nie wiem co mam robic, czuje sie strasznie i jestem nieszczesliwa juz od dawna, ale nie mam sily tego zmienic albo nie chce, jeszcze do nie dawna nie docieralo do mnie to co sie dzieje, nie chcialam o tym myslec, ciagle sie ludzilam, ze sie zmieni, nie dopuszczalam mysli ze moze byc az tak zle. A teraz gdy sobie uswiadomilam, gdy wreszcie do mnie dotarlo, przerazilam sie, dlaczego to taK boli. Mam meza i dwoje malutkich dzieci (2 i 4). Dzieci sa dla mnie wszystkim, tylko one daja mi sile i radosc, a on mi ja zabiera. Zaczelo sie gdy sie pojawilo pierwsze dziecko, pierwsze klamstwa, gowniarskie i nieodpowiedzialne zachowanie. Gdy zaczelismy byc razem , bylo cudownie, zerwal ze wszystkim, z imprezami, kolegami, narkotykami, chcial byc tylko ze mna, tylko ja sie dla niego liczylam, bylo cudownie, gdy zaszlam w ciaze str sie cieszyl, bardzo mnie wspieral. Ale gdy dziecko juz pojawilo sie na swiecie, zaczal byc zazrosny o nie, zachowywal sie jak rozkapryszone dziecko, malo pomagal, wszystko musialam mu mowic, ale nadal czulam ze bardzo mnie kocha i ja tez go kochalam. Dlatego mialam nadzieje ze dorosnie, ze nauczymy sie zyc razem, ze to tylko chwilowy kryzys, ale to bylo nic. Zaszlam w druga ciaze, tym razem nie planowana, bylam zalamana, potrzebowalam go, pocvzucia bezpieczenstwa i pewnosci ze on jest odpowiednia osoba, ze moge byc z nim szczesliwa. Niestety wlasnie wtedy do mnie dotarlo, ze mam przechlapane, a on wykorzystal sytuacje, ze jestem zalamana i stal sie okropny, nie liczyl sie ze mna, nie obchodzilo go co czuje, jest strasznie samolubny. Poczul sie pewny, ze go nie zostawie, bo jak niby sobie poradze. Zawiodlam sie strasznie, zaczal mnie zostawiac z malutkim dzieckiem i ciaza, znikal na cale noce, nic go nie obchodzilysmy, zaczal brac narkotyki i przepuszczac wszystkie pieniadze, bylam zalamana, nie wierzylam ze mogl sie tak zmienic. On stwierdzil ze sie zalamal, ze nie daje rady, ze nie lubi swojego zycia, ze nie chce mu sie pracowac, i ciagle robil to wszystko a potem sie uzalal nad soba, o nas nie myslal. Ale to jeszcze nic. Urodziala sie nasza 2 coreczka, nie pomagal mi, nie interesowal sie, stalam sie str znerwicowana, nie moglam w spokoju wychowywac dzieci, czasami nie dawalam rady i chyba nigdy mu tego nie wybacze. Potem zaczelo sie jeszcze gorzej, narkotyki, przepuszcanie wszystkich pieniedzy w kasynie ( mialam na podstawowe potrzeby, mam swoje dochody, ale nie wielkie) ale chcialam myslec o przyszlosci, cos planowac, jemu na niczym nie zalezy, nie ma zadnych ambicji, jest niezaradny i nie ma wstydu. Strasznie klamie, wymysla cale historie, jak i tak wiadomo ze to wyjdzie, klamie mi w oczy nawet jak wie ze ja juz znam prawde, jest bezszczelny, mysle ze to z tchorzostwa i glupoty tak klamie. Stracilam do niego szacunek, ale po tym wszystkim, nie wiem jak to mozliwe ze nadal go kocham, ciagle staralam sie to ratowac, rozmawiam, prosilam, a on plakal obiecywal, a za chwile robil to samo, czasami juz na drugi dzien. Teraz nie wierze w ani jedno jego slowo, zyje w strachu. Wiem ze on nigdy sie nie zmieni, nigdy nie bede mogla na nim polegac, nie jest moim przyjacielem, wiec co z tego ze mnie kocha a ja jego, za jakis czas to minie i nic juz nie zostanie. Musze to zakonczyc, ale wciaz wole robic sobie glupie nadzieje, szukac wytlumaczen, chociaz ich nie ma. Jestesmy calkowicie rozni, mamy inne wartosci. A mimo to nadal chce zeby poprostu byl, gdy go nie ma umieram i czuje pustke. a on sie stacza, nie radzi sobie i niepotrafi sie zmienic, nie potrafie do niego dotrzec, nie ma dnia bez jego klamstw...
nadal chce zeby poprostu byl, gdy go nie ma umieram i czuje pustke.
tylko tyle wymagasz od meża i ojca swoich córek?????
kobieto jesli walczysz , to nic nie daje , wykorzystałas wszelkie sposoby to zabieraj dzieci i spław faceta bo wiesz z czym on mi się kojarzy ???z pasożytem !!! małym chłopcem
piszesz ze masz własne dochody , plus ew alimenty zapewniam cię że gdy poczujesz inne bezpieczne życie będziesz sie zastanawiała jak to mozliwe że kochałaś go i próbowałaś walczyć..
