Witajcie... Jak zawsze nie wiem od czego zacząć. W głowie mam tysiąc myśli, które nie pozwalają mi zasnąć i tak jest każdej nocy. Stanęłam w martwym punkcie swojego bezsensownego życia i nie potrafię się ruszyć, chociaż bardzo tego chcę.
Skończyłam studia (tylko licencjat), po których nie potrafię znaleźć ani pracy, ani głupiego stażu. Utrudnia mi to także brak wiary w siebie, mam wrażenie, że w niczym nie dam sobie rady, nie jestem w niczym wystarczająco dobra. Rozmowy kwalifikacyjne tak bardzo mnie stresują, że zapominam języka. Dobrego wrażenia na pracodawcach to nie robi... Rocznikowo mam 24 lata, czas ucieka, a ja nadal nie wiem co konkretnego chcę robić w życiu. No właśnie, czas ucieka. Moje życie uczuciowe to również porażka, właściwie to go nie ma. Od zawsze sama, nigdy nie byłam w związku, ani na randce. Nigdy się nie całowałam, nawet nie trzymałam faceta za rękę. Studia minęły, tam nikogo nie poznałam, teraz tym bardziej nie mam gdzie poznać. Jak widać nie mam powodzenia, faceci mnie nie zauważają. Sama nie potrafię ocenić siebie obiektywnie, jestem raczej nieśmiała, mam problem z nawiązywaniem znajomości. Obecnie większość czasu spędzam w domu i wiem, że tym sposobem pogarszam sprawę. Co do wyglądu bywają lepsze i gorsze dni. Czasami uważam się za atrakcyjną kobietę, innym razem nie mogę patrzeć w lustro. Portale randkowe i czaty oczywiście już przerabiałam. Znajomych praktycznie nie mam. Mam przyjaciółkę, którą poznałam na studiach, ale coraz mniej się rozumiemy. Ona ma swoje szczęśliwe życie i swoich znajomych. Straciłam nadzieję, że znajdę miłość, pracę i moje życie się ułoży. Czuję się nic nie warta, beznadziejna w każdej dziedzinie życia. Zastanawiam się po co jestem, po co Bóg dał mi życie, skoro nie potrafię sobie z nim poradzić. Mam zerowe doświadczenie w życiu prywatnym i zawodowym, czuję ogromną pustkę. Wiem, że nie mogę siedzieć bezczynnie i sama jestem odpowiedzialna za swój los. Jednak w momencie, kiedy sięgam coraz bardziej dna brak mi siły, żeby się podnieść.