo długo u teściowej nie wytrzymam. Nie powiedziałam wprost że się wyprowadzę, ale to miałam na myśli i on o tym wie. Jesli Twój mąż Cię kocha to zgodzi się mieszkać oddzielnie. U mnie gdyby nie gospodarstwo, to od razu byśmy się wyprowadzili. Niestety w związku z pracą mego męża muszę jeszcze trochę wytrzymać.
Przestałam już tyle płakać. Teraz jest gorący okres. Przygotowujemy drzewo na krokwie. Ja skrobię je z kory tyle na ile mam sił, ale dzięki temu jestem szczęśliwa, bo wiem że to na nasz dom. Dom bez teściowej. Ją omijam z daleka. To pomaga. Nie robię nic poza tym co chcę. Wcześniej chciałam jej pomagać, robić wszystko, żeby mnie podziwiała. Od dwóch tygodni wstaje o której chcę, kładę się w dzień kiedy chcę, jeżdżę do miasta kiedy chcę, umawiam się nawet z jedną nową koleżanką. Nie obchodzi mnie już co ona pomyśli, czy powie. Do domu nie kupuję nic oprócz jedzenia i detergentów. Niech sobie ma w domu jak chce. Będę kupować do własnego domu. Już niedługo.
Smutny Misiu, nie bądź nieszczęśliwa. Przemyśl sprawę, wypisz na kartce wszystkie argumenty za mieszkaniem oddzielnie i przedstaw je mężowi. Jeśli nie chce Cię słuchać napisz mu list. To że jesteś nieszczęśliwa powinno wystarczyć. To główny i najważniejszy powód.... Szkoda tylko, że mężczyźni tego nie rozumieją. Zrób wszystko, żeby być szczęśliwa. Ja zrobię.
Niestety nienawidzę teściowej. Tak jak wczoraj pisałam, próbuję się nie poddawać, próbuję żyć po swojemu, ale ona ciągle mi przypomina, że jestem tylko intruzem w jej kuchni, w jej domu. Wszystko wie lepiej. Codziennie od rana jest to samo. Na dzień dobry już jest coś nie tak. "Zrób to na śniadanie, a to na obiad". Od tych dziewięciu miesiecy, które tu mieszkam nie było tu zupy pieczarkowej, więc dziś rano zaproponowałam ją. Dostała szału, że pierwszy raz słyszy o takiej zupie. Zupa z pieczarek hahahaha wyśmiała mnie i powiedziała, że na pewno będzie nie dobra i świniom się wyleje. Brudaska pieprzona. Robię wszystko, żeby z oczu jej zejść i nie mieć z nią nic wspólnego, ale tak mi wbija szpilę, że umrę chyba. Pewnie będzie to samo co z moim krupnikiem. Został wylany dla świń, bo pracownikowi ona by się wstydziła coś takiego dać do jedzenia. Ona za to cudowne zupy gotuje. Wiedźma jedna. Jeszcze śmie mnie pouczać, że jak dziecko się urodzi to muszę gotować taką i taką zupę i O ZGROZO!!! dokładać łyżkę smalcu do zupy. Nie znoszę jej słuchać, nie znoszę jej widzieć.
Wszystkie teściowe które to czytacie. Odczepcie się od swoich synowych. Dajcie im żyć swoim życiem, bo za wtrącanie się zaczynamy Was nienawidzieć.
dzięki dziewczyny za dobre słowo, ale nasze małżeństwo już praktycznie nie istnieje. Mój mąż nie chce słyszeć, o żadnej wyprowadzce, nie docierają do niego żadne argumenty, ani te logiczne ani emocjonalne. Powiedziałam, żebysmy spróbowali czegoś innego, jeśli to co jest teraz się nie sprawdza. Powiedzałam, co mnie boli, że chcę z Nim tworzyć rodzinę i dom, a nie z teściową. Że nie chcę dłużej słuchać rozkazów i krytyki "mamusi", żebyśmy wyprowadzili się, bo tutaj nie ma szans na pracę i normalne życie. Powiedział, że nigdy nie wyprowadzi się, że albo będę robić to co mi każą (podkreślam słowo - każą-oni) albo mam się wynosić. Dla mnie wszystko jasne, pora powiedzieć sobie "dość". Jest to osobiste niepowodzenie, nieudane małżeństwo, ale ja już nie mam siły dłużej, walczyć o coś, czego druga strona nie chce. Ciągle ja muszę iść na kompromis, to ja musiałam zostawić pracę, rodzinę, znajomych, a druga strona nie była w stanie dać nic z siebie. Chyba nie na tym polega życie we dwoje i kompromis, ale niestety nie wszyscy to rozumieją. Tak więc ja zaczynam nowe życie w pojedynkę, ale nie macie pojęcia jaka to ulga w końcu żyć tak jak się chce.
Smutny misiu gratuluje odwagi.
Oczywiście nie ciesze się z tego, że Twoje małżenstwo się rozpadło.
Ale z tego, że znalazłaś siłę aby zdecydować się na zmiany.
Wszak trudno mówić o małżeństwie gdy partnerem męża jest mamusia.
Małżeństwo to jedność a kiedy tego brak to chyba zostają tylko oczekiwnia,że się coś zmieni.
Być może Twój facet obudzi się gdy Ty się wyprowadzisz, napewno zobaczy w Tobie siłę czyli to czego Ciebie pozbawiają każdego dnia.
Moja decyzja była przemyślana. Nie można w swoim życiu być nieszczęśliwym, bo w końcu zabraknie siły aby dłużej żyć. A tylko człowiek, który czuje się dobrze sam ze sobą, może dać szczęście innym i znajduje siłę, aby radzić sobie z codziennymi problemami. Ja nie nawidziłam swojego życia, tego domu, miasta, mówiłam mężowi, że jeśli nie zmieni się nic, to w końcu znienawidzę i jego. To ostatnie nie nastapiło, ale jest tuż za kolejnym zakrętem. Nie chcę dłużej nie znosić swojego życia i męczyć się, chcę znów odzyskać radość jaka była kiedyś we mnie. To jedyne wyjście dla mnie, cieszę się że znalazłam w sobie tę siłę, aby nie tkwićw tym błędnym układzie.
79 2011-03-23 16:01:19 Ostatnio edytowany przez keli (2011-03-23 16:34:16)
To gratulacje jeżykowi, że zmieniłaś taktykę. Śpij, właśnie tak jak potrzebujesz, dla dziecka, dla siebie. Przy dziecku to już raczej będzie niewyspanie codzienne Nie warto chcieć dogodzić teściowej, bo to nierealne. Jak teściowa tak w sprawie zupy to rzeczywiście trudna kobieta, nie do wytrzymania. Warto bronić nawet swojej zupy, że dobra, eh nie dać się, znać swoją wartość.
Smutny_miś może jest nadzieja, że bedzie tak jak pisze orszulik, może mąż sie obudzi... W dzisiejszych czasach szybko ludzie rozwodzą się, warto jednak walczyć, szukać co mogłoby pomóc w szukaniu jedności małżenskiej, by móc sobie spojrzeć w oczy bez osób trzecich, jeśli jeszcze tli się miłość. Niewiem... może wspólne wakacje, dobre rekolekcje, spokojna kolacja przy świecach, życzenia świąteczne...
80 2011-03-23 16:33:51 Ostatnio edytowany przez orszulik (2011-03-23 17:34:11)
Jeżyk ma swoje życie a Smutny Miś swoje.
Ja skierowałam swoją wypowiedz bezpośrednio do Smutnego Misia, bo ona również opisała swoją historię.
Dla mnie to ona jest ważna i jeśli pisze, że jest jej zle to dla mnie każda decyzja która pozwoli zawalczyć o jej własne szczęście będzie tą właściwą.
Dla jej męża tak było dobrze i jak dla mnie wykorzystał fakt, ze dziewczyna zamieszkała u niego w domu, zostawiając wszystko.
Jak dla mnie wyprowadzając się nic nie traci, jeśli facet się obudzi to zawalczy, jeśli nie to szkoda czasu na niego.
A ona ma prawo do szacunku, miłości do tego co jej ślubował.
Oczywiście Jeżykowi również życzę dużo dobrego a przede wszystkim radości z macierzyństwa.
Smutny Misiu, uwierz mi, że gdybym była po ślubie kilka lat i mój mąż nie szanował mojego cierpienia, zrobiłabym to samo co Ty. To prawdopodobnie jedyna droga do tego, żeby Twój mąż zrozumiał co jest dla Ciebie ważne i jeśli Cię kocha z pewnością zrozumie Cię i postara się żeby z Tobą być. Jeśli będzie wolał zostać z mamusią to nie jest Ciebie wart.
Smutne jest jeszcze jedno, co musisz wziąć pod uwagę. Znając takie teściowe, obsmaruje Cię dookoła, że zostawiłaś jej synka, a tyle Ci poświęcili, tyle dali. Jestem pewna, że w takiej sytuacji tylko Cię oczerni. Proszę bądź silna i nie zwracaj uwagi na to.
Życzę Ci naprawdę dużo szczęścia. Odzywaj się.
Języku co tam u Was jak tam dzidzia to już chyba połowa ciąży ? Znasz już płeć? Jak się mąż sprawuje i jak czarownica?