życze ci powodzenia:):)
Popieram przedmówczynię. Walcz - bo bedzie gorzej. Wogole co to znaczy , ze "nie chce mu sie pracować"?. Chciał miec zone i rodzinę, zrobił dwojke dzieci i nie chce pracować - a gdzie mial wyobraznie? Nie wie ze rodzine trzeba utrzymac. Dzieciak.
Siły zyczę.
4 2011-10-11 18:34:14 Ostatnio edytowany przez Muszka28 (2011-10-11 18:35:00)
Witam jeśli jest tak jak opisujesz to masz całkowitą racje po prostu odejdź bo się nie zmienia nic to żyjesz w marazmie na początku będzie wam bardzo trudno ale później będzie lepiej. Facet nie dorósł do bycia głową rodziny i nie nadaje się do tego żeby nią być.Potrzebujesz stabilizacji i opieki oraz wsparcia ze strony faceta.Nie dasz rady walczyć samodzielnie z nałogami tu potrzeba specjalisty ,a poza tym on musi sobie uświadomić ,że ma problem póki tego nie zrobi ten stan będzie tak trwał. Musisz zacząć walczyć o siebie ,i o dzieci ponieważ niczemu nie są winne jesteś silną kobietą skoro tyle już wytrwałaś to stać na więcej dla dobra dzieci! pozdro Muszka28
ja juz o tym wiem i to jest straszne, bo moglibysmy byc tacy szczesliwi, mamy wszystko co potrzebujemy do szczescia, a on tego nie widzi, nie wiem czego on chce, na niczym mu nie zalezy. Myslalm wczesniej ze moze ma depresje czy cos, ale nie. On poprostu zakopal sie w swoich klamstwach i sobie z tym nie radzil, ale rtez nie robil nic zeby to naprawic, wrecz przeciwnie pograzal sie coraz bardziej. Kiedy wszystko wyszlo, kazalam mu sie wyprowadzic, postawilam warunki, nie spelnil ich, a wrecz przestal chodzic nawet do pracy, twierdzac ze jest zbyt zalamany, gral calymi dniami w gre, zeby nie myslec, i tak przez 2 tyg bezprzerwy. Dopiero kiedy zobaczyl moje zdjecia z imprezy ( zwykle wyjscie do pabu z kolezankami), przylecial jak wariat i prawie wyszedl z siebie, jest strasznie zazdrosny. ale wczesniej nie obchodzily go dzieci, nawet ich nie odwiedzil. Nie wiem czy wogole o nich myslal. Dla mnie dzieci sa najwazniejsze, a dla niego sa na drugim planie. Mysli tylko o sobie, jaki jest biedny itp, o nas nigdy, nie potrafi nic dla nas zrobic, na nic go nie stac. Wtedy duzo rozmawialismy, caly czas plakal, ale nic nie zmienil. Dodam jeszcze ze jest bardzo nerwowy i czasami z nerwow niszczy rozne rzeczy w domu, nie panuje nad soba, robi to na oczach dzieci, wogole ich nie widzi. Na to zachowanie zareagowalam 2 razy, wzywajac policje, bylo to dla mnie str ponizajace, czulam sie strasznie, ale przynajmniej dotarlo ze nie ma prawa tego robic,ze na to nie pozwole i teraz jakos panuje nad soba. po tym probowal mi wmawiac ze to moja wina ,nawet przez chwile szukalam winy w sobie, ale moje zachowanie bylo w takiej sytuacji bylo normalne, bo co byscie zrobily gdyby wasz maz przegral w kasynie pare tysiecy, zreszta od 3 m-cy przegrywa wszystko co zarobii. Wydaje na narkotyki duzo, potem klamie, a potem mysli ze odzyska wydane pieniadze w kasynie i traci wszystko, nastepnie sobie nie radzi, jest nie obecny,nerwowy i to wszystko odbija sie na nas. Potem wychodza jego klamstwa, ze jeszcze przed wyplata ja cala stracil, dopiero wtedy gdy juz nie da sie dalej klamac. No i potem placze i uzala sie nad soba. Chcialam go zmusic zeby sie zmienil, nie chcialam zeby tek bylo, przeciez za te pieniadze moglismy kupic tyle rzeczy, odlozyc, miec cudowne wakacje, ale on tego nie rozumie. Jestem jeszcze z nim bo jeszcze nie mam sily odejsc, nie wiem na co czekam, ale wiem juz ze i tak nie mamy zadnej przyszlosci, bo nie potrafie juz go szanowac, nigdy mu nie zaufam, wstydze sie wrecz ze z nim jestem. Mam takie mieszane uczucia, z jednej strony chce go zmusic zeby cos zrobil, zeby na to nie pozwolil, z drugiej wiem ze juz nie moge tak zyc i musze podjac decyzje, boje sie tego, bo gdy juz to zrobie, wiem ze juz nigdy do niego nie wroce, zbyt wiele bedzie mnie to kosztowalo, a on chyba nadal sobie tego nie uswiadami, ze nas straci i nie bedzie odwrotu....
