Leni- miło się czyta, czekam na tytuły.
Stokrotka84- to falowanie nastrojów jest straszne, nie wiem czy się pogodzę z tym, że mam czasami aż tak kiepskie dni. Dzisiaj jest dobrze, wiec cieszę się.
Dziewczyny, nerwica, depresja, natrectwa....... i inne choroby naszej psychiki, zostały kiedyś spowodowane jakimś dyskonfortem życiowym. Nie wszystkie zdajemy sobie sprawę jaka była przyczyna. Trwało to nie jeden dzień,ale wiele lat, dlatego aby wyzdrowieć, potrzebuje dwa razy tyle czasu niż chorowaliśmy:) Wszystko da się osiągnąć mozolną pracą, ale pracujemy dla siebie , nie dla kogoś innego. Musimy zrozumieć,ze MY jesteśmy najwazniejsi a póżniej inni. To się nazywa zdrowy egoizm i bez tego nie można być szczesliwym. Pamiętam tylko niektóre tytuły ksiązek, nie pamiętam autoruw,ale jedna to była prawdopodobie Luise Hay( nie jestem pewna to było dawno) Zamawialam te książki w Swiecie książki. Tytuły--potęga podświadomości, zrozumieć siebie, jak sobie pomoc, nerwica i co dalej, jezus najlepszy terapeuta, --- może coś jeszcze przypomnę , było wiele tej literatury ale wszystko zostalo w Polsce a ja mieszkam od jakiegoś czasu w Niemczech. BYlam kobietą ,ktora nie dawala się życiu ale nigdy nie przypuszczalam,ze w podeszlym wieku będe zyć sama w obcym kraju i dawac sobie z tym nielekkim tutaj życiem radę.Wszystko jest mozliwe, trzeba tylko się odwazyć, będzie to co będzie. Ja idę z nurtem już nie pod prad. Tak jest naprawdę łatwiej. nie stawiac oporu, brac co dzień przynosi. iść spokojnie krok po kroku i po jakimś czasie widzxi się odleglosć trasy jaką pokonaliśmy i widzimy sens. 3majcie się wszyscy zwichrowani9 byłam jedną z Was, wyszłam z tego). Jestem z Wami sercem, myślami i dusza. Wiem ,ze trudna droga przed Wami. Sama nie wiem też co mnie jeszcze spotka, ale myślę pozytywnie.:):)
Oh, przypomnialo mi się coś jeszcze. Ja w tym trudnym dla mnie czasie w wieku 39 lat skińczyłam moje LO zaczete w normalnym wieku. Uczylam sie zupelnie sama przy pomocy moich corek , które były na etapie liceum i zdawalam egzaminy, czasem 3 naraz z całego materiału z 4 lat liceum. Najbardziej balam się matmy ale zaliczylam ją na 3:):) Od tego momentu pzrestaly mnie męczyć koszmary nocne związane z porzuceniem kiedyś szkoly. pOważnie, to siedzialo w mojej podświadomości przez tyle lat. Nie przydalo mi się na nic praktycznie to LO ale moja psychika się trochę oczyściła. Rok póżniej zrobiłam prawko na samochod, zdalam za 2 razem, to byl też sukces. Pokonalam swój lęk przed ruchem drogowym. nie jeżdziłam już dawno bo mieszkam za granica, ale noszę się z zamiarem kupna samochodu i nauki ponownie, ale papier już mam, potrzebuję tylko treningu. Trzeba zając się czymś aby zabić złe myśli. mOja nerwica przerodziła się w furię dzialania.byłam zła na siebie ,że daję się tyle czasu tej wrednej chorobie. Moze dla niektórych z Was jest to też jakiś pomysł na pokonanie tej gadziny:):)
Witaj Leni
Z twoich postów odnoszę wrażenie, że bardzo sympantyczna z ciebie babeczka
Moim zdaniem, nerwica, depresja, lęki ( które miałam i miewam) biorą się z tego, że wciąż nie jesteśmy dojrzali emocjonalnie. Boimy się życia, boimy się wziąć odpowiedzialność za siebie,swoje czyny i życie. Gdy człowiek dojrzeje, nagle uświadamia sobie, że ... tyle stracił i tyle ma jeszcze możliwości, wyborów. A z drugiej strony, tak jak napisałaś, najlepiej jest iść z nurtem, nie pod prąd. Życie to nie walka, ani nie cierpienie.
Pomogło mi też myślenie, że moje życie to nie pasmo sukcesów i porażek, wzloty i upadki a jedno wielkie doświadczenie, z którego wyciągam wnioski. Przestałam się spieszyć, gonić, dążyć do nie wiadomo czego. Przestałam chcieć mieć wszystko już, tu i teraz. Poddałam się, ale nie w senie porażki. Zaakceptowałam to co jest dzisiaj, zastanawiam się nad tym co bym chciała żeby było jutro, ale mam świadomość tego, że nie mam wpływu na wszystko. I wolę spokój od zamieszania. I lubię mówić o przyjemnościach a nie o smuteczkach, choć doświadczam jedno i drugie.
Rzeczywiście coś w tym jest. Ja wciąż mozolnie, ale staram się zaakceptować to jak wygląda moje życie. Problem nie leży w niespełnionych ambicjach, bo studia skończyłam przed chorobą. Pracę mam i choć mogłabym zarabiać więcej, nie jest źle, nie mam kompleksów w związku z wyglądem, czy dogadaniem się w towarzystwie. Hymm, więc co?
Skąd lęki, pewne elementy fobii społecznej, bóle somatyczne? No pytam się skąd. Może moje podejście do związków... no to może być częściowy powód, ale mam i siostra też mają złe podejście.
W moim przypadku to jest chyba odziedziczone i muszę nauczyć się z tym żyć. Muszę wypracować moją metodę na nerwicę. Co mogę zrobić? Zająć się sportem, zdrowo się odżywiać, edukować się w mojej dziedzinie, uprawiać hobby, no i niestety rzucić lubiane przeze mnie papieroski.
To mogę zrobić!
136 2013-09-20 13:21:03 Ostatnio edytowany przez Anstawia (2013-09-20 13:23:16)
Sluuu, na twoje pytania "skąd" pomoże odpowiedzieć ci psycholog lub/i literatura psychologiczna.
Oprócz tych materialnych potrzeb, mamy też potrzeby mentalne, jak akceptacja, bezpieczeństwo, zadowolenie itp itd. Dopóki będziemy oczekiwać, że to ktoś nam zapewni te potrzeby a nie my sobie sami, będziemy nieszczęśliwi.