Dziękuję Marika za pamięć. U nas bardzo dobrze. Wczoraj dostaliśmy pozwolenie na budowę, teraz trzeba odczekać dwa tygodnie na uprawomocnienie decyzji i ruszamy z budową
Dzidzia rośnie, kopie jak szalona. Cudownie jest. Dziewczynka będzie. Jesteśmy z mężem bardzo szczęśliwi.
Z teściową nawet lepiej. Nie wnikam w nią wogóle i jest mi już wszystko obojętne. Może dlatego jest mi łatwiej. Czekam na dziecko i dom. Nie mam innych oczekiwań. Tylko mieć swoje miejsce na ziemi z moją rodziną. Wszystko idzie zgodnie z planem, więc nie mam powodów do narzekań.
Wzieło mnie na narzekanie. Nikomu nie opowiadam o mojej sytuacji, więc chociaż tutaj obgadam moją teściową.
Żygać mi się chce z wielu sposóbów prowadzenia przez nią domu. Pisałam już o brudnej misie w której trzyma przykrywki, noże pomieszane brudne z czystymi. Pisałam o dywaniku, który z sieni pełnej gówna, trafił do łazienki. Pisałam o głazach trzymających deski od wiatru służace jako parapety. Napiszę jeszcze o kilku dziwadztwach mojej teściowej.
Jedna miska służy do zmywania naczyń i do zmywania podłogi. Wspomniana miska stoi w zlewie cały dzień. Ja ją myję, bo tłusta jest od talerzy i garnków. Teściowa zmywa w niej naczynia. Nic w tym strasznego gdyby nie to, że zmywa w chłodnej wodzie i używa tylko kapki płynu. Naczynia są tylko pomazane. Mało to, nie wylewa wody z tej miski, bo jeszcze się przyda i taka brudna, zimna stoi pół dnia. Standardowo gąbeczka zostaje w wodzie. A wiecie jak śmierdzi gąbeczka nie wyjęta i porządnie nie wyciśnieta z wody. Pewnie każdy kojarzy ze szkoły smród rąk po gąbce do zmywania tablicy. Za każdym razem wylewam tę wodę i myję płynem i gorącą wodą tę miskę. Dla mojej teściowej ta miseczka służy też do zmywania brudnej podłogi. Nalewa tam wody, płynu i moczy stary rękaw ucięty z bluzki. Rękaw jest niezmiennie ten sam od miesięcy. Zmywa tym podłogę z wiejskiej kuchni, gdzie każdy łazi w brudnych butach i wszędzie jest tłusto. Zbiera mnie wtedy na wymioty.
Jeśli już mówię o sprzątaniu to wkurza mnie do czerwoności, że teściowa za kazdym razem daje kotu konserwę w szufelce. Jest ona ochydnie tłusta od tej galeretki. Zmiotka wtedy też jest od tego poklejona. Kupiłam już trzy razy nowy zestaw i za każdym razem zostawiam starą szufelkę na jedzenie dla kota. To nie działa. Teściowa zawsze używa nowej. Kot ma przygotowane miseczki po margarynie, po śmietanie. Zawsze daje mu w tych pojemniczkach, ale teściowa nigdy ich nie uznaje i daje nadal w szufelce.
Inne koty - mniej domowe siedzą na parapecie i tam jedzą. Teściowa nauczyła je tego. Nie pytajcie jak wygląda okno i jak parapet. Szyba zasikana przez kocura i wszedzie łapki. Obrzydlistwo. A przecież można dać jeść na podwórku w wyznaczonym miejscu.
Pieczenie chleba u tesciowej!!!!!!! Na piecu na górze stoi wielka miska. Nigdy nie myta. Mieszkam tu od roku i zawsze chleb jest mieszany w tej nie mytej misce. Prawdopodobnie chodzi o zakwas. No tak, tylko moja babcia zawsze przekładała trochę ciasta do małej miseczki przykrywała i odstawiała do lodówki, a miednicę w której mieszała chleb, zawsze myła. Zakwas nigdby nie zniknął, a chleb był wyśmienity i czysty. Wracają do miednicy to ok, niech stoi w tym cieście, ale niech chociaż ją przykryje. Nigdy jej nie przykrywa, tylko stawia na górze pieca, gdzie wiadomo ile kurzu, pyłu się unosi i co dwa, trzy tygodnie wyciąga ją i miesza chleb razem z tym kurzem. Bardzo ekologiczny chleb. Potem mało się nie zesra jaki pyszny jest. I ciągle mnie wkurza jak mówię że moja babcia też piekła chleb, ale trochę inny, jaśniejszy. Ona wtedy zawsze powtarza, że "a to nie chleb porządny tylko byle jakie ciasto, chleb musi być czarny". Przykro mi jest wtedy, bo obraża moją babcię. Zresztą to samo mówi o chlebach innych gospodyń.Raz przyjechał do nas męża kuzyn i chwalił, że jego żona też piecze swój chleb z dynią i slonecznikiem. Teściowa skrytykowała, że młoda gospodyni to pewnie bułkę piecze nie chleb i w dodatku z dynią!! Co to wogóle za wynalazek. Zacofana, wkurzająca baba.
Może wystarczy. Inne spsoby na życie mojej teściowej w następnym odcinku.
Chcę już do swego domu. Uciec stąd jak najdalej.
Drogi jeżyku, sama mi pisałaś, że najlepiej nie przejmowa się i nie zwracać uwagę, niech robi co chce, a Ty rób po swojemu i udawaj, że to nie do Ciebie te docinki. Musisz mysleć o sobie i córeczce. Z tego co piszesz, to "stara czarownica" ma naturę do krytykowanie innych i niekoniecznie to co mówi skierowane jest przeciwko Tobie, bo żonie kuzyna też się oberwało. Złośliwej, wrednej natury nic nie zmieni, a nawyków i naleciałości wieloletnich nie wytępisz, choćbyś nie wiem jak się starała, szkoda Twojego czasu i nerw. Pozdrawiam i trzymam kciuki
Jezyku-gratuluje Wam serdecznie coreczki.Tesciowa widac z gatunku tych ciezkich do przerobienia,olewaj ja a po kryjomu umyj po niej to co potluszczone.Dzieki bogu ze tej miski co w niej zmywa i podloge przemywa nie uzywa do robienia chleba.pomijajac wszystko jak Twoj maz sie zapatruje na taki brak chigieny co mowi na uzywanie miski do naczyn i do podlogi.Zycze Ci duzo szczescia i spelnienia marzen i oby tesciowa nie wlazla Ci z gumokami do nowego zycia w nowym domu,bo rozumiem ze chcialabys gosci se czasem zaprosic,ale jak wpuscisz tesciowa do swego domu to znow bedzie wstyd jak Ci chate zapusci.Oby nie bylo tak ze po wprowadzce do nowego domu,maz Twoj powie ze lepiej ja wziasc do siebie,bo po co 2 razy placic za ogrzewanie czy tez w 2 piecach palic,albo powie ze w waszym domku cieplej w zimie a mama tam marznie,jak ja wprowadzicie do Was to Wam korzenie zapusci,pilnuj tego ze to jest Wasz dom a obok jest jej .Licz sie tez z tym.ze za 10 lat np stara sie rozchoruje i wtedy syn powie ze trzeba ja wziasc do Was zeby miec na oku.Nie potrafie znalezc jakichs metod na ta ropuche,co zrobic chocby z ta chigiena codzienna,moze ona w koncu zmieknie,moze jest taka na przekor bo chce sie czuc wazna a tak naprawde czuje sie samotna,a moze to juz taka baba jaga z natury.Trzymaj sire jezyku pisz co tam u Ciebie i nie stresuj sie.
Teściowa nie robi nikomu na przekór. Ona po prostu taka jest i tak żyła cały czas. Tak myślę. Mąż nie zauważa takich rzeczy, bo tak był wychowany i dla niego to norma. Dom jest w ruinie, ponieważ od lat nie było remontu i życie wyglądało właśnie tak jak opisuję: z dnia na dzień. Jest dziura to gąbkę się wsadzi i już nie ma dziury. Śmieszy mnie to. Obgadałam z mężem kwestię zabrania teściowej ze sobą. Nie zabierzemy na 100%. Chyba że na prawdziwą starość, wtedy nie odmówię ani rodzicom, ani teściowej. Ale dopóki będą mieli siłę to nie będą u nas mieszkać.
Poza tym są plany, że wróci męża brat z Włoch i zamieszka z matką. Hura.
Zresztą jesli tesciowa będzie w naszym domu to na moich zasadach i to ona będzie czuła się gościem tak jak teraz czuję się ja.
No to dobrze Jezyku ze sprawy macie obgadane i fajnie by bylo zeby ten szwagier wrocil.Rozumiem ze na stare lata nie mozna odmowic pomocy,ale mam nadzieje,ze zdazycie namieszkac sie troche sami,bo tak naprawde caly czas tesciowa jest,nie ma co liczyc ze na dluzej wyjedzie tak jak w przypadku pogrzebu,a pisalas ze ten czas z mezem byl super.Moze tesciowa bedzie inna jak sie wnuczka urodzi,choc trzeba sie spodziewac "dobrych rad" ale to wiekszosc dziadkow taka jest,mysle ze ta malutka wprowadzi troche sloneczka w zycie babci i babcia tez napewno sie troche zmieni.Mysle,ze wszystko sie ulozy tylko trzeba czasu,ale grunt,ze idzie do przodu i domek nie jest juz odleglym marzeniem.
