ja z moją też już nie mam ochoty, poprostu już mnie odrzuca od seksu z nią. Jesteśmy 7 lat małżeńśtwem, mamy dzieci. Zona moja chciała mieć sex tylko w tedy gdy była okazja na zapłodnienie. Jak dochodzilo do zapłodnienia to potem praktycznie zero sexu. Przez lata próbowałem jak mogłem (może też jestem niezdara) namawiając ją na sex. Jej się nie chciało - a to głowa boli, a to zmęczona, a to jutro musi rano wstać, etc. Czyli cały czas odrzucenie. A jak już dochodziło do czegoś to: nie chciało jej się podmyć (na brudasa jest to po prostu niesmaczne), dodatkowo teksty "jak ty to możesz lubić" albo "dobra ale szybko" (bo rano musi wstać), albo w trakcie sexu jakieś negatywne teksty albo zaczynała mówić o zakupach. Szczerze pała mi opadała i już mi się wcale więcej nie chciało. Albo rano teksty "może się wieczorem pokochamy" - ja cały dzień najarany a wieczorem żona "już w piżamkach i idzie spać bo dzień taki wyczerpujący był.
Albo jak z nią rozmawiałem na ten temat to tak to odwracała i z takimi emocjami na mnie się wylewała, że po takiej rozmowie to mi się nie chciało już z nią nic (a tym bardziej seksu) przez następny tydzień.
Dla mnie z takim podejściem sex z żoną kojarzy mi się z czymś negatywnym, stresującym, nie lubię, stresuje mnie - nie chce mi się. Tak na marginesie sex był średnio z łachą raz na 1,5- 2 miesiąca. Już nie chcę mieć z nią seksu bo to tylko psuje naszą ogólną relację a ja staję się za każdym razem bardzie rozdrażniony.
Powiedziałem jej, że już nie chce mieć z nią sexu. no to teraz mi mówi, że jest jej bardzo przykro i że powoduję, że ma poczucie niskiej wartości.
Teraz pytanie do Pań: czy przypadkiem nie zachowujecie się trochę jak moja żona? wystarczy żeby tak spełnić z 50% tego co opisałem. Myślę, że w dużej części tu jest wasz problem.
Rozmawiałem z ojcem i wujem na ten temat - potwierdzają, że kobiety ogólnie (wydaje mi się, że zwłaszcza polki) są oziębłe seksualnie.
Tyle w temacie - spoglądnijcie najpierw na swoje działania a potem myślcie co jest nie tak z waszym mężem.