Dokładnie Anstawia. Nie oczekujmy zbytnio pomocy od nikogo jeśli chodzi o nasza psychikę. Tylko my znamy nasze odczucia i potrzeby mentalne. Należy tak próbować ustawić swoje życie, abyśmy czuły się w ni jak najlepiej dla nas, nie dla innych. Nie wszyscy muszą nas lubić , my musimy KOCHAĆ nas samych i to jest początek drogi do normalnego , satysfakcjonującego nas życia. Ja wiem ,ze jest to bardzo trudne do zrealizowania , bo każda z nas w pewnym stopniu nie lubi siebie.Jesli zaakceptujemy nas samych takimi , jakimi jesteśmy, nie nasze wyobrażenia o nas, to jest połowa sukcesu. Nasze EGO jest bardzo chwiejne i trzeba włożyć wiele wysiłku aby stało się nasza opoką. Nie mozemy tez zmienić świata, możemy zmienić nasze podejście do wszystkiego co nas otacza. Należy w nawet najgorszym wydarzeniu, znależć odrobinę czegoś pozytywnego. Potrzebujemy też cierpliwości w naszym działaniu bo z zasady jesteśmy niecierpliwi i raptowni. W ten sposób się wypalamy i nie mamy siły do walki , jeśli coś położy nas na łopatki. Zakładamy ,ze przed nami jeszcze wiele lat życia( nikt nie wie ile dokładnie)i mamy dużo czasu aby wszystko poukładać. Nie róbmy wielkich planów ,jeśli nie wypalą jest w tym momencie ciężko. Lepiej żyć małymi kroczkami i mieć naturalnie marzenia. Należy też wyznaczyć sobie jakiś cel , do którego zmierzamy i pokonywać drogę do niego. Mam na myśli cały czas nas, ludzi majacych problem ze swoją psychiką , ze swym EGO. Jeśli moja słowa trafią chociaż w części do jednej osoby, to będzie mój sukces:):) Powiem Wam ,że dziś odwiedziłam po wielu latach lekarza i wiem ,ze muszę iśc do- ortopedy, urologa, kardiologa i gastrologa hahaha. Jestem wrak fizyczny ,ale nie poddam się , zawalczę teraz o siebie dla siebie. Całe życie myślałam o innych i to był mój błąd bo teraz ja jestem sama , nie ma nikogo koło mnie. Dlatego nie zapominajcie- tylko my sami mozemy o nas zadbać. Fajnie,że można tutaj z kimś popisać. Brakuje mi czasem Polskiej mentalności. Tutaj wszystko jest zimne i zieje fałszem, ale tutaj też żyją ludzie. pOwiem Wam coś, zawsze gdy miałam sytuację bez wyjścia, na mojej drodze pojawiala się pomocna dłon człowieka zupełnie obcego dla mnie. to pozwala mi nadal mieć wiarę w sens ludzkiego istnienia, nie wszyscy myślą tylko o pieniądzach. Moze kiedyś opiszę Wam swoją historię:):)
Najgorsze ze u mnie nerwica ma tyle objawow ze trudno mi uwierzyc ze to tylko ona i ciagle czytam o chorobach. Wiem ze nie powinnam ale te moje objawy sa okropne. Dotycza kazdego narzadu w ciele i ten wieczny niepokoj czy dzis bede jeszcze zyla. Z nerwica czuje jakby codziennie umierala, tak to moge podsumowac. Dopiero zaczelam szukac pomocy
Arma11 Pytałaś co mnie skłoniło do zrobienia badań na boleriozę.Na początku miałam drętwienia rąk i nóg,pojawiały się i przechodziły,później problemy z sercem bardzo przyśpieszony puls,problemy z oddychaniem nie mogłam zrobić normalnego oddechu tylko taki płytki jak by nie do końca,zawroty głowy,ucisk w głowie.Oczywiście te wszystkie dolegliwości nie występowały wszystkie na raz.Czasami miałam problemy ze wzrokiem,na jedno ucho dziwnie słyszę ciężko to wytłumaczyć tak jakby wrażliwość na dźwięk i masa innych dolegliwości.Oczywiście wszędzie słyszałam,że to nerwica.A przecież wystarczyło tylko zrobić proste badanie z krwi,ale lekarze konowały do których chodziłam nie wpadli na taki pomysł.Kiedy zrobiłam badania wyniki potwierdziły,że to bolerioza.Od razu trafiłam do szpitala,ale tam niestety nie zostałam wyleczona tylko przeleczona.Dwa tygodnie temu znów robiłam badania i nadal mam boleriozę.Wcześniej byłam u psychiatry,zaczęłam brać leki,ale objawy nie zniknęły,więc szukałam dalej.Do psychologa chodzę nadal już prawie dwa lata.Ale jak On mógł mi pomóc skoro leczył nerwicę a było coś zupełnie innego.
żanetka- no szkoda, ale fakt, że identyczne objawy ma się w nerwicy. Zrobie sobie badanie na tą boleriozę, choc nie wiem czy nie lepiej myśleć ze to nerwica, na nią jest wiecej sposobów niż na tą bolerkę.
141 2013-09-22 22:13:59 Ostatnio edytowany przez moniczka999 (2013-09-22 22:14:27)
hej, w poszukiwaniach internetowych znalazlam ciekawy temat, wklejcie to sobie do przegladarki - zaburzeni.pl/leczenie-nerwicy-i-atakow-paniki-t3260.html
Dziś jakoś mi ciężko, miałam taki stan pod lękowy i boję się że to wróci. Czuję takie ciśnienie w głowie, szyi, dźwięki są takie głośne. Nie mam siły.
Hej. Bardzo proszę o radę, bo nie wiem już co mam robić.
Wszystko zaczęło się 4 lata temu, gdy szłam do technikum. Codzienne wymioty, po kilka razy, brak apetytu i spadek wagi. Z początku myślałam, że to tylko stres i jak tylko się przyzwyczaję do nowego otoczenia to wszystko mnie. No i się wszystko uspokoiło do czasu aż pojechałam z chłopakiem na rekolekcje. Już w dzień wyjazdu źle się czułam. Przez 3 dni leżałam i wymiotowałam. W końcu przyjechali po mnie rodzice. Pojechaliśmy na pogotowie. Dostałam kroplówkę i wróciłam do domu. Po kilku dniach znowu wszystko było w porządku. Wszystko działo się w lutym 2011 r. Tego samego roku pojechałam na wakacje z mamą do Chorwacji. Przez całe dwa tygodnie wymiotowałam, praktycznie nic nie jadłam. Co zjadłam to zwróciłam. To była męczarnia. Gdy wróciłam do domu przyszedł do mnie chłopak. Mama zrobiła kolację. Wzięłam kilka kęsów i... biegiem do toalety. Pojechałyśmy na pogotowie. Byłam bardzo odwodniona więc zostałam tam na kilka dni. Oczywiście wszystkie badania w porządku, a lekarka stwierdziła, że mam nerwicę i jestem małą dziewczynka uwięziona w ciele 18-letniej wówczas kobiety. Poradziła, żebym wybrała się do psychologa lub psychiatry. Poszłam do psychiatry opowiedziałam mu wszytko a on stwierdził, że mam bulimię. Mówiłam mu, że to niemożliwe, bo nie wywołuje wymiotów na własne życzenie, ale jakoś on wiedział lepiej. Przepisał mi ostre leki, po których chodziłam otępiała więc je odstawiłam. Potem zapisałam się do psychologa. Do takiej sympatycznej pani. Dużo rozmawiałyśmy ale ona stwierdziła, że nie widzi potrzeby żebym do niej przychodziła. Ale każdy wyjazd z domu czy jakaś impreza (niezależnie czy z rodzicami czy z kimś innym) kończyła się tak samo. Bóle brzucha, wymioty, jadłowstręt. Oczywiście nie miałam też na nic siły.