Właśnie najbardziej obawiam się czasu kiedy nadejdzie dziecko. Już sobie wyobrażam, że po powrocie ze szpitala będzie czekała na mnie teściowa. Okropne uczucie. Na 100% będzie się wtrącała.
Po świętach zamierzamy z mężem odświerzyć pokój do ktorego mamy się przeprowadzić ze względu na dziecko. Tu gdzie teraz mieszkamy - na strychu w lato jest upał, że spać nie można, a w zimę mróz widać na ścianach. Dach jest stary nie izolowany stąd ta historia, ale uwielbiam ten pokój, bo tam mamy święty spokój. Żal mi będzie przeprowadzać się na dół, do pokoju gościnnego, gdzie zawsze łazi tesciowa. Na górę nigdy nie zaglądała, bo ciężko wchodzić po schodach. Chcemy pokój odmalować, zmienić wykładzinę, firanki, żyrandol, wstawić własne meble. Kilka dni temu podczas śniadania mąż coś wspomniał, że pewnie będzie sam malował, skoro jego brat (który miał to zrobić) nie może przyjechać. Wtedy jego mama wykrzyknęła, że ona chętnie pomaluje nam ten pokój. Pomoże swemu 31-letniemu synowi w malowaniu. No paranoja. Mąż oczywiście od razu zaprotesował (co mi bardzo zaimponowało:) ). Temat ucichł, aż do wieczora tego samego dnia, kiedy to moja teściowa stwierdziła "cały dzień myślałam o tym waszym malowaniu, skoro mnie nie chcecie to ja zadzwonię po wnuki i oni to zrobią". Myślałam, że mnie szlak trafi. Cały dzień o tym myślała!!! Zero prywatnego życia i planów co chcemy robić tylko we dwoje z mężem i jak to robić. Przecież dla nas przygotowanie tego pokoju, to nie tylko wzięcie farby i odmalowanie, ale pewnego rodzaju przezycie duchowe.
Nie da się lubić mojej teściowej.
Skąd ja znam to wtręcanie się w malowanie i całą resztę mam nadzieję, że Wam uda się przeforsować to co chcecie, bo u mnie teściowa poprostu zrobiła co chciała, pomalowała, pomimo, że nikt jej o to nie prosił, pomimo, że wiedziała, że chcemy zrobić większy remont niż tylko malowanie i ustalone były terminy z ekipą na maj. Miała pretensje, że nic nie umiemy zrobić.
Któregoś dnia, poprostu zaczęła robić to co zaplanowała, nie pytając nikogo o zdanie, pomimo, że "góra" miała być nasza i urządzana tak jak my chcemy. Co tu mówić, za przeproszeniem spieprzyła i efekt i nastrój. Wiem, że inaczej się nie da, ale na górze mieliście przynajmniej spokój, podejrzewam, że w gościnnym będziesz skazana na ciągłe dobre rady. Ja wiem jedno, że będąc z dala od dobrych rad i doradztwa teściowej, czułam, że żyje. Musiałam przyjechać na kilka dni, pozałatwiać kilka spraw i już na drugi dzień się popłakałam. Zastałam syf, bo nikt nie sprzątał. To 2 dni zajęło mi mycie okien, sprzątanie i mycie wszystkiego, żeby doprowadzić do normalnego stanu. Ręcę i plecy bolą mnie do teraz. Na drugi dzień, moja teściowa, zaczęła kontynuować remont, który ponoć miałbyć już skończony, i zaczęła kurzyć, kuć i wogóle. Popłakałam się z żalu, że cała moja praca, poszła na marne, teraz muszę zaczynać od początku. Mogłabym mieć w nosie i nie sprzątać, ale na święta przyjeżdzają bratowe i to o mnie będzie świadczyć, ze jestem syfiarzem. Po czterech dniach, mam dość tej baby i odliczam dni do wyjazdu.
Smutny Misiu zostałaś z mężem?
U nas dziś killer zabił świniaka i cały dzień spędziłam przy mięsie. Rany!!! Mogłabym robić za psa tropiącego narkotyki - takie uroki ciąży, a tu kilkadziesiąt kilogramów mięsa przede mną. Masakra.
jeżyku, współczuję, że musisz przeżywać takie mięsne męczarnie. Nie rozumiem, czemu niektórzy nie rozumieją, że masz prawo czuć się gorzej i nie w smak Ci takie prace. Jesteś w ciąży i masz prawo odpoczywać i relaksować się. Ja przyjechałam tylko na jakiś czas, bo miałam urzędowe sprawy, szukam pracy, chodzę na konkursy i w związku z tym jestem w innym mieście. I staram się zorganizować swoje życie zawodowe, rozwijac się i jestem szczęśliwa, że mogę robić to co chcę, bez ciągłego dyktowania mi co i jak. Z czasem mam nadzieję, że mąż zauważy, że w większym mieście są dla nas lepsze perspektywy. Póki co nic nie ma przeciwko mojemu postępowaniu, chyba ma świadomość, że nie przekona mnie do takiego życia jak dotychczas.
No to powodzenia Misiu. Ja też wyjechałam do rodziców na dwa dni i jest bardzo fajnie odetchnąć jakimkolwiek miastem
jezyk ja nie wiem jak ty to wszytsko wytrzymujesz , ja chyba bym nie wyrobiła psychicznie jeszcze w takim brudzie i syfie..
Milly brud jest to fakt, ale jest to syf zbierany latami, którego ja nie dam rady posprzątać sama, będąc w ciąży. Nie opowiem co się dzieje na strychu (mimo, że z mężem wywieźliśmy trzy przyczepy staroci), czy w garażach. W domu próbuję z nim walczyć i sprzątać na bieżąco, zmywać wszystko w wysokich temperaturach, odkurzać i wycierać wszystko dwa lub trzy razy w tygodniu. Nie pozwolę, żeby moje dziecko wychowywało się z brudzie. Może zbyt dyrastycznie to opisuję. W końcu sama też mogę posprzątać skoro mi coś przeszkadza. Podkreślam tylko to, że teściowa zmywa w niskich temperaturach, tłuszcz zostaje na szklankach i talerzach, zmywa ta samą ściereczką ludzki talerz i szyfelkę po kurzu z podłogi i jedzeniu kota. Obrzydliwe, ale przecież nie będę jej pouczać co ona ma robić w jej wlasnym domu.
W tym tygodniu zamierzamy z mężem zrobić generalny porządek na podwórku, bo przy oborach stoją śmieci takie jak stare beczki, zardzewiałe pralki, sznurki, folie, puszki, akumulatory, opony, no dosłownie wszystko. Będzie jakaś przyczepa śmieci. Już nie mogę się doczekać kiedy to usuniemy i porządnie wygrabimy podwórko, na razie przypomina pobojowisko. Dziwi mnie tylko to, jak ja mogłam wcześniej tego nie widzieć. Miłość mi zasłoniła tak oczy, że nawet złomu nie widziałam dookoła budynków. Poważnie, sama w to nie wierzę. Dobrze, że mój mąż chce ze mną coś tu zmieniać i cieszy się jak dziecko, że będziemy coś razem robić.
W święta teściowa mnie dobijała swoim zachowaniem. W pierwszy dzień pojechała z nami do moich rodziców. Próbuję jakoś to zrozumieć, bo przecież nikt nie może być w święta sam. Jestem okrutna dla niej, bo bardzo nie chciałam żeby jechała.
W drugi dzień przyjechały jej dzieci. Znowu chwaliła się jak to mój 6-letni mąż doil krowy, jak inny jej inny syn mając 3 lata spadł z błotnika ciągnika i o mało się nie zabił. Ha ha bardzo śmieszne. Tylko czyja to wina? Jaka matka sadza malucha na maszynę, bo on tak chce? Jak jedna z jej córek mając kilka lat przewróciła się rowerkiem i nadziała się na pręt w piersi i leżała nieprzytomna, a oni nawet jej do żadnego lekarza nie zawieźli, tylko czekali co z nią będzie. Na szczęście doszla do normy, tylko blizna została. Ha ha ha. Według mojej tesciowej tak jak w naturze - silny przeżyje.
Kompletna idiotka. Jak ona mnie denerwuje.
Zaczęło się Przedwczoraj była ekipa budowlana, kierownik budowy, nadzór budowlany, geodeci zapalikowali miejsce wykopu. Jest pierwszy wpis w dzienniku budowy Zamówiliśmy już koparkę. Chodziliśmy po miejscu naszego mieszkania, mocno trzymaliśmy się za ręce i szczęsliwi wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy w salonie, łazience, podziwialiśmy widoki z okna kuchni, jadalni, naszej sypialni. Cudowne uczucie. Teraz moje marzenia przeobrażają się w namacalną rzeczywistość. Wszystko teraz przeżyję. Nawet jaszczurę.
Bardzo pozytywny post jeżyku, pełen nadziei i optymizmu, cieszę się razem z Tobą.
Tak Smutny Misiu piszę tak pozytywnie, bo mam nadzieję, że mi to pomoże, ale rzeczywistość jest jeszcze daleka od szczęścia. Jak zobaczyłam wczoraj jak moja teściowa wyprała moje brudne rękawiczki od dojenia krów, czyli całe śmierdzące, za przeproszeniem w "gównie" to znowu zrobiło mi się gorzej.
Od razu zebrałam do kupy negatywne obrazy i poczułam odrazę do tej kobiety.