Emi, jeśli nie podejmiesz radykalnych kroków to nic się w Twoim i Twoich dzieci życiu nie zmieni. Miłość nie polega na wybaczaniu i czekaniu na cud, że On się zmieni. Co jeszcze musi się wydarzyć, abyś zrozumiała, że to co się dzieje w Twoim domu zakrawa na patologię? Hazard, narkotyki, rzucanie przedmiotami? I to wszystko na oczach dzieci? Myślę, że Twojemu meżowi pomóc może jedynie terapia, Tobie zresztą również, bo Jesteś współuzależniona. Musisz zacząć działać zanim będzie za późno.
Zapytaj go wprost - czego mu zabraklo w waszym malzenstwie? ze ucieka od tego wszytskiego w nalogi. wiesz, dzieci to nie wszystko. Czy miedzy Wami bylo dobrze- w rozmowie, seksie, czy byla milosc z obu stron?
byla wielka milosc i wiem ze on mnie kocha, ale nie wiem dlaczego jest takim bezmyslnym gnojkiem i dlaczego wszystko niszczy, nie rozumiem tego, nie potrafie tak zyc. On tak jakby nie zdawal sobie sprawy z tego co robi. jest jak dziecko, jest strasznie uparty, ale nadal potrafi okazac uczucia, tylko ze ja nie potrafie juz po tym wszystkim, on cos takiego zrobi i chce od razu zeby bylo normalnie, zebym o tym wszystkim zapomniala i jak idiotka udawala ze jest ok, ale wlasnie ja nie jestem taka osoba, nie potrafie udawac, wszystko co czuje okazuje, mowie, inaczej bym wybuchla. On wrecz przeciwnie, zamyka sie w sobie, nie chce rozmawiac o problemie, a jezeli juz to gada takie glupoty, wogole nie na teamat problemu, tylko wymysla cos, czasmi mi sie wydaje ze on sobie cos wkreca a potem w to zaczyna wierzyc, moze to od amfetaminy. Wiem ze on ma ze soba problemy, bo zawsze sie w cos wpakuje, ale nigdy nie stara sie wyplatac, tylko olewka na wszystko, taki jest, a tu nagle rodzina, ma byc za kogos odpowiedzialny, on nie wie co to znaczy. Mysle ze ma wyrzuty sumienie jakies, ale i tak nie wyciaga wnioskow, za chwile robi to samo i caly czas klamie, przez co zyje w stresie, dla mnie to chore i niezrozumiale. Staralam sie na rozne sposoby, byly awantury i dlugie rozmowy, to nic nie dalo, wie przeciez ze przez nieg cierpimy i nic nie robi, zawsze tylko pyta mnie co ma zrobic. Wszystko musze mu mowic, nie potrafi nic zrobic sam, niepotrafi podjac zadnej decyzji, nie traktuje naszego domu jak swoj dom, poniewaz wogole go nic nie interesuje. Ja mu powiedzialam ze jego slowa juz nic dla mnie nie znacza, bo tak jest, ze licza sie teraz tylko czyny, ale on nie jest zdolny do niczego, dlatego nigdy sie nic nie zmieni, to chyba taki czlowiek, to jest straszne dla mnie, takie ponizajace, nie wiem jak moglam byc taka glupia i slepa. Dlatego nie chcialam przyjac do wiadomosci ze to mnie spotkalo... chcialam miec normalna rodzine, zaufanie todla mnie podstawa. Moglabym mu wiele dac, ale on poprostu na to nie zasluguje, moja duma mi na toi juz nie pozwala, str bym chciala robic dla niego tyle rzeczy ale nie moge, bo jak po czyms takim mozna,, gdyby dal mi powod, dla ktorego moglabym mu wybaczyc, duzo od niego nie wymagam
Twój mąż zachowuje się tak, jak się zachowuje. Na jego zachowanie wpływu nie masz. Masz za to na swoje.
D l a j a k i e g o p o w o d u j e s z c z e z n i m j e s t e ś?