Gdy poszłam do szkoły jakoś wszystko z czasem się uspokoiło. W drugiej klasie technikum miałam robioną kolonoskopię, w której wyszło, że mam polipa. Gdy mi go usunęli wszystko wróciło do jak najlepszego porządku. Robiłam i jeździłam gdzie tylko chciałam. Nad jezioro, niezaplanowane wyjazdy itd. No było po prostu super. Uśmiechnięta chodziłam non stop. Nie przejmowałam się niczym, zero stresów, nic. No i miałam spokój aż do 2013 r. Pojechałam z chłopakiem na rekolekcje do Medugorje. Przez pierwsze 2 dni wszystko było w porządku, ale potem mój koszmar się zaczął. Wróciły dawne dolegliwości. 20 sierpnia 2013 r. wróciliśmy do domu. Byłam przekonana, że to znowu polip więc zapisałam się na kolonoskopie. Niestety, na badaniu wszystko było w porządku. Totalnie się załamałam. Nie miałam na nic ochoty. Dziś jest 23 września. Więc praktycznie odkąd przyjechałam mało jem, chudnę i nie mam na nic siły i czasami płaczę. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że 29 września wyjeżdżam na studia 150 km od domu. Odkąd okazało się, że jestem zdrowa fizycznie pojawiły się u mnie obawy, których nie było jeszcze 2 miesiące temu: Jak sobie tam poradzę? Co jeżeli będę się tam źle czuć? Itd.
Będę wynajmować mieszkanie z 3 dziewczynami. I tu kolejna myśl, że zaczną się po prostu męczyć ze mną. Chłopak będzie mieszkał niecały km ode mnie. Boję się, że i on w końcu będzie miał dość.
W ten weekend byliśmy na weselu. Zjadłam kilka łyżek rosołu, trochę ziemniaków. Przez całą noc starałam się jeść cokolwiek. Głównie owoce, bo tylko na nie mam jeszcze jako taką ochotę. Oczywiście tańczyłam (nie chciałam psuć chłopakowi zabawy) i w miarę dobrze się bawiłam. Ale pękało mi serce kiedy widziałam te wszystkie młode dziewczyny, które nie mają takiego problemu jak jak. Jadły co chciały, dobrze się bawiły i niczym nie przejmowały, a ja nie miałam siły nawet nic mówić. Jutro idę do psychologa ostatni raz przed wyjazdem. Ma mi dać listę psychologów w Poznaniu.
Bardzo się boje wyjeżdżać. Zaczęłam też się obawiać przed rozłąką z rodzicami. Oni zawsze mi pomagali, martwili się i wspierali mnie. Staram się myśleć pozytywnie ale czasami już nie daję rady. Chciałam tam rozpocząć nowe, ciekawsze życie. Zapisać się na kurs tańca, chodzić na studia uśmiechnięta, mieć stypendium, uczęszczać na kółka. Im bliżej wyjazdu tym mam większe obawy co ja tam właściwie będę robić. Boję się, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Ale liczę na to, że gdy pójdę tam do psychologa to właśnie on mi pomoże. Strasznie boję się też anoreksji i depresji. Schudłam 3 kilo. Ważę 50 kg przy wzroście 155 cm. I mam ochotę leżeć w łóżku cały dzień i oglądać filmy. Nie chcę być chora i mieć takich problemów. Nie chcę żeby wszyscy mieli mnie dość. Chcę być szczęśliwa. Chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci, pracować, być aktywna, szczęśliwa. Ale czasami myślę, że mogę sobie chyba tylko o tym pomarzyć. Dodam, że takie myśli pojawiły się u mnie w ciągu tego ostatniego miesiąca. Przez co zaczęłam się stresować i nie wiem jak to zatrzymać. Chcę zacząć normalnie jeść i cieszyć się życiem. Ale jak? Wszyscy mi powtarzają, żebym się nie martwiła i nie myślała o tym, ale jak o tym nie myśleć jak ściska cie w żołądku z głodu, a ty nic nie możesz przełknąć? Rozważałam też zostanie w domu. Z jednej strony gdy zostanę w domu to nie mam pewności czy mi to przejdzie czy nie, będę się rzadko widywać z chłopakiem i będzie kicha. Z drugiej strony gdy pojadę do Poznania może mi się to nasilić. Nie wiem czy zniosę to kolejny raz. Albo mi się tam poprawi od natłoku zajęć albo się wykończę. Chciałabym być silna ale to jest silniejsze ode mnie. Jestem przerażona myślą, że tak już może być do końca życia. To jest strasznie męczące.
Proszę Was o rady. Co mam robić?
anna1993- trzeba zmienić podejście. Po pierwsze nie wiesz co się stanie jak pojedziesz na studia. Po drugie nie masz jeszcze ciężkiej nerwicy bądź depresji, nawet średniej nie masz. Pojedziesz na studia i jeżeli będziesz się źle czuła to weźmiesz leki, tam jest wielu dobrych psychiatrów. Po za tym zapiszesz się na te kursy, które planowałaś co też pomoże Tobie wrócić do stanu równowagi. Po trzecie będziesz mogła się nam wygadać, zawsze Ci poradzimy.
PS. Ja też jak patrzyłam na innych frustrowałam się, że też akurat mnie to spotkało. No, ale jeśli mam się porównywać do innych, to patrzę na dzieci chore na nieuleczalne choroby, na ludzi, którzy naprawdę mają gorzej niż my.
Ale te wymioty i brak apetytu odbierają mi chęć na wszystko, jestem wtedy przemęczona. A przed tym wszystkim to uwielbiałam jeść, gotować. Mogłam cały dzień stać przy garach. A gdy mnie to dopada to mdli mnie na samą myśl.
anna1993- Kochanie uwierz mi proszę, że wymioty to mała część tej choroby. Ja miałam przed rozhuśtaniem się tej podłej nerwicy, bóle głowy (silne odbierające chęć życia) przez 5 lat. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, żebym popracowała nad swoim zdrowiem psychicznym to pewnie by już nie pamiętała tego. No, ale stało się jak się stało i mam zamiar wyjść z tego. ;-P
Więc zazdroszczę Ci, ze jesteś na wstępie i możesz już zadziałać.
Mam nadzieję, że mi się uda. Myślisz, że można wyjść z tego całkowicie? Że to kiedyś nie wróci?
Mam nadzieję, że mi się uda. Myślisz, że można wyjść z tego całkowicie? Że to kiedyś nie wróci?
anna1993- Myślę, że można! Zrobimy wszystko by tak było!
Dziś jakoś mi ciężko, miałam taki stan pod lękowy i boję się że to wróci. Czuję takie ciśnienie w głowie, szyi, dźwięki są takie głośne. Nie mam siły.
Spoko u mnie też dzisiaj coś strasznego puls rano120 ale taki chyba dzisiaj dzień nie wiem co by było bez leków Trzymajcie się
kasiuniunia- gorszy dzień, ale damy radę!
anna1993 moja znajoma miała podobne,miała pobrany wymaz z gardła i wyszła jej candida.Przepisali jej leki ,zlikwidowała tą candide i wymioty przeszły,a naprawdę bardzo się z tym męczyła.Tylko to lubi wracać.Może u Ciebie jest podobnie?
sluuu wracając do boleriozy ja też wolała bym,żeby to była tylko nerwica.Chociaż ją też się bardzo ciężko przechodzi ale tak jak pisałaś jest na nią więcej sposobów,ja po wyjściu ze szpitala też wolałam wierzyć,że z bolerki jestem wyleczona.Ale kiedy 2 razy zaniewidziałam na oko i kiedy zdarzały mi się całkowite niedowłady ręki tak,że jedną ręką musiałam podnosić drugą,na szczęście to było chwilowe i przechodziło.Dotarło do mnie,że to nie jest nerwica,albo nie tylko nerwica.
sluuu no pewno kto jak nie My
kasiuniunia- o to chodzi! Tak trzymaj, niech to nasze sub forum będzie naszą drogą do wyleczenia ;-P, jeśli zostaniesz dłużej.