Te wyprane ścierki (w temperaturze 30 stopni ) kładzie zawsze na grzejnik, a na tę "czystą" ściereczkę kuchenną (która później ma kontakt z żywnością) kładzie swoje brudne rękawice z podwórka.
W ukryciu wygotowuję ścierki raz na jakiś czas, ale ona chyba się domyśla, bo nie raz mi zwróciła uwagę, że są jakieś twarde, nie miłe w dotyku i pyta co ja z nimi zrobiłam. Ona uważa, że to bluzka, że ma być miła w dotyku? Przecież w 30 stopniach to nawet tłuszcz w nich zostanie i plamy. Boże, wybacz mi, ale ja jej prawdziwie nienawidzę. Chcę do domu.
Halo przepraszam, ominęłam w opisie cało sedno!!!! Te moje rękawiczki od dojenia moja teściowa wyprała ze ścierkami kuchennymi!!!
To już przesada..;/ jak można tak robić..
Już się boje , że będzie wrzucać coś do pralki z ubrankami waszego dziecka , albo ten brudny talerz fuu..
Ale jestem pewna , że własne dziecko jakos przed tym ochronisz
Czy będziesz miała jeżyku cierpliwość by mając maleńkie dziecko prać po teściowej jej zapuszczone ścierki itp. ?
Nie da się jakoś oddzielić od jej kuchennych poczynań, mieć wszystko swoje? Pozdrawiam
Keli na upartego wszystko jest możliwe i jestem pewna, że gdybyśmy nie zdecydowali się budować dumu, to na pewno byśmy mieli oddzielne mieszkanie na górze, ale skoro budujemy dom, to nie chcemy wkładać pieniędzy na remont tutaj. Każdy grosz się liczy, aby zrobić nasz dom, a przez dwa lata jakoś wytrzymamy, a przecież na ten czas nie będziemy robić oddzielnej kuchni, czy łazienki, a na prowizorce przez tak długi czas też bez sensu. Zresztą postaram się, żeby zachować w miarę możliwości dobre stosunki z teściową - w końcu to będzie babcia mego dziecka. Także te dwa kolejne lata jakoś wytrzymam. Lubię czystość, ale zamiast tego bardziej wolę, żeby moje dziecko czuło miłość, spokój i zgodę w domu. Babcia jest zawsze ważna dla dzieci.
jeżyku, skąd ty bierzesz tyle sił i cierpliwości aby to wytrzymać. Dla mnie jesteś wielka!!!
Smutny Misiu jaka wielka? Szlak mnie trafia, ale co mam poradzić? Rozumiem, gdyby mój mąż stał po stronie matki, nie wspierał mnie, nie słuchał moich potrzeb, ale on ciągle mnie pociesza, tłumaczy i jest naprawdę cierpliwy dla mnie. Więc i ja muszę go jakoś wspierać, a nie tylko narzekać. Już wiem z doświadczenia, że kiedy tylko narzekałam i płakałam to on zamiast się do mnie zbliżać, to odsuwał się ode mnie.
Jak sprawy mają się u Ciebie Smutny Misiu? Zostajesz u rodziny, czy coś działasz?
Wczoraj moja teściowa wygarnęła mi, że wstaję sobie jak królowa o ósmej i czy nigdy nie słyszę jak ona wali rano w rurę, żeby nas obudzić. Jeszcze nigdy nie spałam do ósmej odkąd u niej mieszkam, bo codziennie jestem na nogach po 7 i pomagam mężowi przy dojeniu. On wstaje przed 7, a ja niedługo po nim i poję cielaki i pomagam mu kończyć doić i myję wszystko. Ona ma do mnie pretensje, że sama musiała wstawać o 3 lub 4 rano, a ja leń śpię "do poludnia". I to ona sama doiła krowy, a nie mąż, bo to kobieta jest w gospodarstwie od dojenia krów. Przykro mi się zrobiło, bo tu nikt nie pamieta o tym, że mam własne pieniądze, tylko jestem na zwolnieniu, a zwolnienie nie jest po to, żeby pracować tylko odpoczywać. Kto by pomyślał, że w ciąży nigdy się nie wyśpię rano, że wogóle będę pracować fizycznie ciężej niż kiedykolwiek w życiu. Jestem w 7 miesiącu i nie będzie dziwne jak urodzę przed czasem, jak będę ciągać ciężary, jak do tej pory. Smutno mi, że ona tego nie widzi i nie docenia, tylko jeszcze dokucza, że jestem dama.
Zostaw te ciężary kobieto, naprawdę. Jedź z Mężem na Jasną Górę, czy w inne święte miejsce, proś o dary Ducha Świętego, by odnaleźć spokój wewnętrzny. Jeżyku czemu to tak Ci zależy na akceptacji Teściowej? Nie otrzymasz jej być może nigdy. Teraz jesteś w ciąży, więc dbaj o siebie, dzieciątko, które przyjdzie na świat, nikt za Ciebie tego nie zrobi, nie dbaj o jej opinię. Kochaj Męża!!!
107 2011-05-09 06:54:26 Ostatnio edytowany przez keli (2011-05-09 07:00:19)
Jeszcze coś. Jeżyku, a co na to odpowiedziałaś teściowej? Jak mąż zareagował? Masz prawo wstawać, o której chcesz nie zależnie w czyim domu mieszkasz. Też sama musisz dać sobie to prawo. W obronie swojej i dziecka stawać jak lwica.
Keli dziękuję za odpowiedź. Mąż nic nie powiedział na teksty teściowej. Tylko potem powiedział, żebym się nie przejmowała. Na Jasną Górę? Kochana chętnie bym pojechała, ale musiałabym poświecić na to kilka dni, bo mieszkam na drugim krańcu Polski. To w naszym przypadku teraz nie możliwe, ponieważ musimy być w domu na poranny i wieczorny udój, także nasz najdłuższy wyjazd może trwać zaledwie kilka godzin. Do moich rodziców od święta wpadamy tylko na 2, 3 godzinki, bo jest 200 km drogi w obie strony, a co dopiero gdzieś dalej. Jak wróci męża brat z Włoch to wtedy stanie się to możliwe. To uwiązanie jest właściwie jedynym mamkamentem hodowli krów. Ogólnie to miłe zwierzęta, ale człowiek mimo, że zarabia pieniądze to nie może ich wydać na podróże. Nawet do kina wieczorem trudno nam się wybrać, bo najbliższe jest 40 km od nas i zanim wieczorem się wyrobimy z krowami to już nie ma żadnego seansu. Dlatego bez sensu jest mieć krowy, skoro i tak nie można wydac zarobionych pieniędzy na samorealizację. Dlatego stopniowo chcemy z nich rezygnować.
Dziś jest cudowny dzień. BUDOWA NASZEGO DOMU RUSZYŁA!!! Koparka kopie dziś i jutro, a pojutrze ruszają z fundamentami. I'm so happy.
Od poniedziałku, czyli czwarty dzień odkąd zaczęła się budowa domu, teściowa ciągle mi dokucza. Ja, wiadomo jestem cała w skowrokach, że wszystko ruszyło i moje dni u teściowej są policzone, ale ona mi tak dokucza, że moja radość blednie. Wydaje mi się, że wcześniej jak coś mówiła przykrego to nieświadomie, bo po prostu taka jest, ale teraz przechodzi sama siebie.
Według niej:
1. Źle posadziłam swoje drzewko, bo nie puszcza listków.
2. Nie zdążę podgrzać obiadu dla męża, strasznie powolna jestem.
3. Ona i ja miałyśmy operację na mięśniaki. Ja miałam 7centymetrowego guza na wewnętrznej ścianie trzonu macicy. Wiadomo z powodu wieku i braku dzieci wycięli go tak, żeby niczego nie uszkodzić. Teściowej wycięli całą macicę jak tysiącom innych kobiet w jej wieku. Jak wiadomo mięśniak to guz całkowicie nie groźny. Ona obnosi się przy wszystkich, że miała raka. Opowiada jaka to była straszna operacja, ale ona nie wzięła głupiego jasia, tylko poszła samodzielnie z oddziału na blok operacyjny i nawet cewnika jej nie włożyli (co jest totalną bzdurą - nie wierzę jej), bo ona taka silna była i trzymała za przeproszeniem siki całą dobę (w głowę powinna się stuknąć - kto by pozwolił jej na takie coś w szpitalu). Ja jej nie opowiadałam jak było, tylko wspomniałam, że tak to ciężka operacja, bo mnie bardzo bolało po. Ona sprawiła mi wielką przykrość mówiąc, że a co ja mogę wiedzieć, co to za operacja była ta moja? Tylko śmiech. Jej to dopiero była operacja. Pół brzucha wycięli i do dziś czuje w tym miejscu pustą przestrzeń (a było to jakieś 15 lat temu - aż śmieszne co ona plecie). Przykro mi było strasznie, bo ta operacja była dla mnie bardzo bolesna. Mięśniak był wiekszy od macicy, więc można sobie wyobrazić jak go wyłuskiwali przywartego do ścian i to w dodatku trzonu macicy. A po wszystkim założyli cewnik domaciczny, gdzie rozciągali ściany macicy, potem ona się kurczyła, żeby ją uformować. Bardzo bolalo, a ona tak mi dogaduje i śmieje się ze mnie. No tak, skoro ona (pisałam już o jej opowieści) może podczas wypadku samochodowego zatrzymać ręką o drzewo malucha to wszystko jest możliwe.