Twój mąż to narkoman i hazardzista. A jedyna szansa, żeby pomóc takiej osobie (jeśli naprawdę masz jeszcze siłę liczyć na nowy początek!), to pokazać jej, ile może stracić. Może się opamiętać tylko wtedy, gdy sięgnie dna. A Ty nic nie tracisz, możesz jedynie zyskać.
no wlasnie jestem u kresu wytrzymalosci i wiem ze jezeli juz podejme decyzje o rozstaniu, nie wroce do niego, nie bede w stanie mu wybaczyc i znowu zaufac, tego jestem pewna, dlatego tak trudno jest dla mnie zakonczyc to raz na zawsze, bo wiem jak bedzie mi ciezko i ze bede musiala na zawsze wyrzucic go z mojego serca, inaczej nie zniose rozstania. Tylko ze on tego nie wie, nie mysli co bedzie potem, nie zastanawia sie, jezeli nawet sie obudzi to bedzie juz za pozno. Nie bedzie seperacji czy takich rzeczy, tylko szybki rozwod, bo to juz bedzie dla mnie za duzo, juz jest za duzo, przekroczyl wszystkie granice...
no wlasnie jestem u kresu wytrzymalosci i wiem ze jezeli juz podejme decyzje o rozstaniu, nie wroce do niego, nie bede w stanie mu wybaczyc i znowu zaufac, tego jestem pewna, dlatego tak trudno jest dla mnie zakonczyc to raz na zawsze, bo wiem jak bedzie mi ciezko i ze bede musiala na zawsze wyrzucic go z mojego serca, inaczej nie zniose rozstania. Tylko ze on tego nie wie, nie mysli co bedzie potem, nie zastanawia sie, jezeli nawet sie obudzi to bedzie juz za pozno. Nie bedzie seperacji czy takich rzeczy, tylko szybki rozwod, bo to juz bedzie dla mnie za duzo, juz jest za duzo, przekroczyl wszystkie granice...
?????????
Jeżeli nie podejmiesz takiej decyzji, to podejmij inną, decyzję o swoim leczeniu ze swojego uzależnienia. Uzależnieniu od męża.
Emi, już BabaOsiadła napisała to co Ci chciałam powiedzieć, ale powtórzę to jeszcze raz, żeby dotarło. Twój mąż jest UZALEŻNIONY! Od narkotyków i hazadu! Bardzo jasno i celnie opisałaś to, co się z nim dzieje. On nie kieruje swoim życiem.
Co możesz z tym zrobić? Nic, nie masz na to wpływu. Możesz jedynie ratować siebie i dzieci. Zostaw go samego z jego problemem. Odejdź!
Dodam też, że w Twoim odejściu jest też szansa dla niego. On musi ponieść konsekwencje swojego uzależnienia, musi upaść na dno, żeby się od niego odbić. Ale to jego sprawa. Ty nie jestes od tego, żeby go uzdrawiać! Nie masz takiej mocy.
Nie skazuj siebie i dzieci na życie z kimś, kto zmienia Wasze zycie w piekło. Zostaw męża w jego piekle samego. Ty go nie uratujesz. Może to zrobić sam!
Jeśli Ci trudno, jesli się wahasz, nie masz pewności to poszukaj poradni uzależnień. Tam dostaniesz wiedzę o uzależnieniach. Wiedza jest tu niezwykle istotna, pomaga pozbyć się własnych iluzji i płonnej nadziei, że opamiętanie przyjdzie do męża samo z siebie. Nie przyjdzie, nie łudź się.
Masz dwoje maleńkich dzieci, masz obowiązek zapewnic im normalne dzieciństwo po to by kiedyś w przyszłości nie borykały się z problemami wyniesionymi z dzieciństwa. Pomyśl o tym.
Masz dwoje maleńkich dzieci, masz obowiązek zapewnic im normalne dzieciństwo po to by kiedyś w przyszłości nie borykały się z problemami wyniesionymi z dzieciństwa. Pomyśl o tym.
No właśnie, do cholery.
Dodam jeszcze, że Ty, autorko, wcale nie kochasz swojego męża. Kochasz swoje MARZENIE o tym, jak miało być: wspaniały mąż i słodkie bobaski. Większość kobiet marzy o kochającej się rodzinie i nic w tym złego czy wstydliwego. Ale z tym mężczyzną już nie będziesz tego miała, więc puść się tych portek i daj sobie szansę na zbudowanie czegoś cudownego z kimś innym, póki dzieci są małe!
Może przestańmy już uświadamiać Emi jaki jest jej mąż, bo ona doskonale o tym wie i dojrzała do tego, żeby odejść.
Odejście nie jest łatwe, ona nie jest sama i wolna jak ptak, tylko ma dzieci.
Emi do odejścia trzeba się przygotować, więc najpierw zastanów się:
1. Jak wyglądają Twoje sprawy finansowe, czy jestes w stanie utrzymać siebie i dzieci. Rozumiem, że 2 latka nie ma raczej kto przypilnować, abyś Ty mogła iść do pracy.
2. Gdzie będziesz mieszkać? Masz rodzinę, przyjaciół którzy chętnie Ci pomogą, żebys spokojnie mogła stanąć na własne nogi?
3. Musisz mieć przy sobie kogoś kto będzie przy Tobie i będzie Cię wspierał i utwierdzał w przekonaniu, że nie ma do kogo wracać, ponieważ jesteś uzależniona od męża( taka kobieta kochająca za bardzo) i nawet gdy się wyprowadzisz możesz ulec jego prośbie powrotu.
Doskonale wiesz, że on się już NIE ZMIENI! a Twój powrót na pewno mu w tym nie pomoże.