żanetka- w sumie to uważam, że lekarze, naukowcy i tak mało wiedzą o obu chorobach. Są już przypuszczenia, że nawet nerwica powstaje na wskutek jakiegoś wirusa. Wiesz co my możemy, możemy żyć wbrew parszywym dolegliwością i niszczyć je naszą siłą wewnętrzną.
Jestem TU już dosyć długo nie zawsze piszę ponieważ czytając o WAS czasami nic nie można dodać ani ująć Zycie z nerwicą i depresją to ciężka droga ale dzięki temu że jesteśmy w TYM razem jest lżej Trochę to egoistyczne ale przy tej naszej " przyjaciółce" czasem trzeba być egoistą Sluuu oczywiście że zostaję do póki siły pozwolą...
Dziewczyny Kochane!!!! Jestem caly czas z Wami i przysięgam ,ze można to cholerstwo pokonać. Jestem tego przykładem a przeżyłam wiele. Droga do wyzdrowienia jest trudna , ale niekoniecznie długa( tak było u mnie) Wiara w to,że się uda jest najwazniejsza. Starajcie się wyzbyć się myśli ,ze coś się z Wami będzie za chwilę działo. Ja miałam taką metodę odganiania złych myśli--nic mi nie jest, czuję się dobrze...--Tak powtarzalam jak mantrę wypierając przez to lęk jaki mnie ogarniał. Chodzi o zabicie złych myśli , dobrymi. To skutkuje, ale trzeba to w sobie wyćwiczyć. Balam się kościoła, wielkoch zgromadzeń, w pewnych momentach ludzi. Myślałam sobie, idę do kościoła i jak coś się będzie zlego w mojej głowie działo, wyjdę , bo dlaczego nie mogę tego zrobić, wyjdę i jak minie to znowu wrocę. Za ktorymś razem poskutkowalo. Trzeba wytrenować w sobie luz psychiczny. To trudne, ale na tym to wszystko polega. Ludzie chorzy na nerwicę są ciągle spięci i powstaje wtedy błędne koło. Im bardziej boimy się objawów, tym bardziej nas to atakuje. Wszystko dlatego ,ze w naszej podświadomości ciągle mammy złe myśli.Nie wiem jak to dosadnie wytłumaczyć , ale myślę,że znajdziecie swoją drogę w głąb siebie. 3majcie się:):)
anna1993 moja znajoma miała podobne,miała pobrany wymaz z gardła i wyszła jej candida.Przepisali jej leki ,zlikwidowała tą candide i wymioty przeszły,a naprawdę bardzo się z tym męczyła.Tylko to lubi wracać.Może u Ciebie jest podobnie?
Niestety, lekarze twierdzą, że nic mi nie jest. Tylko to siedzi w mojej głowie.
Witam serdecznie,
Właśnie czytam książkę "pokonać lęki i fobie", byłam przekonana, że po kilkuletniej terapii nie warto sięgać po książki, a jedyne dobre wyjście to pójście do specjalisty który pomoże mi zrozumieć co się ze mną dzieje i dlaczego... A tu z przyjemnością odkryłam, że porady zawarte w książce są cenne i mogę z nich skorzystać , no cóż widocznie tak jest w moim życiu, raz lepiej raz gorzej. Będę się starać aby gorzej było jak najrzadziej.. Masz rację Stokrotko, wszystko jedno jak to nazwiemy czy przeoczeniem, czy wzięciem na siebie za dużo to na pewno mam nad czym pracować.. Miałam w ciągu ostatnich lat takie momenty kiedy czułam się jak przysłowiowy " młody Bóg" i wtedy zamiast się tym cieszyć myślałam tylko wyżej, więcej, chyba przestałam kontaktować się sama ze sobą - tak to teraz odczuwam. Przestałam reagować na sygnały płynące z mojego ciała, bo przecież brak snu można nadrobić, zjeść można wszędzie..itp.
Zgubiłam radość zwykłych dni, przestałam rozmawiać o czym innym jak tylko o pracy a i tak nie była szczęśliwa, zawsze był ktoś lepszy, mądrzejszy.........No cóż teraz spróbuję poskładać te części mnie na które się rozpadłam w jedną całość.. Płaczę kiedy czytam tu na forum, że inni wierzą we mnie i próbuję nie odbierać tego jako zadanie do realizacji a jedynie jako pomoc i zachętę, spróbuję nie przeszkadzać sama sobie w życiu i byciu szczęśliwą taką jaka jestem. Czasami słaba, powolna, odmawiająca i kobieca....
Ostatnie zrozumiałam, że to że choruję na inne choroby wcale nie wyklucza nerwicy, moment zrozumienia i pogodzenia się z tym faktem był dla mnie szczególnie trudny, ale wiem, że tak jest i muszę o siebie zadbać w każdym wymiarze. W ubiegłym tygodniu miałam 3 telefony z pracy z prośbą o pomoc, już chciałam zacząć działać gdy nagle przypomniałam sobie, że jestem na urlopie bezpłatnym..
Z dużą trudnością powstrzymałam się od natychmiastowego działania, usiadłam na tapczanie, przeanalizowałam co mogę zrobić, a raczej co chcę zrobić i większość wrzuconych mi spraw odesłałam do nadawców. Najpierw poczułam stres, potem gniew a po odrzuceniu większości zadań o dziwo poczułam lekką ulgę z domieszką niepewności, ale dla mnie to sukces i mam ochotę się tym pochwalić, chociaż w kategorii pojmowania sukcesu nie mieściło się to wcześniej na mojej skali!
serdecznie wszystkich pozdrawiam
Hej 8888 u mnie także zaczęło się od objawów somatycznych które z jednych przechodziły w kolejne minęło 4 mies i kilkanaście specjalistów zanim wpadłam na to co mi jest i OŚWIECIŁAM panią neurolog biorę leki od 2 mies i gdyby ktoś powiedział mi pół roku temu że mam depresję nigdy bym w to nie uwierzyła te ostatnie miesiące były straszne Jestem na dobrej drodze CHYBA Tylko że od tamtego tamtego tygodnia rano mam biegunki potem spokój i nie wiem czy to po lekach czy kolejny objaw nerwicy Może coś poradzicie?
8888 Czy możesz podać mi autora książki ''pokonać lęki i fobie'' ?
Witam dziewczyny, mam nerwice natręctw czasem płacze bo mam jej już dosc... dużo rzeczy które wykonuję.. robię.. o wiele dluzej niż miałoby to wyglądać.. chce mi się liczyc do jakieś tam cyfry.. wchodze do łozka potem wychodze potem jak 2 razem wejde to mi się coś tam wydaje.. a jak 3 to jeszcze musze wyjsc.. tak samo z myciem rąk.. chodze na terapie.. biore tabletki faxolet.
i chciałabym żeby moje życie wyglądało normalnie ! ..