4. Stawiamy worki ze śmieciami przy drodze, a potem gmina zostawia w zamian puste. Wystawiłam dziś dwa pełne worki, więc i dwa puste wzięłam. Ona skoczyła do mnie z pretensją, dlaczego nie wzięlam worka dla sąsiada. A skąd ja mam niby wiedzieć ile pełnych worków wystawił sąsiad. Poza tym z jakiej racji mam sąsiadowi nieść worki. Tak samo on może wyjść na drogę i wziąść swoje. No chore dla mnie.
Co o tym myślicie? Ja mam dość wiedźmy.
Wiesz jeżyk123 już kiedyś pisałam kilka słów w tym wątku:-)
Twoja teściowa jest zaściankowa i strasznie starodawna, nie dziw się jej jest wychowana w taki a nie inny sposób, całe życie spędziła na wsi, a jej całym życiem są świnie, obiad, itp.
Daj sobie spokój z tą Czarownicą, wiesz ja na Twoim miejscu bym nie wytrzymała i komentowała jej głupie docinki. A przy zatrzymaniu ręką samochodu to już w ogóle bym nie wytrzymała ale lepiej jest w ogóle tego nie słuchać, zdystansować się.
Przecież jak się wyprowadzicie wasze stosunki mogą być tylko poprawne(ze względu na dziecko) nie muszą ociekać miłością.
111 2011-05-12 14:26:37 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-05-12 14:28:48)
Ja odbieram to jako ciągłą licytację z jej strony, że ona ma więcej lat, więcej przeżyła, wiec jest najmądrzejsza i tylko ONA ma rację i wie co jest najlepsze dla wszystkich.
Moja uważa podobnie, wszystko robi doskonale a ja nie umiem nic i na niczym się znam, a nawet jak coś zrobię to zawsze nie po jej myśli, bo ona zrobiłaby to zupełnie inaczej, czytaj lepiej. Nie ma co być nadgorliwym i próbować zadowolić teściową. Wszystko co robiłam było źle, to teraz nie robię nic. Niech sama robi jak najmądrzejsza.
Ja póki co jestem teraz u męża. Regularnie wysyłam papiery aplikacyjne na konkursy o pracę, oczywiście tam gdzie według mnie będzie mi pasowało, czyli daaaaleko od teściowej. I pozostaje mi czekanie, bo te nabory strasznie długo trwają. Ale nie poddaje się i wciąż coś wysyłam, czytam i dokształcam się. Nie zostawiam złudzeń, że jak tylko coś znajdę sensownego to się wyprowadzam. Przestałam przejmować się tym co mówi i robi teściowa.
Jak ma do mnie jakieś "ale" to wysłuchuje i idę robić swoje, nie pyskuje jej, ani nie kłocę się, poprostu olewam to co powiedziała. Wstaje, o której chcę, jemy z męzem to co chcemy, jedziemy gdzie mamy ochotę. Miałaś rację, że płakanie i narzekanie nic nie daje, bo mężowie odbierają to jako atak na nich. My z mężem więcej czasu spędzamy razem, wspólne zakupy, wyjazdy na basen, przejażdzki rowerowe itp. Mamy takie postanowienie aby w weekendy robić coś razem, pochodzić po lesie, pozwiedzać coś. Kiedyś było mi głupio, aby teściowa siedziała sama, bo było mi jej żal, że sama siedzi, więc czasami wieczory spędzalismy z nią.
A teraz olewam to, idę do siebie, oglądam telewizję, czytam książkę albo robię sobie "wieczór piękności" i zalegam pół wieczora w łazience. Mąż posiedzi z Nią trochę i przychodzi do naszego pokoju. Siedzimy razem nakładamy sobie maseczki, robimy wspólną kąpiel albo oglądamy razem telewizję. Teraz juz mąż też zrozumiał, że my chcemy żyć inaczej, robić coś po swojemu. Też powoli ma dość, tego że wszystko musi być po myśli mamusi i buntuje się czasami. Dopiero teraz zauważyłam, że wcześniej przyjął już tą taktykę co ja, wysłucha i robi swoje. Sam nawet zauważył, że gdybyśmy się tylko dali to zarobiłaby Nas na śmierć. Że ona jest nie do zdarcia, my padamy na twarz a ona do kolejnej roboty.
Oczywiście nie jest łatwo, nie brać do siebie uwag teściowej. Prawdę mówić, to tak mnie wkurza, że zaczełam przez nią palić. U mnie remontu ciąg dalszy, oczywiście teściowa zna się najlepiej, poucza nawet fachowców, dziwię się, że jej nie powiedzieli jeszcze pare słów, bo ja na ich miejscu bym nie wytrzymała. Oczywiście już zapowiedziała, że kolejny pokój robi sama. Przed sekundą powiedziała, że jutro zalewa posadzki i kładzie parkiet. Szlag mnie trafia, ale w sumie, ja i tak nie zamierzam tu mieszkać, więc niech ma tak jak se zrobi, krzywo i z niedoróbkami. Poza tym to jej dom, ma prawo robić co chce, nie mam prawa się wtrącać. Szkoda mi tylko, że mój mąż inwestuje wciąż w ten dom, skoro wie, że ja nie zamierzam tu mieszkać, że planuje mieć dom na własnej działce, którą już mam w innym mieście. Modlę się o pracę, bo wtedy nie będę musiała tu być ani dnia dłużej i będę pracowac na swój dom, który mam w planach.
jeżyk dla mnie jesteś bohaterką. nie wiem skąd bierzesz tyle siły, żeby to przeżyć. tak dzielnej i mądrej kobiety jak Ty dawno nie spotkałam. twoja teściowa to kobieta z inna mentalnością. całe życie mieszkała na wsi wśród krów, cięzkiej pracy i obowiązków, że nawet nie zdaje sobie sprawy jak można życ inaczej. jest ograniczona. jednak za to nie można jej winić. ma klapki na oczach dlatego, że jej najbliżsi, sąsiedzi, rodzice żyli tak jak ona dzisiaj. tylko, że świat poszedł do przodu. u mnie na wsi tez tak jest, chociaż ludzie starają się być bardziej nowocześni. to za sprawą gminy, która organizuje jakies wycieczki dla starszych osób, pielgrzymki, warsztaty z wyszywania itp. starsi ludzie mają co robić.
myślę, że ta kobieta się nie zmieni. ale nie daj się! masz fajnego męża, dzidziusia pod sercem i to jest najważniejsze. a Twoją budową domu cieszę się tak jakbym to ja sama go budowała
życze Ci dużo cierpliwości i wytrwałości
Jeżyku, bardzo Ci współczuję i jednocześnie doceniam, bo wiem jak ciężko walczy się z samym sobą, moja rada jest taka, postaraj się mniej uwagi poświęcać na wkurzanie przez teściową, zaś skup się na mężu, odbuduj lub też zbuduj z Nim nowe więzi między Wami. chociaż Ci ciężko to staraj się mieć dla niego siłę.Wpłyń na niego, żebyście nauczyli się siebie, co lubicie,do czego chcecie dążyć kiedy jest wam dobrze,ludzie na początku ciekawią się sobą,zaś później się to zatraca . nie zawracaj sobie głowy teściowa,raczej staraj się mieć minimalny z nią kontakt, kobieta ma swój świat i tego nie zmienisz, zamiast płakać i się smucić, pomyśl co zrobić,abyś to Ty była najważniejsza dla swojego męża, oczywiście mama również będzie dla niego ważna,no ale to Wy macie żyć ze sobą nie z nią, najważniejsze jest to,abyście z mężem mieli w sobie wsparcie ,rozumieli się ,nie walcz o niego z teściową,bo to nie jest dobre
te słowa kieruje do każdej kobiety której teściowa nie jest w porządku,choćbyście nie wiem jak kochały i były w stanie się poświecić, zróbcie wszystko,aby nie musieć mieszkać z teściami, nie pozwólcie żeby się wtrącali do waszego życia, a Ty Jeżyku, jeśli miedzy Toba a Twoim mężem będzie kiedyś bardzo źle, to nie patrz,ze nie chcesz aby Twoje dziecko było bez ojca, bo co z tego ze będzie z ojcem,skoro Ty będziesz cierpiała , wtedy dziecko tez będzie cierpiało,najlepiej jakby udało Ci się wygospodarować dzień z mężem,właśnie dla niego, zabrać go gdzieś do domu,gdzie będziecie sami,gdzie nikt wam nie będzie przeszkadza, powspominaj najpiękniejsze chwile z nim, zadbaj o niego, weźcie wspólna kąpiel,masaż,kolacja przy świecach,oglądanie slubu rowniez w swietle swiec tak wieczorem,powiedz mu za co go kochasz , co w nim lubisz, zorganizuj tak dzien jaki chcialabys przezywac z nim kazdego dnia.
ZUZKA dziękuję za pomysł i na pewno go zrealizuję. W czerwcu jest nasza rocznica ślubu, zamierzam zorganizować coś wyjątkowego, romantycznego z dala od domu, teściowej i krów. Staranie się o kogoś całe życie jest trudne, ale na pewno się opłaca.