A jesli miałabys wątpliwości do tego czy odejść czy nie, zalecam prosty rachunek: dzielisz kartkę na dwie części i piszesz plusy i minusy.
Nie warto starać się o coś co nie ma sensu.. Ty go kochasz, ale za co? Jesteś Kobietą masz 2 dzieci i powinnaś im zapewnić bezpieczny dom, a nie myśleć o sobie! Jeśli ma cudowne dzieci i chociażby nie zmienił się dla nich to już się nie zmieni! Nie marnuj życia bo nie warto! Znajdziesz na pewno kogoś kto pokocha Ciebie i Twoje dzieci na nim świat się nie kończy masz po co żyć i dla kogo bo masz dzieci i to one dają Ci nadzieje na lepsze jutro
Na pewno ciężko będzie Ci zapomnieć o nim, ale daj sobie czasu i uwierz, że się uda
Pozdrawiam
no wlasnie zostaje problem finansowy, mieszkanie mam, jest moje, jutro dowiem sie jak prawnie go z niego usunac. mam tez wsparcie, juz o tym pomyslalam, mozliwe ze moja siostra ze mna zamieszka na kilka miesiecy, przygotowuje sie do tego od jakiegos czasu, ale chcialam wierzyc ze on sie wreszcie opamieta, teraz pograzyl nas znowu, mam dlugi za przedszkole i mieszkanie, ale mozliwe ze sobie z tym poradze, oklamal mnie ze zaplacil, oczywiscie tego nie zrobil. Pracuje ale tylko na pol etatu, dzieci chodza do przedszkola, stac mnie na podstawowe potrzeby, oczywiscie jak splace dlugi w ktore znowu nas wkopal. On nie daje mi pieniedzy od kilku miesiecy, niedawno dowiedzialam sie o nie oplaconym przedszkolu i mieszkaniu, oraz ze wyplaty nie bedzie mial bo juz ja wydal. Klamal do ostatniego dnia. Boje sie tylko o przedszkole, nie moge go stracic. Nie mam nikogo kto nie pracuje i moglby mi pomoc z dziecmi. Dzieki za odpowiedzi, potrzebowalam zeby ktos mi potwierdzil to co juz wiem. Wiem ze nie zostawil mi zadnego wyboru, nic juz nie moge zrobic, jak tylko to zakonczyc
emi, on na Ciebie nie zasługuje, z tego co napisałaś jest mega egoistą mysli i rozczula się nad soba a żona niech sobie radzi;/ Nie to nie tak powinno wygladać. Myśle że powinnaś dać mu ostrzeżenie że jak tak dalej pojdzie to odejdziesz bo taki mąż Ci nie jest potrzebny, że z samej miłości do niego nie utrzymasz rodziny, że dzieci powinny wiedzieć że mogą polegać na ojcu i powinien być dla nich wzorem i autorytetem...
Albo nastrasz go mówiac że przy nim nie czujesz sie kochana, doceniana i bezpieczna i jeśli dalej tak bedzie to może poznasz kogoś kto bedzie Ci bardziej odpowiadał...
Wiem łatwo jest pisać ale gorzej tak zrobić, życze Ci sporo siły i rozważnych decyzji, żebyś w życiu niczego nie żałowała już
No to już najważniejsze wiemy- nie jest źle, dasz sobie radę sama.
Ciekawe z czego będzie płacił alimenty? fundusz alimentacyjny nadal istnieje? bo nie jestem w temacie.
Co do mieszkania, jeśli jest zameldowany i jest Twoim mężem niestety nie jesteś w stanie nic z nim zrobić:(
Chyba że zmusisz go sądownie do odwyku, bo w końcu bierze narkotyki.
Ale jako żona lub właściciel mieszkania jest zobowiązana znaleźć mu lokum chyba, że jakimś innym sposobem go "wykurzysz" z mieszkania.
robilam to wiele razy, tyle juz przeszlismy, ale do niego nic nie dotarlo, wlasnie o to chodzi ze go ciagle straszylam, nawet probowalam odejsc, a on nic nie zrobil tylko jeszcze bardziej sie nad soba rozczulal i pograzal sie. Wiem ze juz nic niemoge zrobic, tyle rozmow, to trwa od 2 lat i jest coraz gorzej, nawet pisalam mu maile, tlumaczylam, rozmawiam, nic to nie zmienilo, czasem tylko na chwile a potem znowu robil to samo, nie wierze juz w ani jedno jego slowo i nigdy nie uwierze, on nie potrafi nic zrobic, nic zmienic... a ja nie potrafie juz dluzej tak zyc, wiem ze nie mam wyjscia ale to takie trudne
on ma dochody, nawet duzo zarabia, ale wszystko traci, co do grosza... na narkotyki a potem probuje odrobic kase w kasynie albo na jakis zakladach, jak zostanie sam, moze nawet straci prace, na niczym mu nie zalezy. Juz tak robil, jak na jakis czas sie rozstalismy, przestal chodzic do pracy bo stwierdzil ze zbyt zle sie czuje. Siedzial i gral w gry. Zamiast starac sie cos naprawic, pokazac ze na cos go jeszcze stac, niestety nie stac go na nic.