Chciałabym normalnie żyć bez tych wszystkich objaw branie do ręki przedmiotu potem odstawianie i 2 raz. powtarzanie czasem jakiegoś słowa... chce żyć tak jak każdy... inne moje objawy to przechodzenie przez próg potem 2 raz.. i takie rozne nie które podstawowe czynnosci odkładam i jeszcze raz biore rzecz do ręki ileś tam razy...
mam dosc. prosze o rade..
Wow, ten wątek rozrasta się w takim tempie, że nie nadążam śledzić wszystkiego na bieżąco. Z jednej strony dobrze, że cieszy się taką popularnością, a z drugiej nie dobrze, bo pokazuje, że coraz więcej ludzi ma problem z dolegliwościami nerwicowymi.
to falowanie nastrojów jest straszne, nie wiem czy się pogodzę z tym, że mam czasami aż tak kiepskie dni. Dzisiaj jest dobrze, wiec cieszę się.
Sluuu, zażywasz leki, które - z tego co czytam - tak średnio na Ciebie działają. W prawidłowym przebiegu farmakoterapii te wahnięcia powinny zniknąć po kilku miesiącach od zażycia pierwszej dawki. Jeśli nie znikną to znaczy że należałoby jeszcze raz przedyskutować z lekarzem, czy to jest najlepsze rozwiązanie dla Ciebie.
mOja nerwica przerodziła się w furię dzialania.byłam zła na siebie ,że daję się tyle czasu tej wrednej chorobie. Moze dla niektórych z Was jest to też jakiś pomysł na pokonanie tej gadziny:)
Piękne! O to właśnie chodzi! Żeby się w końcu wściec się na nerwicę i dać upust swoim emocjom. Leni - Twoja reakcja była bardzo zdrowa! "Furia" o której piszesz przerodziła się w aktywność, której większość lękowców boi się jak ognia i unika ile tylko może.
Dlatego jak mantrę powtarzam zarówno sobie, jak i innym tutaj na forum: nie ma nic gorszego niż bezradność i tłumienie emocji. Jeśli boisz się że zwymiotujesz w miejscu publicznym to powiedz swojej nerwicy: "doskonale, zwymiotuję, będzie to okazja, żeby zobaczyć, czy moje paniczne obrazy się potwierdzą, czy ludzie się ode mnie odwrócą, czy wręcz przeciwnie - pomogą mi." I tak do skutku i to niekoniecznie w schemacie z wymiotami. Może być z innymi np. omdlenia, drżenie ciała, zawroty głowy, brak tchu itp. itd.
Moim zdaniem, nerwica, depresja, lęki ( które miałam i miewam) biorą się z tego, że wciąż nie jesteśmy dojrzali emocjonalnie. Boimy się życia, boimy się wziąć odpowiedzialność za siebie,swoje czyny i życie. Gdy człowiek dojrzeje, nagle uświadamia sobie, że ... tyle stracił i tyle ma jeszcze możliwości, wyborów.
Brak dojrzałości emocjonalnej to trochę zbyt proste wytłumaczenie. Znam mnóstwo ludzi niedojrzałych, a nawet bojących się życia i nie wszyscy z nich chorują na nerwicę. Oczywiście, na pewno ma to jakiś wpływ, ale wiele też zależy od naszych indywidualnych predyspozycji, od bagażu genetycznego i od nieświadomych konfliktach, jakie wynieśliśmy z wczesnego dzieciństwa.
Pomogło mi też myślenie, że moje życie to nie pasmo sukcesów i porażek, wzloty i upadki a jedno wielkie doświadczenie, z którego wyciągam wnioski. Przestałam się spieszyć, gonić, dążyć do nie wiadomo czego. Przestałam chcieć mieć wszystko już, tu i teraz. Poddałam się, ale nie w senie porażki. Zaakceptowałam to co jest dzisiaj, zastanawiam się nad tym co bym chciała żeby było jutro, ale mam świadomość tego, że nie mam wpływu na wszystko. I wolę spokój od zamieszania.
Tak, to jest właściwa droga do wolności i to nie tylko od nerwicy, ale w ogóle od rzeczy, którymi nie powinniśmy się przejmować, bo nie mamy na nie właściwego wpływu. W Twoich słowach jest coś z filozofii wschodnich mędrców i to się chwali. Czasem trudno wcielić podobną filozofię w każdy, zwykły dzień, ale na pewno należy próbować.
Skąd lęki, pewne elementy fobii społecznej, bóle somatyczne? No pytam się skąd. Może moje podejście do związków... no to może być częściowy powód, ale mam i siostra też mają złe podejście.
Podejście do związków, czy też wikłanie się w toksyczne, niszczące układy to jedna z najlepszych pożywek dla rozwoju nerwicy. Moja "odpaliła" właśnie w takim momencie, kiedy miałam kryzys uczuć i wahałam się co wybrać: zerwanie i zaczynie życia na nowo, czy brnięcie dalej mimo wielu wątpliwości. Sluuu, jedno co Ci powiem - uważaj! Gra na uczuciach, zranienia i zawody miłosne to ogromne obciążenie dla układu nerwowego. Jeśli tkwisz w jakiś niejasnych związkach, masz wątpliwości, nie wiesz co zrobić to jedna rada: wóz, albo przewóz. Dla własnej psychicznej higieny powinnaś spróbować albo wybrać związek i się w niego zaangażować, albo odciąć całkowicie facetów od siebie (przynajmniej na jakiś czas) i zacząć żyć ze sobą i dla siebie.
Z nerwica czuje jakby codziennie umierala, tak to moge podsumowac. Dopiero zaczelam szukac pomocy
Gratulacje, właśnie zrobiłaś pierwsze kroki ku przerwaniu takiego stanu! Od teraz na pewno będzie lepiej.
Wcześniej byłam u psychiatry,zaczęłam brać leki,ale objawy nie zniknęły,więc szukałam dalej.Do psychologa chodzę nadal już prawie dwa lata.Ale jak On mógł mi pomóc skoro leczył nerwicę a było coś zupełnie innego.
A jakie leki brałaś? Benzo, czy antydepresanty, bo to kolosalna różnica. Poza tym inne choroby nie wykluczają nerwicy.
Trzeba wytrenować w sobie luz psychiczny. To trudne, ale na tym to wszystko polega. Ludzie chorzy na nerwicę są ciągle spięci i powstaje wtedy błędne koło.
Tak, to jest na pewno jeden z kluczy do sukcesu. Można to wytrenować, ale wymaga to bardzo dużo ćwiczeń i pracy nad sobą. Relaksacja Schultza i Jacobsona na pewno w tym pomaga. Spróbujcie ćwiczyć dwa razy dziennie przez powiedzmy pół roku, ale bez taryfy ulgowej, czy pomijania ćwiczeń - efekty są naprawdę super. Ja dzięki temu nie mam problemów z wychodzeniem do miasta, załatwianiem spraw urzędowych, czy staniem w kolejkach.
Właśnie czytam książkę "pokonać lęki i fobie", byłam przekonana, że po kilkuletniej terapii nie warto sięgać po książki, a jedyne dobre wyjście to pójście do specjalisty który pomoże mi zrozumieć co się ze mną dzieje i dlaczego... A tu z przyjemnością odkryłam, że porady zawarte w książce są cenne i mogę z nich skorzystać , no cóż widocznie tak jest w moim życiu, raz lepiej raz gorzej.
