Dobra, zacznijmy od tego, że jestem młodą, zdrową kobietą w wieku 24 lat, o potrzebach seksualnych nieco większych, niż przeciętne (chyba?)
Atrakcyjność fizyczna? Myślę, że nie mam powodów do kompleksów nieskromnie mówiąc, faceci oglądają się za mną na ulicy, choć przyznam, że niekoniecznie z reguły ci, co bym chciała. Miałam paru partnerów seksualnych, komplementów nasłuchałam się tyle, że pewności siebie mi nie brakuje, zatem nieśmiałość można wykluczyć.
Moim problemem jest brak seksu. Ostatni raz byłam w związku półtora roku temu, oczywiście spotykałam się z facetami, z niektórymi dłużej, z niektórymi krócej, ale nic więcej prócz przelotnych znajomości z tego nie było (jestem długodystansowcem w tych sprawach, nie wpakuję się w związek, którego najzwyczajniej w świecie nie widzę, zatem pewnie jeszcze trochę minie, nim znajdę sobie kogoś na stałe).
Z ów tęsknoty umówiłam się z pewnym kolesiem, zresztą dobrze mi znanym, na spotkanie w wiadomym celu (to znaczy, umówmy się - nigdzie bezpośrednio propozycja seksu nie padła, ale flirtowaliśmy i rozmawialiśmy w ten sposób, że nie dało się nie zauważyć, co się święci). Facet zabójczo przystojny, inteligentny, generalnie fizycznie - ideał. Wszystko fajnie, przespaliśmy się ze sobą, on zadowolony, ja zadowolona. Jakoś potem straciliśmy sobą wzajemnie zainteresowanie, jakieś tam próby kontaktu były, zarówno z jednej, jak i drugiej strony, ale głupio było mi sugerować powtórkę z rozrywki, zatem odpuściłam.
Kurczę, tęsknię za tym. Nie za miłością, nic z tych rzeczy, a za aktem fizycznym samym w sobie. Pewnie ktoś tutaj zaraz mi zasugeruje, że to żaden wyczyn, by umówić się na niezobowiązujący seks (bo i owszem, żaden wyczyn), ale nie do końca o to mi chodzi. Dla mnie facet musi być co najmniej BARDZO atrakcyjny, żebym poszła z nim do łóżka. A za tą atrakcyjnością kryje się dla mnie zarówno wygląd, jak i inteligencja (nie zdarzyło mi się, by facet mnie powalił na kolana samym swoim wyglądem, z reguły było tak, że zyskiwał bardzo dobrą gadką, a potem, na podstawie reszty, stwierdzałam, czy jest to partner idealny na jedną lub więcej nocy). Nie potrafię się umówić z kimś na seks sam w sobie, bez pogadania, jakieś chemii. No, po prostu nie.
Pewnie w tym poście nieco przeczę sama sobie, ale mam nadzieję, że mniej więcej nakreśliłam problem. Są dla mnie jakieś rady? Czy to się leczy? Czy może po prostu powinnam zdać się na czas i tłumić swoje potrzeby? (ok, w moim przypadku to niemożliwe, próbowałam wielokrotnie siebie oszukać, ale z marnym skutkiem)