ja juz o tym wiem i to jest straszne, bo moglibysmy byc tacy szczesliwi, mamy wszystko co potrzebujemy do szczescia, a on tego nie widzi, nie wiem czego on chce, na niczym mu nie zalezy. Myslalm wczesniej ze moze ma depresje czy cos, ale nie. On poprostu zakopal sie w swoich klamstwach i sobie z tym nie radzil, ale rtez nie robil nic zeby to naprawic, wrecz przeciwnie pograzal sie coraz bardziej. Kiedy wszystko wyszlo, kazalam mu sie wyprowadzic, postawilam warunki, nie spelnil ich, a wrecz przestal chodzic nawet do pracy, twierdzac ze jest zbyt zalamany, gral calymi dniami w gre, zeby nie myslec, i tak przez 2 tyg bezprzerwy. Dopiero kiedy zobaczyl moje zdjecia z imprezy ( zwykle wyjscie do pabu z kolezankami), przylecial jak wariat i prawie wyszedl z siebie, jest strasznie zazdrosny. ale wczesniej nie obchodzily go dzieci, nawet ich nie odwiedzil. Nie wiem czy wogole o nich myslal. Dla mnie dzieci sa najwazniejsze, a dla niego sa na drugim planie. Mysli tylko o sobie, jaki jest biedny itp, o nas nigdy, nie potrafi nic dla nas zrobic, na nic go nie stac. Wtedy duzo rozmawialismy, caly czas plakal, ale nic nie zmienil. Dodam jeszcze ze jest bardzo nerwowy i czasami z nerwow niszczy rozne rzeczy w domu, nie panuje nad soba, robi to na oczach dzieci, wogole ich nie widzi. Na to zachowanie zareagowalam 2 razy, wzywajac policje, bylo to dla mnie str ponizajace, czulam sie strasznie, ale przynajmniej dotarlo ze nie ma prawa tego robic,ze na to nie pozwole i teraz jakos panuje nad soba. po tym probowal mi wmawiac ze to moja wina ,nawet przez chwile szukalam winy w sobie, ale moje zachowanie bylo w takiej sytuacji bylo normalne, bo co byscie zrobily gdyby wasz maz przegral w kasynie pare tysiecy, zreszta od 3 m-cy przegrywa wszystko co zarobii. Wydaje na narkotyki duzo, potem klamie, a potem mysli ze odzyska wydane pieniadze w kasynie i traci wszystko, nastepnie sobie nie radzi, jest nie obecny,nerwowy i to wszystko odbija sie na nas. Potem wychodza jego klamstwa, ze jeszcze przed wyplata ja cala stracil, dopiero wtedy gdy juz nie da sie dalej klamac. No i potem placze i uzala sie nad soba. Chcialam go zmusic zeby sie zmienil, nie chcialam zeby tek bylo, przeciez za te pieniadze moglismy kupic tyle rzeczy, odlozyc, miec cudowne wakacje, ale on tego nie rozumie. Jestem jeszcze z nim bo jeszcze nie mam sily odejsc, nie wiem na co czekam, ale wiem juz ze i tak nie mamy zadnej przyszlosci, bo nie potrafie juz go szanowac, nigdy mu nie zaufam, wstydze sie wrecz ze z nim jestem. Mam takie mieszane uczucia, z jednej strony chce go zmusic zeby cos zrobil, zeby na to nie pozwolil, z drugiej wiem ze juz nie moge tak zyc i musze podjac decyzje, boje sie tego, bo gdy juz to zrobie, wiem ze juz nigdy do niego nie wroce, zbyt wiele bedzie mnie to kosztowalo, a on chyba nadal sobie tego nie uswiadami, ze nas straci i nie bedzie odwrotu....
Kiedy czytam Twojego posta ... czytam o sobie i moim życiu.
u mnie na wątku jest dalszy tego ciąg ...
dziś żałuję ,że nie odeszłam kiedy dzieci były malutkie....nie potrafiłam , nie miałam siły , bałam się ,że nie dam rady.
tak to wygląda później....