Ta książka to prawdziwa perełka. Powinna być Biblią Nerwusów. A poważnie mówiąc - niesamowicie mi pomogła i kiedy źle się czuję, to wracam do rad, które tam wymieniono. Są mądre i niesamowicie pomocne!
Masz rację Stokrotko, wszystko jedno jak to nazwiemy czy przeoczeniem, czy wzięciem na siebie za dużo to na pewno mam nad czym pracować.. Miałam w ciągu ostatnich lat takie momenty kiedy czułam się jak przysłowiowy " młody Bóg" i wtedy zamiast się tym cieszyć myślałam tylko wyżej, więcej, chyba przestałam kontaktować się sama ze sobą - tak to teraz odczuwam. Przestałam reagować na sygnały płynące z mojego ciała, bo przecież brak snu można nadrobić, zjeść można wszędzie..itp.
Właśnie, dobrze że wspominasz o takich rzeczach. Strasznie trzeba uważać na rytm dnia, który prowadzimy. Jego zakłócenia prowadzą do rozstrojenia układu nerwowego. Brak snu, przepracowanie, albo "nocki" w pracy. Nie pomagają też kawa, napoje energetyczne, alkohol ani szybkie, śmieciowe jedzenie. Niestety - jako szczególnie wrażliwi na sygnały płynące z ciała, powinniśmy bardzo uważać na przestrzeganie rytmów dobowych i właściwą higienę życia.
Szkoda tylko, że nastały tak wredne i paskudne czasy, że praktycznie rzadko jest to do zrealizowania. Ale czasem trzeba być egoistą, zapomnieć o obowiązkach i zadbać o siebie. Sam organizm nam to mówi.
W ubiegłym tygodniu miałam 3 telefony z pracy z prośbą o pomoc, już chciałam zacząć działać gdy nagle przypomniałam sobie, że jestem na urlopie bezpłatnym..
Z dużą trudnością powstrzymałam się od natychmiastowego działania, usiadłam na tapczanie, przeanalizowałam co mogę zrobić, a raczej co chcę zrobić i większość wrzuconych mi spraw odesłałam do nadawców.
Jezu Kobieto uwielbiam Cię! Tak! Postąpiłaś właściwie i nawet przez chwilę nie powinnaś mieć wyrzutów, że może to "źle". Organizm dał Ci wyraźny sygnał, że ma dość, że potrzebuje resetu i uwagi, potrzebuje zadbania. Dałaś mu upragnione wytchnienie i choć głowa mówi Ci co innego - nie słuchaj, tylko znajdź radość w nicnierobieniu, albo przeciwnie, w zwykłych, małych rzeczach, hobby, gotowaniu, a nawet patrzeniu się przez okno na ptaki i drzewa. Powoli, bez paniki i pośpiechu ciało się zregeneruje, odzyska dawną formę i witalność, znowu będzie dobrze zobaczysz. Tylko uwierz w to, bo wiara to podstawa!
8888 Czy możesz podać mi autora książki ''pokonać lęki i fobie'' ?
Judith Bemis, Amr Barrada
Pozdrawiam
Stokrotka mi nie odpowiedziałaś..
nie martw się mi też nie...i tak Cie lubimy
Drogie Dziewczęta: Stokrotka nie ma patentu na każdego, ani nie jest alfą i omegą. Nie jest też lekarzem, ani psychologiem. Jestem taka jak Wy, tzn. zmagam się z nerwicą i własnymi lękami, które staram się na co dzień pokonywać. Postawiłam sobie za cel dzielenie się swoimi doświadczeniami, ale jednocześnie nie chcę uchodzić za speca od wszystkiego (od tego są lekarze i psycholodzy) i spędzać całych dni na pisaniu w internecie (rozumiecie - mam swoje życie poza internetem i różne rzeczy do zrobienia) . Nerwica to bardzo indywidualna choroba, każdy z nas przechodzi ją inaczej i oprócz wszelkiej maści porad internetowych sami musimy odkryć, co nam przynosi ulgę w cierpieniu.Uważam, że zaszłam w swoich staraniach dość daleko, ale jeszcze nie na tyle, żeby odbębnić stuprocentowy sukces.
chodze na terapie.. biore tabletki faxolet. i chciałabym żeby moje życie wyglądało normalnie !
Jak długo bierzesz leki? Jak długo uczęszczasz na terapię? Sysia, nikt nie ma złotego rozwiązania na takie dolegliwości. Szczerze Ci współczuję, bo wyobrażam sobie jak bardzo musi to być męczące i wyczerpujące, ale moim zdaniem powinnaś zaufać lekarzowi i terapeucie. Wspólne połączenie sił powinno przynieść dobre rezultaty, ale pamiętaj, że wszystko wymaga czasu. Proces zdrowienia jest indywidualny, dlatego musisz uzbroić się w cierpliwość. Spróbuj też technik o jakich pisałam w pierwszym poście tego wątku, przeczytaj parę książek o natręctwach i poszukaj w nich porad jak sobie radzić. Życzę Ci mnóstwa sukcesów i jestem przekonana, że dasz sobie radę.
Pozdrawiam
Hej. Bardzo proszę o radę, bo nie wiem już co mam robić.
Wszystko zaczęło się 4 lata temu, gdy szłam do technikum. Codzienne wymioty, po kilka razy, brak apetytu i spadek wagi. Z początku myślałam, że to tylko stres i jak tylko się przyzwyczaję do nowego otoczenia to wszystko mnie. No i się wszystko uspokoiło do czasu aż pojechałam z chłopakiem na rekolekcje. Już w dzień wyjazdu źle się czułam. Przez 3 dni leżałam i wymiotowałam. W końcu przyjechali po mnie rodzice. Pojechaliśmy na pogotowie. Dostałam kroplówkę i wróciłam do domu. Po kilku dniach znowu wszystko było w porządku. Wszystko działo się w lutym 2011 r. Tego samego roku pojechałam na wakacje z mamą do Chorwacji. Przez całe dwa tygodnie wymiotowałam, praktycznie nic nie jadłam. Co zjadłam to zwróciłam. To była męczarnia. Gdy wróciłam do domu przyszedł do mnie chłopak. Mama zrobiła kolację. Wzięłam kilka kęsów i... biegiem do toalety. Pojechałyśmy na pogotowie. Byłam bardzo odwodniona więc zostałam tam na kilka dni. Oczywiście wszystkie badania w porządku, a lekarka stwierdziła, że mam nerwicę i jestem małą dziewczynka uwięziona w ciele 18-letniej wówczas kobiety. Poradziła, żebym wybrała się do psychologa lub psychiatry. Poszłam do psychiatry opowiedziałam mu wszytko a on stwierdził, że mam bulimię. Mówiłam mu, że to niemożliwe, bo nie wywołuje wymiotów na własne życzenie, ale jakoś on wiedział lepiej. Przepisał mi ostre leki, po których chodziłam otępiała więc je odstawiłam. Potem zapisałam się do psychologa. Do takiej sympatycznej pani. Dużo rozmawiałyśmy ale ona stwierdziła, że nie widzi potrzeby żebym do niej przychodziła. Ale każdy wyjazd z domu czy jakaś impreza (niezależnie czy z rodzicami czy z kimś innym) kończyła się tak samo. Bóle brzucha, wymioty, jadłowstręt. Oczywiście nie miałam też na nic siły.