Nigdy nie próbowałam zbuntować męża przeciw teściowej, bo to jego matka i on ją kocha. Próbuję to szanować. Sama nigdy bym nie opuściła rodziców w potrzebie i żaden mężczyzna nie może powiedzieć na nich złego słowa. Mój mąż tylko raz śmiał się z mojego taty, że się kiwa (a on jest chory i to nie było śmieszne dla mnie, tylko się rozpłakałam). Od tego momentu nigdy nic złego nie powiedział na moich rodziców, bo zrozumiał, że mnie to bolalo. Tak samo ja staram się nie mówić mu nic złego na teściową. Po to między innymi wyżalam się tutaj, a nie jemu. Już dawno zauważyłam, że kiedy skarżę się na nią, to mąż się ode mnie odsuwa. Natomiast kiedy mówię, że jest mi ciężko z obcą osobą to on mnie zawsze przytula i pociesza i taką taktykę obrałam. Kiedy już nie wytrzymuję, to mówię mu nie o tym jaka to jego mama jest zła i nie dobra, tylko jak ja sobie nie umiem poradzić rzeczywistością. On nigdy mnie wtedy nie zostawia bez pocieszenia.
POLSZA u nas na wsi też kobiety się spotykają i robią różne rzeczy razem, są pielgrzymki i sąsiadki jeżdżą do senatorium, tylko problem z moją teściową jest taki, że ona nie chce pojechać nawet do córki, czy syna, którzy ciągle ją zapraszają na kilka dni, a mieszkają zaledwie 40 km od nas. O senatorium nawet nie chce słyszeć mimo, że ma stawy schorowane. Nie jedzie nawet do miasta na zakupy, bo krów nie zostawia nawet na godzinę bez opieki. Kiedy idzie do obory, to mówi mi żebym nigdzie z domu nie wychodziła w tym czasie tylko pilnowała go. Ha ha czasem mnie to śmieszy. Czego tu pilnować? Zapadającej się rudery? Ona nigdy domu nie zostawiała, nigdy nigdzie nie była, nie zwiedziła ani kawałka świata. Zanim tu przyjechałam to ledwie mówiła po polsku, posługiwała się tylko gwarą. Co jest najgorsze to ona myśli, że nikt sobie bez niej nie da rady, że ona jest we wszystkim niezastąpiona.
SMUTNY MISIU ja nie potrafię nie brać uwag teściowej do siebie. Próbowałam, ale bolą mnie one. Płaczę sobie wtedy w pokoju i po pewnym czasie przechodzi, ale nigdy do końca. Ciągle pamietam i rozpamiętuję, kiedy ona wylała moją zupę dla świni, bo stwierdziła, że krupnikiem to wstyd robotnika poczęstować, bo to zupa biedaków. Ciągle boli, jak mówiła, że wycięcie mojego mięśniaka to, cytuję: "tylko śmiech", a jej to poważna operacja, po której ona miesiąc nie mogła się ruszać. Nie wiem dlaczego, ale zależy mi żeby mnie lubiła, była ze mnie zadowolona. Ciągle myślę o tym, że muszę być idealna, bo u niej mieszkam i muszę żyć według niej.
FOLLOWME nigdy nie odpowiadam, kiedy usłyszę jakieś docinki od teściowej. Zawsze jej ustępuję, bo nie chcę kłótni. Zawsze staram się być miła uczynna i robię co ona mi mówi. Nie chcę po prostu spięć. Wolę wyjść i pobyć sama ze sobą, niż powiedzieć jej cokolwiek czuję. Zresztą nic jej nigdy nie mówię. Ani o sobie, ani o swojej rodzinie. Teraz jak tak sobie pomyślę, to my właściwie nigdy ze sobą nie rozmawiamy. Tylko co na obiad, czy krowom było podane jedzenie, czy zrobić herbatę i takie tam.
Ostatnio był u mnie kolega z pracy z żoną i ta koleżanka wyznała mi później, że jest w szoku jak ja mogę być ciągle taka miła dla tesciowej, kiedy ona mi mówiła co mam robić, a czego nie (tu chodziło akurat o jedzenie jak mam podać, a że niby źle podałam, i ja wtedy zrobiłam z uśmiechem jak teściowa przykazała).
jeżyk123 jesteś bardzo mądrą, dzielną kobietą.
Widzisz może ona Cię tak poniża, docina bo boi się, że zajmiesz jej pozycję w domu i staniesz się najważniejsza dla jej syna(dla którego przecież ona zawsze była najważniejsza-tak pewnie myśli). Co oczywiście jest absurdalne ale gdy w grę wchodzą uczucia ciężko jest być racjonalnym.
Moja przyszła teściowa chociaż jest nowoczesną, wykształconą kobietą też lubi mi dokuczać-że jak to mogę podać na obiad tylko zupę (bo jak zupą można się najeść?), że za dużo zieleniny daje do jedzenia a za mało mięsa, że za mało kwiatów mam w salonie itp. Różne inne głupoty. Najbardziej jednak zraniła mnie tym,że niedawno poroniłam ciążę o której zresztą nie wiedziałam a ona w pierwszych słowach w szpitalu powitała mnie zdaniem,że jak ja mogłam, no jak i że to moja wina bo jak zwykle o siebie nie dbałam( mam firmę i non stop pracuję)... bardzo mnie to boli i zapamiętam to na zawsze.
Więc nawiązując do Twojego życia może niektóre teściowe są z zasady takimi czarownicami na które jedynym lekarstwem i radą jest obojętność.
FOLLOWME przykro mi z powodu Twego dziecka. Też to przeszłam i w dzień usunięcia płodu weszła pielęgniarka i zapytała z pretensją "a pani co taka zwieszona mina?" Już nie wspomnę o tym, że położyli mnie na sali z dwiema kobietami przed samym porodem, gdzie non stop było słychać w głośniku bicie serc ich dzieci w badaniu ktg. Obok była wolna sala, ale po co sprzątać dwie sale, skoro trzeba zapełniać łóżka po kolei.
Czasem ludzie nie mają wyczucia. Oczywiście porównanie obcej pielęgniarki do bliskiej osoby jest nieodpowiednie, bo słowa od różnych ludzi bolą inaczej.
Wczoraj u nas była groźna sytuacja. Wieczorem jedna z krów dostała jakiegoś szału przy dojeniu. Strasznie pokopała mojego męża. Kładła się, wstawała na przemian. Kopała na wszystkie strony. Mąż pojechał do chirurga, bo nie wie, czy czegoś mu nie złamała w stopie. Cała jest spuchnięta i mąż ledwo chodzi.
Pomyślałam o sobie, że przecież mnie to mogło spotkać z moim 7-miesięcznym brzuchem. Wczoraj wyszłam stamtąd, bo wszystkie się zdenerwowały i bały się. Niespokojne wszystkie mogły kopnąć. Pomyślałam, że już nie będę chodzić do krów ze względu na dziecko.
Rozmyślam teraz o dzieciach na wsiach. O tym co mówiła moja teściowa, że jej dzieci mając po 6 lat już doiły krowy. Jak ona może o tym opowiadać z taką dumą? Dla mnie to tylko i wyłącznie oznaka głupoty. Gdyby taka krowa zaczęła kopać na oślep, tak jak wczoraj nasza "dzika", to by dziecko zabiła. Mogłaby trafić w klatkę piersiową, lub głowę i po dzieciaku. Szkoda mi niektórych dzieci na wsiach, bo wiem, że rodzice każą im pracować. Potem często nie mają szans wyjechac, bo rodzice opisują im gospodarstwo i chcą, żeby spełniały ich ambicje. Tak było z moim mężem. On z szacunku do matki robi to co robi, bo ona zawału by dostała, gdyby zajął się czymś innym. Musimy na razie żyć życiem teściowej, bo mąż ją kocha i nie chce jej zawieść, a ja kocham męża i będę go wspierać we wszystkim, co będzie robił.
witaj jeżyku. mam nadzieję, że z Twoim mężem będzie wszystko dobrze. i moim zdaniem nie powinnaś teraz chodzić do krów. twoja teściowa może sobie mówić co chce, ale najważniejsza jesteś Ty i dzidziuś.
a co do dzieci na wsi. moi rodzice wychowali się na wsi i pracowali w polu, z krowami itp. no cóż, takie były czasy. jeśli gospodarka jest jedynym źródłem utrzymania to włączają się całe rodziny. z jednej strony uważam, że to dobrze. dzieci uczą się czym jest praca. ale rodzice powinni być roztropni i myśleć z wyprzedzeniem. dziecko nie ma szans z ogromną krową i nie powinno być włączane w taki prace. chociaż ja jak byłam młodsza i w mojej rodzinie były krowy to od czasu do czasu moim obowiązkiem było wygnanie ich na pastwisko lub przyprowadzenie do domu. nie uważam, żeby wtedy działa mi się jakaś krzywda. ale nikt mi nie kazał siadać pod tym ogromnym zwierzęciem, bo to byłoby nieodpowiedzialne ze strony rodziców. teraz jak patrzę na to z dystansem to myślę, że takie zbieranie ziemniaków czy truskawek nauczyło mnie szacunku do pracy, pokory i tego, że im więcej wysiłku włożę w pracę tym będę miała lepsze wyniki. krów już dawno nie ma, rodzice prowadzą firmę, ja mieszkam w dużym mieście, ale z sentymentem myślę o moim dzieciństwie.
jeżyku teraz nic nie rób przeciw sobie. to co mówi ta kobieta nie jest warte twojej uwagi. korzystaj z pięknej pogody! i życzę Wam dużo zdrówka.
napisz co z mężem.
nie wiem czy nie doczytałam, ale mogłabyś mi napisać w jakiej części polski mieszkasz?