Dziewczyno ON ma problem ze sobą!! Jest uzależniony i Ty nie będziesz mieć na to wpływu co z tego że przeprasza jak i tak się NIE zminie. Po pierwsze człowiek uzależniony manipuluję jak dziecko... za straszyłaś raz i nie odeszłaś i za każdym razem będzie robił swoje bo przecież" ona tylko gada że mnie zostawi, zawsze straszy a i tak jest ze mną" ma to gdzieś bo wie że nie odejdziesz. Dlatego skoro mówisz wynoś si to nie wpuszczaj, odchodzę to nie wracaj nawet jakby na kolanach prosił. On sam musi zrozumieć że Cię stracił że tak nie może robić. Lepiej zajmij się dziećmi bo one Cię teraz potrzebują, dość już pewnie widziały... nie wracaj myślami do niego a jak myślisz to zawsze PAMIĘTAJ że to on Cię krzywdził, że niee było go kiedy tego potrzebowałaś, że kłamał-zresztą sama dobrze wiesz ile złego Ci zrobił. Bardzo Cię proszę SZANUJ się sama kobietko skoro on Cię nie szanował. Nie pozwól już nikomu się skrzywdzić. Powodzenia i więcej wiary w siebie życzę:)
a wiec, jak narazie nie rozmawiamy ze soba, z przerwami na klotnie, kilka ostatnich dni mieszkalam u siostry, bo mialam ochote go rozszarpac za to co zrobil, nie chcialam aby dzieci patrzaly w jakim jestem stanie i na te klotnie, dlatego po pierwszej zabralam je. Ale dzisiaj musialam juz wrocic, kazalam mu sie wyprowadzic, ale on nie chce tego zrobic, a ja nie jestem w stanie zniesc jego obecnosci, na zmiane ma mine zbitego psa i probuje przepraszac, a kiedy widzi ze to nie dziala, tylko jeszcze bardziej mnie denerwuje i ciagle utrzymuje ze ma sie wynosic, ze nie zniose juz zadnego jego klamstwa i mam dosc zycia z nim, to zaczyna sie denerwowac i tez na mnie krzyczec. Obraza mnie mowiac ze napewno sobie kogos znalazlam, tak jakbym miala malo powodow zeby go zostawic ( nie mam raczej zadnego aby z nim jeszcze byc) i najlepsze wierzy w to. Nie moge tego zniesc, ze jest taki durny, co on sobie wogole wyobraza. Teraz go nie ma, ale wroci i na pewno nie wytrzymam i znowu beda awantury, nie chce zeby dzieci musialy na to patrzec. W taki sposob nie dam rady, musialby zniknac z mojego zycia, zebym wreszcie sobie z tym poradzila. Chce go zostawic, a raczej nie chce ale musze, tylko brakuje mi sil na ostateczne kroki, jesli tego nie zrobie bede w ciaglym stresie, beda klotnie, bo juz zrozumialam ze on sie nie zmieni. Wymyslalm sobie ze on jest chory, ze potrzebuje mojej pomocy, ale to dlatego ze szukam juz powodu,zeby nie podejmowac tej decyzji. Ale ja juz mu nie wybacze i juz nie da sie z nim zyc, dlaczego to robie, kiedys myslalam ze jestem silna, ze takie cos niegdy niemogloby mnie spotkac, ze nikomu bym nie pozwolila na to. A teraz to robie, mam w sobie jakby 2 osoby, jedna juz go nie nawidzi za to wszystko, wrecz gardzi nim, a druga jeszcze go kocha i nie chce sie z tym pogodzic. Co sie musi stac zebym nie miala juz wyjscia.... W czwartek przyjezdza moja mama, mam tez wsparcie siostr, czasami mysle ze dam rade, ze to juz koniec, ze juz mu nie pozwole na to, wiem ze musi dostac nauczke, ale tez dopada mnie taki strach i bol i wtedy boje sie ze nie dam rady i jestem zla na siebie, bo wiem ze jezeli tego nie zrobie, strace szacunek do siebie. Tutaj chodzi tez o problemy finansowe....
Podtrzymuję to, co napisałam wyżej.
Jesteś osobą uzależnioną.
Wiesz dobrze, co możesz zrobić, ale nie podejmujesz decyzji o rozstaniu.
Przeczytaj moją sygnaturę. To o Tobie.
nie jestem, tylko sie boje, wszystkiego, mam 2 dzieci, nie moge zniesc tej mysli ze on to wszystko zniszczyl, co bylo miedzy nami. A byly chwile ze bylo cudownie i wiem ze on mnie kocha, tylko wlasnie jaka to milosc, nic nie warta. On teraz tez cierpi ale jest idiota. Nie moge patrzec jak sie nad soba uzala i na to ze smie jeszcze prosic mnie o wybaczenie i zebym mu uwierzyla. Juz nigdy mu nie uwierze. Zreszta to sa tylko slowa, tak naprawde nic nie zrobi, bym musiala go prowadzic za reke, sprawdzac i pomagac mu. Ale juz nie potrafie, dosc mam tego ponizenia, poprostu juz nie wytrzymuje nerwowo. Ale czuje sie slaba, poprostu nie chce mi sie nic robic, mam ochote uciec. I gdyby to bylo mozliwe, nie zastanawialabym sie, ale nie jest, musze tu byc i na niego patrzec a to powoduje we mnie te wszystkie mysli i nie radze sobie...
Uzależnienie można leczyć.
Ale skoro wolisz myśleć, że nie jesteś uzależnioną. Twoja wola. To Twoja decyzja. Odpowiedzialność też jest Twoją.
Mogę pomagać w podjęciu decyzji, ale w użalaniu się nad sobą - pomagać nie będę. To, prócz gorszego samopoczucia, nic nie daje pozytywnego.