Gdy poszłam do szkoły jakoś wszystko z czasem się uspokoiło. W drugiej klasie technikum miałam robioną kolonoskopię, w której wyszło, że mam polipa. Gdy mi go usunęli wszystko wróciło do jak najlepszego porządku. Robiłam i jeździłam gdzie tylko chciałam. Nad jezioro, niezaplanowane wyjazdy itd. No było po prostu super. Uśmiechnięta chodziłam non stop. Nie przejmowałam się niczym, zero stresów, nic. No i miałam spokój aż do 2013 r. Pojechałam z chłopakiem na rekolekcje do Medugorje. Przez pierwsze 2 dni wszystko było w porządku, ale potem mój koszmar się zaczął. Wróciły dawne dolegliwości. 20 sierpnia 2013 r. wróciliśmy do domu. Byłam przekonana, że to znowu polip więc zapisałam się na kolonoskopie. Niestety, na badaniu wszystko było w porządku. Totalnie się załamałam. Nie miałam na nic ochoty. Dziś jest 23 września. Więc praktycznie odkąd przyjechałam mało jem, chudnę i nie mam na nic siły i czasami płaczę. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że 29 września wyjeżdżam na studia 150 km od domu. Odkąd okazało się, że jestem zdrowa fizycznie pojawiły się u mnie obawy, których nie było jeszcze 2 miesiące temu: Jak sobie tam poradzę? Co jeżeli będę się tam źle czuć? Itd.
Będę wynajmować mieszkanie z 3 dziewczynami. I tu kolejna myśl, że zaczną się po prostu męczyć ze mną. Chłopak będzie mieszkał niecały km ode mnie. Boję się, że i on w końcu będzie miał dość.
W ten weekend byliśmy na weselu. Zjadłam kilka łyżek rosołu, trochę ziemniaków. Przez całą noc starałam się jeść cokolwiek. Głównie owoce, bo tylko na nie mam jeszcze jako taką ochotę. Oczywiście tańczyłam (nie chciałam psuć chłopakowi zabawy) i w miarę dobrze się bawiłam. Ale pękało mi serce kiedy widziałam te wszystkie młode dziewczyny, które nie mają takiego problemu jak jak. Jadły co chciały, dobrze się bawiły i niczym nie przejmowały, a ja nie miałam siły nawet nic mówić. Jutro idę do psychologa ostatni raz przed wyjazdem. Ma mi dać listę psychologów w Poznaniu.
Bardzo się boje wyjeżdżać. Zaczęłam też się obawiać przed rozłąką z rodzicami. Oni zawsze mi pomagali, martwili się i wspierali mnie. Staram się myśleć pozytywnie ale czasami już nie daję rady. Chciałam tam rozpocząć nowe, ciekawsze życie. Zapisać się na kurs tańca, chodzić na studia uśmiechnięta, mieć stypendium, uczęszczać na kółka. Im bliżej wyjazdu tym mam większe obawy co ja tam właściwie będę robić. Boję się, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Ale liczę na to, że gdy pójdę tam do psychologa to właśnie on mi pomoże. Strasznie boję się też anoreksji i depresji. Schudłam 3 kilo. Ważę 50 kg przy wzroście 155 cm. I mam ochotę leżeć w łóżku cały dzień i oglądać filmy. Nie chcę być chora i mieć takich problemów. Nie chcę żeby wszyscy mieli mnie dość. Chcę być szczęśliwa. Chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci, pracować, być aktywna, szczęśliwa. Ale czasami myślę, że mogę sobie chyba tylko o tym pomarzyć. Dodam, że takie myśli pojawiły się u mnie w ciągu tego ostatniego miesiąca. Przez co zaczęłam się stresować i nie wiem jak to zatrzymać. Chcę zacząć normalnie jeść i cieszyć się życiem. Ale jak? Wszyscy mi powtarzają, żebym się nie martwiła i nie myślała o tym, ale jak o tym nie myśleć jak ściska cie w żołądku z głodu, a ty nic nie możesz przełknąć? Rozważałam też zostanie w domu. Z jednej strony gdy zostanę w domu to nie mam pewności czy mi to przejdzie czy nie, będę się rzadko widywać z chłopakiem i będzie kicha. Z drugiej strony gdy pojadę do Poznania może mi się to nasilić. Nie wiem czy zniosę to kolejny raz. Albo mi się tam poprawi od natłoku zajęć albo się wykończę. Chciałabym być silna ale to jest silniejsze ode mnie. Jestem przerażona myślą, że tak już może być do końca życia. To jest strasznie męczące.
Proszę Was o rady. Co mam robić?
Stokrotko, czy mogłabyś mi coś na ten temat doradzić?
Witam ponownie,
Książka naprawdę pomaga i na teraz się z tego cieszę. Właśnie mam za sobą nie przespaną noc bo dopiero co straciłam mojego ukochanego kocika a tu drugi choruje. Ogarnął mnie lęk i strach że go stracę, że znowu nie wyrobię się w roli- roli dobrego opiekuna. Czuję się odpowiedzialna za jej los. O 3 nad ranem, zaczęły się drgawki jakby ktoś podłączył mnie do prądu. Usiadłam na łóżku, kot chodził i miałczał. Zawołałam go do siebie i przytuliłam, leżał tak ze mną i zasnęłam na chwilę. Pomyślałam że jedyne co mogę zrobić to pokazać jej swoje uczucie i troskę- u weterynarza już z nią byłam. A potem pomyślałam, że robię wszystko co w mojej mocy, że może ona po prostu tęskni za tą co odeszła i jest rozbita, a nie dlatego że cierpi.. Po tym odwróciłam się do męża przytuliłam się do niego mocno i powiedziałam, że się boję. A on mnie przytulił, uśmiechnął się i zażartował że odda ją do adopcji jak będzie taka nieznośna. To trochę wyrwało mnie z mojego zakręconego świata odpowiedzialności za wszystko i poczucia winy że robię coś nie tak. Wiem, że to tkwi gdzieś głęboko we mnie, ta sytuacja i wiele innych tylko uwalnia pewien nieprawidłowy mechanizm. Od piątej nie śpię za to mój kot chrapie jak gdyby nigdy nic. A ja z lekkim niepokojem zabrałam się za pieczenie chleba. Kiedyś bardzo lubiłam gotować, ale po wykryciu u mnie alergii na gluten i mleko byłam zła i załamana, że moja pasja przestała istnieć. Zniszczyłam mnóstwo jedzenia i płakałam jak bóbr, że życie odbiera mi jedną z nielicznych przyjemności. Kiedy odpuściłam i pozwoliłam sobie na prawo do błędu i niedoskonałość znowu jedzenie mi wychodzi, tylko z innych produktów. Chwała, że jest z czego gotować! No i spadł mi cholesterol i stawy trochę lepiej, chociaż leki brać trzeba ...Z książki którą podsunęła nam na forum Stokrotka 84, dowiaduję się że z lękiem jest podobnie jak z moją dietą, czasami trzeba odpuścić, przeczekać lub poczekać na lepszy dzień....Taka jestem i tak mam ............Fajnie, że jesteście, nigdy nie korzystałam z pomocy innych osób i dzielenie się z Wami jest dla mnie bardzo trudne, ale robię to - choć sprawdzam każde zdanie parę razy.....Jestem dla siebie największym cenzorem
pozdrawiam bardzo serdecznie
Kochani, chleb się udał, jest pyszny!!
kasiuniunia- Razem raźniej ;-P, no co by nie było ludziska uważają nas za jednostki którym się "lubią się nad sobą użalać" bo z reguły "za bardzo wpatrują się we własne objawy" no i oczywiście są egocentrykami.