119 2011-05-16 11:57:16 Ostatnio edytowany przez Kyntia (2011-05-16 12:01:08)
Czytam i czytam i przezyłam już cały kalejdoskop uczuć.
Od smutku,żalu,litości,szoku, do szczęścia, nadzieji.
Ciesze się że dom się buduje. Cieszy mnie to że córeczka zdrowo w Tobie rośnie.
Jesteś strasznie silną dziewczyną wiesz o tym?
Ale czasami zapominasz o dzieciaczku bojąc się co teściowa powie.
Ja wychowałam się w mieście, natomiast moja ciotka z wujkiem na wsi.
Jakież zdziwienie mnie bierze gdy porównuję Twoją sytuację z tym co się dzieje u nas.
Oni krów może nie mają za to świnie, drób, króliki, kozy.
Obowiązki są dzielone,ale gdy kobieta poczuje się gorzej (kręgosłup i miażdżyca + wysokie ciśnienie) to jej mąż - górnik po całym dniu ciężkiej harówki przychodzi z pracy i robi wokół obejścia,zwierzat, gotuje.
Dziwi mnie że nawet Twój mąż nie potrafi być zdolny do troski - o swoje dziecko - i nie pomaga Ci.
Teściowa też mieszkała razem z nimi. Całe życie na wsi.
U nich punktem zapalnym było wywyższanie jednego dziecka nad drugie. starszy to dureń,tuman, młodszy cud nad cudy na tym świecie.
Ale i z tym sobie poradziła kobieta.
Pięknymi i kulturalnymi słowami tak jej dopiekała,że kobiecina nie mogła sie o nic czepić ale w srodku nia telepało.
W końcu sama zwiała stamtąd.
Kobieto proszę a nawet błagam! Zostaw Ty te krowy! Nie dźwigaj wiader.
Niech sobie teściowa gdera do usranej smierci tu chodzi o dziecko.
Bardzo się ciesze że w końcu Twoja udręka się skończy.
120 2011-05-16 12:22:28 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-05-16 12:24:03)
jeżyku, mamy nadzieję, że z Twoim mężem wszystko dobrze, czekamy na jakieś wieści o jego stanie zdrowia. Jesteś naprawdę dzielna i silna. Ja również uważam, że nie powinnaś chodzić teraz do krów, bo jak widać nie dużo potrzeba do nieszczęścia. Ale martwię się, jak teraz sobie poradzicie, Twój maż podejrzewam chwilowo nie będzie mógł za dużo robić przy krowach, a Ty też powinnaś się oszczedzać. Podejrzewam, że teraz więcej spadnie na Ciebie, bo będziesz chciała pomóc mężowi.
A co do dzieci na wsi, to kiedyś było inaczej, a teraz żyje się inaczej. To co opowiada teściowa, to brak wyobraźni. Każdy logicznie myslący potrafi przewidzieć skutki, które mogą być tragiczne. Ja myslę, że jej zachowanie wynikało z tego, że wszyscy robili podobnie, bo nigdy nic się nie stało. Ale zawsze dobrze jest do czasu. Z tego co pisałaś wcześniej, to córka teściowej miała wypadek i ona nie nauczyła się na błędach.
Teściowa nie potrafi zrozumieć, że teraz żyje się inaczej. Nie ma róznicy w życiu na wsi i w miescie. Czasami nawet wieś jest bardziej nowoczesna jak miasto, z uwagi na wiele projektów unijnych, które skierowane są na rozwój wsi.
Ponieważ się odezwała Kyntia to i ja się przyłączę.
Rozumiem, że nie każda wypowiedz przypadła Ci Jeżyku do gustu ale w każdej była troska głównie o Ciebie i o dziecko.
To co wczoraj się zdarzyło Twojemu mężowi z tego co się orientuje zdarza się często, że krowy np pod wpływem ugryzienia jakiegoś owada wpadają w szał.
Masz rację, że to mogłaś być Ty i masz dużo szczęscia w całej tej sytuacji że nic się nie stało Tobie ani dziecku.
Ja również się cieszę z budowy domu i z tego, że niedługo będziesz tuliła swoją kruszynę.
Czasami jak czytam Twoją historię, myślę o mojej koleżance która też mieszka z mężem i jego rodzicami na wsi.
Oni też mają krowy w jakiejś kosmicznej ilości ale u nich jest inaczej.
Od kilku ładnych msc ona nie wchodzi do obory mają zatrudnionego pracownika, który pomaga im przy prowadzeniu gospodarstwa.
W oborze jest umywalka, stara pralka tam też zostawiają rzeczy robocze.
Nasza działka też graniczy z gospodarstwem i tam jest podobnie.
Mówisz, że zagospodarowaliście strych małymi kosztami możesz stworzyć dla siebie tam mały azyl zanim nie skończycie domu.
Śledzę ten wątek i ciągle się zastanawiam, jak Ty to wytrzymujesz... Ja bym nie dała rady. Uciekłabym do rodziców, bo bałabym się, że przez moje nerwy stało by się coś dziecku. Jak w takich okolicznościach można przejść spokojnie ciążę. Teściowej to już w ogóle nie rozumiem, ale mama często mi opowiadała, jak to było na wsi. Już jako dziecko miała pozrywane ręce, na starość to wychodzi, albo gdy powiedziała mamie, że chce iść na studia, dostała w twarz. Urok wsi. Do dziś są tam takie rodziny, że gonią dzieci do roboty po szkole, zamiast do lekcji. Wiem, że szkoła to nie wszystko, ale jakieś podstawy trzeba mieć. Ale się rozpisałam nie na temat.
Wracając do tematu domku- to chociaż tyle dobrze. Jakaś nadzieja, na swoje 4 kąty, gdzie samemu można decydować. Mam nadzieje, że z mężem to nic poważnego. Faktycznie nie bezpieczne to dojenie. Odezwij się, jak znajdziesz chwilkę. Pozdrawiam
POLSZA uważam tak jak Ty, że praca uczy pokory, szacunku i człowiek dzięki niej rozumie jak ciężkie jest utrzymanie. Są jednak granice w zadawaniu prac dzieciom. Ja chociaż jestem wychowana w mieście, to od podstawówki w wakacje zbierałam truskawki, kwiat lipy, kisiłam ogórki w pobliskiej kwaszarni, a potem jako starsza pracowałam w mcdonalds, innych knajpach, lepiłam pierogi i w ilości kilka tysięcy sztuk dziennie, sprzedawałam w sklepie mięsnym. Różne rzeczy, żeby mieć na studia i swoje wydatki. Nie trzeba urodzić się na wsi, żeby pracować , ale w roku szkolnym zawsze była ważna nauka i rodzice nigdy mi nie pozwalali pracować kosztem czasu poświęconego na odrabianie lekcji.
Doskonale pamiętam pierwsze zakupy za własne zarobione pieniądze Każdy pewnie pamięta.
Mieszkam na północnym wschodzie polski - na polskim biegunie zimna łatwo się domyśleć.
KYNTIA dziękuję za miłe słowa. Do dojenia już nie chodzę, a z pracy robię tylko to, na co mam ochotę, bo siedzieć bezczynnie nie wytrzymam. Mój mąż to cudowny człowiek, może faktycznie z mego opisu wygląda na to, że on każe mi pracować, ale wręcz przeciwnie on na mnie krzyczy kiedy biorę coś ciężkiego, ale zawsze mi też powtarza, że jestem dorosła i wiem kiedy jest mi ciężko, a kiedy nie i on nie musi mnie kontrolować. To bardziej poczucie obowiązku, że skoro mieszkam u teściowej to muszę zarobić na życie tu, żeby ona źle o mnie nie myślała, niż ktoś mnie zmusza do pracy.
SMUTNY MISIU mąż czuje się już dobrze, pierwszy dzień kulał, a teraz biega jak zawsze. A co u Ciebie? Napisz koniecznie.
ORSZULIK nasz strych jest cudowny, uwielbiam tu spędzać czas, ale ze względu na dziecko będziemy zmuszeni przenieść się na dół, bo zimą można tu "zamarznąć".
SMUTNA123 moje dzieci będą miały normalne dzieciństwo bez przymusowej pracy, a po szkole będą siadały do lekcji, a nie do dojenia krów. Poza tym jeśli w pobliskim mieście nie będzie zajęć, żeby rozwijać ich zdolności to będę je woziła po kilka razy w tygodniu na basen, na lekcje czy to tańca, czy muzyki, na co będą chciały 50 km do większego miasta. Najważniejsze dla mnie jest ich nauka i samorealizacja.
Posprzątaliśmy z mężem podwórko. Nie na długo. W kącie już rzuciła jakąś kapustę do rozłożenia, na środku podwórka jakieś przykrywki od konserw. Zgubiła niosąc do palenia i już tak zostały. Metalowa przykrywka do palenia!!!! Szkło też tak nosi na te swoje ognisko. Bez sensu, takie rzeczy tylko się stopią i zostaną jako kupa śmieci. W końcu płacimy za wywóz śmieci, więc dlaczego ona nie zbiera nic do worka, tylko pali? To miejsce palenia oczywiście tworzy wspaniały widok przez okno z kuchni. Kupa śmieci.
Robotnik z budowy przywiózł na taczce końcówki desek do spalenia. Wyrzuciła tam gdzie postawił taczkę, obok budy dla psów na środku podwórka. Chciałam przenieść do szopy, to zaczęła krzyczeć, żeby tu zostawić, bo będzie schło. To nie może schnąć po drugiej stronie stodoły, tylko przed domem?