Uciekaj póki nie jest za późno. Marnujesz życie sobie, ale przede wszystkim Twoim dzieciom. Uwolnij się od "męża" a raczej od tego głupka. Przepraszam, za cięty język. Kochasz , i nie chcesz zostawić.. Ale gra jest warta świeczki ? Czy dla tego TOKSYCZNEGO związku poświęcisz szczescie Twoich dzieci ? Póki są malutkie, mało rozumieją, więc wywal tego łajdaka na zbity pysk, a swoim dzieciaczkom dawaj jak najwięcej radości. Poza tym tego kwiatu ti pół światu Jesteś silna, dasz radę!!
Emi, jestes wewnętrznie rozdarta! Jedna część Ciebie nienawidzi, druga część kocha. Jedna część już wie, że musi odejść, druga robi wszystko, żeby tej decyzji nie realizować.
Jesteś współuzależniona! W poradniach uzaleznień zajmują się także osobami współuzależnionymi. Idż tam, bo potrzebna Ci wiedza o tym co Cię dotknęło i pomoc w uporządkowaniu emocji. Dostaniesz tam wsparcie psychologiczne i wsparcie ze strony innych kobiet w podobnej do Twojej sytuacji.
to straszne co sie ze mna teraz dzieje, wariuje, nie moge go zniesc, bo juz wiem ze on nic nie zmieni, jeszcze mnie poniza, smieje sie bo widzi w jakim jestesm stanie ( nie moge sie uspokoic, wyzywam go, wyprowadza mnie z rownowagi) jeszcze smie mnie obrazac, nie ma nawet honoru sie wyprowadzic z domu, a on musi zniknac zebym sobie poradzila, to sie robi niebezpieczne. Bylam sie dziisaj dowiedziec jak sie go pozbyc z domu i to nie takie proste, pozatym pograzyl nas finansowo. Zebym miala sile walczyc i wrocic do zycia on musi sie wyprowadzic, wtedy dopiero sie uspokoje. Gdyby mial odrobine honoru zrobilby to dla naszych dzieci, ale one nigdy go nie obchodzily. Narazie staram sie zeby zawsze ktos byl jak jest on i dzieci w domu w tym samym czasie, nie chce ich narazac, ale jak tylko zostajemy sami zaczyna sie pieklo, nie moge tego wytrzymac ze jest az takim gnojem. A wiecie co jest najgorsze ze ciagle mysle ze po czyms takim juz sie nie da, tak jakbym ciagle niechciala wyzbyc sie resztek nadziei, dlatego tak szaleje. Potrzebuje spokoju i psychologa, wiem...
31 2011-10-30 15:07:37 Ostatnio edytowany przez daria1968 (2011-10-30 15:10:47)
emi82 przez 15 lat dobijałam się do serca mężczyzny którego kiedyś być może kochałam.Wszystko co było złe zwalałam na jego uzależnienie - to się kiedyś zmieni,przestanie pić i w końcu będziemy rodziną -tłumaczyłam sobie i czekałam na cud...
Jedno wiem na pewno - jeśli u uzależnionego nie ma woli zerwania z nałogiem,chęci do pracy nad własnymi niedoskonałościami,związkiem,małżeństwem - to cudu nie będzie.
Druga ważna sprawa - zejść z pleców i partnera i spojrzeć na własne życie,słabości.Nazwać rzeczy po imieniu -zadać sobie pytanie dlaczego mimo tak krzywdzącego związku dalej w nim jestem.
Dziś mój facet siedzi w szpitalu psychiatrycznym od miesiąca - nawet go nie odwiedzam.
Kiedy pił tak bardzo się bałam że skończymy na ulicy - a dziś - sama utrzymuję mieszkanie płacę rachunki.Pracuję od rana do wieczora ze zmęczenia padam na pysk - ale każdego dnia jestem z siebie dumna - że dałam rady!!!
4 listopada mam sprawę w sądzie o rozwód.
My kobiety dałyśmy sobie wmówić że bez mężczyzn nie damy sobie rady...
Damy rady.Nie jest łatwo ale od pokoleń kobiety udowadniały że potrafią wykrzesać siły które pozwalają pokonać kłopoty.Są silne dla swoich dzieci i dla siebie.
Nie wiem co mnie jeszcze czeka,z czym będę się musiała zmierzyć ale wierze że się nie poddam i znajdę rozwiązanie.
32 2011-10-31 21:09:55 Ostatnio edytowany przez emi82 (2011-10-31 21:54:10)
xxx
Emi! Zrób coś z tym jak najszybciej bo inaczej to Ty się wykończysz nie on! zostaw tego drania i zacznij myśleć o sobie i o dzieciach!! chyba nie chcesz do końca życia tak żyć- nie żyć a wegetować!! Jesteś silna tylko uwierz w siebie!!
Uciekaj od niego! Wiem, że to nie jest proste z dnia na dzień ułożyć sobie życie na nowo, ale dasz radę! Nikt nie zasługuje na takie traktowanie !