Mąż mojej bliskiej koleżanki (nazwijmy go Adam) nigdy nie był religijną osobą. Był tzw. wierzącym niepraktykującym. Jakoś 2 lata temu wszedł do grupy znajomych przez kolegę, który siedzi w niej od lat. Od tamtej pory radykalnie zmieniły się jego poglądy – raptem stał się nacjonalistą, zrobił ostry skręt w prawo, stał się bardzo religijny, bardzo wierzący. Jedyne o czym by rozmawiał (i pouczał) to religia, opowiada o tym jak bardzo jego grupa pomogła mu odnalezć właściwą drogę, już wie jak ma żyć itp. Mają swojego lidera, tzn. osobę, która decyduje o wszystkim, a jej zdanie jest niepodważalne i nikt z nim nie dyskutuje. On wie najlepiej. Do lidera dostęp ma tylko nieliczna grupka zaufanych ludzi, sam z resztą grupy widuje się np. w święta, by złożyć im życzenia. Z tego co wiem nikt nie płaci za to, że jest w grupie, „jedynie” od czasu do czasu musi pracować nieodpłatnie w wolny dzień w obiekcie należącym do zgrupowania. Każdy ma swój zawód, swoje rodziny. Z tego co wiem, Adam nie jest jeszcze "pełnoprawnym" członkiem, jego żona twierdzi, że on jeszcze tylko sobie chodzi do nich kiedy chce i się od nich uczy o religii, o tym jak trzeba żyć itp.
Rodzina Adama oraz znajomi zauważyli zmianę i nie bardzo wiedzą, co się dzieje, tak bardzo zmienił poglądy. Ja sama zauważyłam, że wszystko wg niego podchodzi pod religię, wszystko jest wg niego z nią powiązane. Sam Adam przy mnie, czy innych znajomych na temat grupy nic nie mówi, mam wrażenie jakby to był jakiś sekret. Raz mi powiedział, że nawet jak mi powie, to ja tego i tak nie zrozumiem.
Z opowiadań koleżanki wiem, że on sam twierdzi, że nikt go do niczego nie zmusza, że chodzi tam dobrowolnie, że to nie jest tak, że każdy z ulicy jest wpuszczany. Jest na odwrót – wpuszczany jest stopniowo, musi najpierw uzyskać zaufanie. Są raczej skryci, nie mówią kim są, jaki mają cel - ponoć zbliża się koniec świata, a ich zgrupowanie wraz z innymi odegra w nim znaczącą rolę, na pewno jednak nie chodzi o jakieś masowe samobójstwo, z tego co opowiadała koleżanka wiąże się to z jakąś pomocą dla świata). Sam ich lider (co też jest tajemnicą) jest ponoć wybrany przez Boga, ma jakiś pozasmysłowy kontakt i jest takim sekretnym papieżem, ale nie mówi się o tym głośno, bo ma za dużo wrogów, którzy chcą go znalezc i go zlikwidować.
Koleżanka zaczyna się trochę martwić, ponieważ zaangażowanie (religijne) Adama wzrasta, choć mam wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z powagi problemu, że to po prostu może być sekta. W żartach mówi o praniu mózgu, ale ja zastanawiam się, czy na pewno żartuje, albo czy jest się z czego śmiać... Tą grupę określa znów żartem mianem „oazy”. Doszło do tego, że wstydzi się wspólnych spotkań ze znajomymi przez teorie, które wygłasza jej nowo-nawrócony mąż. On sam z kolei twierdzi, że się nie zmienił i nie rozumie problemu. Nie rozumie, czemu rodzina się go czepia, przecież nie kradnie, nie zabija, tylko poznał prawdę i zaczął iść dobrą drogą, w przeciwieństwie reszty świata.
Nie znam się, ale mi to zgrupowanie przypomina sektę. Czy jest ktoś kto się na tym zna i jest w stanie stwierdzić co to jest? No i jaki sposób łagodnie powiedzieć o tym koleżance, żeby mnie zle nie zrozumiała? I co z jej mężem? Podejrzewam, że z nim będzie dużo trudniej...