Chcę płakać.
125 2011-05-20 10:10:03 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-05-20 10:21:31)
jeżyku, nie smuć się. Już niedługo będziesz miała swój uporządkowany i ładny trawnik i całą resztę. A ona niech ma ten pierdolnik, jak tak lubi. Starych nawyków nie zmienisz i nie wytępisz, skoro przez tyle lat nie przywiązywano uwagi do porządku. U mnie jest podobnie, wszędzie po kątach zalega pełno niepotrzenbych rzeczy, stare grzejniki, deski, blachy itp. a nic nie można wyrzuc, bo w mniemaniu teściowej wszystko może się przydać. Koszenie trawnika to istny tor przeszkód, bo nigdy nie wiesz co znajdziesz w trawie. Już nie wpominając, że są trzy garaże i strych, które są zagracone starymi, niepotrzebnymi gratami. Wszędzie królują popsute zabawki po wnuczkach, które przyjeżdzają raz na rok, ale wyrzuć nie można, bo dzieci będą się bawić. Tak napewno w erze dvd, mp3, będą bawić się autami bez kół. Na strychu ubranka nawet po rodzeństwie mojego męża, czyli 30+ i dywany z lat 80. Czasami boję się, że strop nie wytrzyma i zawali Nam się na głowę, bo ledwo przejście jest. Mnie szlak trafia, bo w domu rodzinnym zawsze był porządek, wszystko zawsze pochowane, a jesli niepotrzebne to wyrzucone. Nie było przypadkowego rzucenia czegoś. Każda roslinka posadzona w swoim miejscu, żeby ładnie wyglądało, a tutaj jeśli trawa zanikła, to usypany kopiec i tam rosną kwiatki. Oczywiście męczą się te rosliny, bo jedne zagłuszają drugie, duże zarastają małe. Ziarna zbierane z wielu lat, bo tak taniej, rosliny rosną zdziczałe i karłowata. Jak próbowałam to uporządkować, to usłyszałam, czemu powyrywałam jej piękne kwiaty. Szkoda mówić, ale ciężko jest zrobić coś inaczej niż robiono dotychczas, męczące jest to, że w środku coś Cię trafia a nie możesz tego zmienić.
A do tego masakrą są sąsiedzi. Sąsiadka chwasty, które wyrwała u siebie przeżuca przez płot, bo nie może znieść, że u nas wyrwane. A szczytem wszystkiego jest to, że siąsiadka w trawę jesli podrośnie na nasze podwórko rzuca potłuczone butelki, których nie widać z trawy. Nigdy nie wiem, czy z koszenia kosiarką nie wrócę z pokaleczoną nogą czy inną częścią ciała, bo szkoło wyrzucone z kosiarki nie wiadomo gdzie poleci. Takiego chamstwa nigdy nie widziałam, w moich rodzinnych okolicach z siąsiadmi żyje się dobrze, każdy się zatrzyma, zapyta co słychać, a tutaj zjedli by Cię.
Smutny Misiu u mnie z koszeniem trawy jest to samo co u Ciebie. Wiecznie jakieś puszki, metalowe elementy się walają pod nogami. Jakieś wały do maszyn, stare pralki i cuda niewidy. Teściowa jak weźmie kosiarkę to widok jest taki: środek wykoszony, a przy budynkach kępy trawy z wystajacymi śmieciami.
W szopie wszystko jest zwalone na kupę, że nie można nogi postawić. Niestety wszystko według niej się przyda. Zawsze mnie rozśmiesza widok parasolki bez materiału (same druty) rozłożonej przy suficie. W zeszłym roku wywieźliśmy kilka przyczep ze strychu, w tym roku trochę ogarnęliśmy syf na podwórku, ale nadal jest masakra. Do tej pory teściowa jak czegoś szuka, to wypomina, że pewnie na strychu lezało i "ktoś" wyrzucił, a teraz by się przydało.
W zeszłym roku męża brata dziewczyna posadzila pięć paprotek na podwórku. Wyglądały nawet ładnie w wykoszonej trawie. Do momentu, kiedy teściowa nie wsadziła wokół każdej paprotki czterech cienkich deseczek, które oplątała sznurkiem od bel z kiszonek. Teraz widok jest marny, ale ona uważa, że jest pieknie.
skąd się bierze to dziwne poczucie estetyki naszych teściowych i te absurdlalne pomysły zagospodarowania czegoś, nie mam pojęcia i chyba nigdy nie dane mi będzie się tego dowiedzieć
SMUTNA123 moje dzieci będą miały normalne dzieciństwo bez przymusowej pracy, a po szkole będą siadały do lekcji, a nie do dojenia krów. Poza tym jeśli w pobliskim mieście nie będzie zajęć, żeby rozwijać ich zdolności to będę je woziła po kilka razy w tygodniu na basen, na lekcje czy to tańca, czy muzyki, na co będą chciały 50 km do większego miasta. Najważniejsze dla mnie jest ich nauka i samorealizacja.
Wiem, wiem... To była tylko moje małe zboczenie z tematu. Gdy czytam to co piszesz, i jak piszesz to widać, że mądra i zaradna z Ciebie kobieta. Życzę Ci jak najlepiej;)
My mamy domek na wsi po babci i widzę, jak niektóre dzieciaki pomagają. Stąd o tym piszę. Problem zaczyna się wtedy, gdy pomoc przedkłada się przed naukę. Generalnie nie mam nic do obowiązków. Choć nie mieszkałam na wsi, sama je miałam. Nie mam żalu do nikogo, a czas na naukę zawsze był. Jestem za obowiązkami dla dzieci, bo wtedy się uczymy tego i owego, ale wszystko w przystępnych dawkach. To, tak w ramach wyjaśnienia.
Trzymaj się;) Pozdrawiam
129 2011-05-21 01:16:00 Ostatnio edytowany przez gabisiula (2011-05-21 01:18:24)
Drogi jeżyku, znalazłam trochę czasu żeby nadrobic Twój wątek.
Jest późno, ale nie chcę mi się spac. Czytałam od drugiej strony i kiedy natrafiłam na twoje zdanie że teściowa wystawiła rękę przez okno malucha i złapała za drzewo to śmiałam się dobre 5 minut, aż mnie brzuch rozbolał ze śmiechu:D - twoja teściowa to faktycznie wariatka.
Jak tak czytam twoje wpisy to wyobrażam sobie jak każdego dnia przeżywasz piekło, to jest straszne. Ale cieszę się że zaczęły się prace budowlane, teraz masz po co życ! Dla domu i dla twojej córeczki. No i oczywiscie dla męża. Rozumiem dlaczego tak doradzasz mi w moim wątku - widzę przez co przechodzisz. I bardzo jestem ci wdzięczna że dzielisz sie ze mną swoimi doświadczeniami.
Moja przyszła teściowa nie jest jeszcze stara kobietą ale jest czasem lekko zacofana i nie raz się zdarzyło że znalazłam w szafce garnek z pleśniejącą potrawą, masakra, jak tak można??
Swoją drogą podziwiam cię, jestes mądrą kobietą.
Tylko zastanawia mnie, byc może czytałam to już dawno i nie pamiętam ale zastanawia mnie dlaczego w sytuacji kiedy teściowa coś karze ci zrobic, mówi ci jak masz to zrobic to godzisz się na to?? Może ona już się tak przyzwyczaiła że i tak zrobisz po jej myśli?? A gdybyś jej powiedziała spokojnie NIE i zrobiła po swojemu?? Pewnie by zrobiła larmo i swój wykład. Eh tak to już jest niestety.
trzymaj się ciepło i będę wdzięczna za twoje krytyczne i nie krytyczne uwagi w moim wątku:D pozdrawiam Cię!
Witam. bardzo poruszyła mnie Twoja historia. Niestety ale wszystko to co opisałaś nie rokuje najlepiej, delikatnie mówiąc. Należę do osób, u których empatia jest silnie rozwinięta więc bardzo dobrze rozumiem Cię co czujesz żyjąc w ten sposób, wbrew sobie. Po pierwsze - zmienić psychiatrę absolutnie! Dobry lekarz dobierze Ci odpowiednie leki, które pomogą Ci żyć normalnie niezależnie od trudnych sytuacji( wiem co mówię bo sama od 10 lat się leczę), psychoterapeuta też się przyda i myślę, że raczej ktoś obcy bo taka osoba nie jest związana emocjonalnie z Tobą i łatwiej będzie Ci pomóc. Jeśli Ci zależy na utrzymaniu związku z mężem to "walcz". Jednak z tego co piszesz wynika, że naczelnym problemem są różnice mentalne między Tobą a mężem, tu widzę źródło konfliktów i niestety ale nie licz na to, że męża nagle " oświeci", zwłaszcza, że ma sojusznika w bardzo bliskiej osobie czyli we własnej mamie. Myślę, że jesteście z tak różnych światów, bardzo odległych od siebie światów, które baaardzo ciężko będzie pogodzić. Nie wiem co mądrego Ci powiedzieć, bo trudno jest wyrokować w sprawie cudzego życia. Ty sama będziesz wiedziała co robić, ale słuchaj swojej intuicji, ona najczęściej nas nie zawodzi. I koniecznie lekarz i terapia.Pozdrawiam i trzymam kciuki za dobre decyzje. IG.