Sysia001- hej, będziemy z tym walczyć.
Stokrotka84- Wątek ruszył, bo jest dużo osób co chcą z tą chorobą wygrać ;-). No a jeśli chodzi o opiekę mojego doktorka to tak różnie z tym samopoczuciem bywa. Jest małe grono osób, którym leki pomagają w 100% na dolegliwości. Ja mam teraz takie mega smutasowe dni, szczególnie jak barometr jest niekorzystny. Nie mam w ogóle ataków paniki, czasami stan lekko lękowy, zniknęła fobia. Pojawiły się elementy depresji ;-/
8888- Oj tak my wiemy jak bardzo jesteśmy surowe dla samych siebie, no i czasami dla innych tez. Mam nadzieje, ze kicia wyzdrowieje. A Chleb na jakiej mące piekłaś?
173 2013-09-25 17:35:14 Ostatnio edytowany przez Sysia001 (2013-09-25 17:46:53)
~>Stokrotka dziękuję za odpowiedz, nie wiem dlaczego ale Twoje słowa, jakoś działają pozytywnie na mnie..
osoby które cierpią na nerwice.. wiedzą ,ze jest to duzy problem.. i jest ciężko....
chodzę na terapie od wakacji jakoś od czerwca a tabletki od lipca na początku była jedna potem 2 a teraz biore juz po 3 takie tabletki faxoletu jest to 75 mg a leczenie jest na 4.. nie widze jakieś tam poprawy ... i to mnie dołuje.. powiedz mi czy ta książka jak pokonać lęk i fobie czy opisują tam nerwice, np natrectw ? Bo ja nie mam fobi typu ,ze się boje.. np. pająków itp . tylko boje się ,że jak czegoś nie zrobie to np się tak stanie.... albo coś robie po pare razy... bo mam ten lęk..
~> sluuu musimy jakoś dać radę..
~> 8888 jaką ksiązke przeczytałaś ?
Do stokrotka leki biorę od lipca.
Hejka dziewczyny Piękny wieczór dzisiaj wszystkie Was wygnało? Pusto tu coś bez Was
Anna1993,Ty się boisz być z dala od innych,opuszczać dom?Nasunęło mi się
to po przeczytaniu Twojego posta.
Co do lekarzy to wiesz,są rożni.Musisz znaleźć dobrego,który Ci Pomoze.Psychologa czy raczej terapeutę tez,bo Twoje problemy siedzą w głowie.Ciężko samemu przełamać pewne schematy.
Zbliża się rok akademicki i pewnie boisz się,co będzie,jak będziesz z dala od domu,źle się będziesz czuła,albo objawy wrócą?Boisz się,ze inni Cie nie zrozumieja, bo tak naprawdę nie wiedza,ze jesteś inna?Ze nie możesz normalnie żyć jak oni? Ze zamiast zająć się nauka i przyjaciółmi będziesz skupiona na własnym zdrowiu? Hm,dobrym pomysłem byłaby jednak terapia. To się długo leczy aby osiągnąć jakiś efekt,ale jakość życia znacznie się poprawia.
Jestem dziewczyny ;-). Co tam u Was w trawie piszczy?
Przespałam cały dzień ;-P, po pracy do teraz. Wczoraj po ciężkiej kłótni musiałam wziąć pierwszy raz od 9m-cy doraźnie benzo, dosłownie ścięło mnie z nóg.
Witam ciepło,
Chleb to mieszanina mąki kukurydzianej, ryzowej i bezglutenowej może być w tych samych proporcjach ale nie koniecznie. Do tego pół szklanki roztopionego tłuszczu, ja rozpuszczam drożdże w lekko ciepłym mleku sojowym, kto może dodaje jajko, jeśli nie to może być bez. Wszystko mieszam i pozostawiam ok 40 min. do wyrośnięcia. Przekładam do formy i piekę ok 40-50 min w temp. 200 stopni. To taka bardzo prosta wersja, można dodać ziarna, zioła, kminek jak kto woli.
A co do książki "pokonać lęki i fobie"Judith Bemis ......pisała o niej Stokrotka 84 - to nie antidotum na konkretną fobię czy lęk to pewne uniwersum więc moim zdaniem może dotyczyć problemów każdego z nas. Ja osobiście nie mam lęku przestrzeni a odwrotnie boję się być sama..., kiedyś całą noc spacerowałam po mieście, żeby nie być sama w domu. Opisane strategie są dość uniwersalne więc polecam każdemu.
Moim problemem jest to , że tak bardzo boję się być sama, że często akceptuję różne niezbyt fajne zachowania wobec mnie bliskich mi osób. Czasami mam wrażenie, że kiedy ja zawalczę o siebie to wtedy stracę najbliższych, bo nie zaakceptują mnie takiej jaką jestem naprawdę poza ich "ja" życzeniowym. Początki terapii były bardzo trudne po pół roku zobaczyłam, jak dużo różni mnie od mężczyzny z którym jestem, jak bardzo jestem inna w porównaniu z moją rodziną, ale to wcale nie oznaczało końca relacji z nimi - choć na wtedy byłam pewna że tak. Terapia to bardzo ciężka praca, dla mnie chyba najtrudniejsza jaką wykonałam, ale udało mi się przetrwać ponosząc pewne straty, ale też dużo zyskując. Tak to jest, nie wszystko okazało się takie jak myślałam zarówno z mojej strony, jak i ze strony innych.
Jutro idę na 4 spotkanie z nowym terapeutą, jestem pełna nadziei, ale i obaw. Myślałam, że to już nie wróci, a kolejny raz nie znajdę siły na walkę o siebie. Jednego jestem jednak pewna- terapia to dobra decyzja. Ostatnio nie dogaduję się najlepiej z bliskim, choć mam ich bardzo mało...Boję się straty, ale i boję się, że pożrą mnie objawy. Na razie dominuje strach i lęk, ale podjęłam decyzję i to dla mnie duży krok do przodu. Moja znajoma jest psychiatrą i powiedziała mi taką rzecz- kiedy jej powiedziałam że znowu mam problemy: Nie czekaj, działaj. Nie chodzi o to aby nie bolała, ale o to aby bolało mniej. Podczas terapii usłyszałam że skoro już przyszłam to zrobiłam pierwszy krok w stronę życia, a to jak będzie ono wyglądało w dużej mierze zależy ode mnie, nie ma złych wyborów, często mamy wybór pomiędzy trudną a drugą równie trudną decyzją, ale na końcu tej drogi jest światełko, które będzie nam stopniowo coraz bardziej oświetlać drogę. Tak to widzę, nawet teraz po niezbyt miłej rozmowie z mężem...
pozdrawiam bardzo serdecznie
Ma któraś z Was nerwicę natrectw ?
Sysia001- jakieś elementy jej miałam kiedyś np.chodziłam po chodniku nie następując na połamane fragmenty i łączenia. Teraz zdarza mi się 10 razy sprawdzać gaz, czy zamknęłam drzwi, ale nie cierpię z tego powodu, więc mam ewidentnie nerwicę lękową.
Dla nas piosenka ;-P
http://www.youtube.com/watch?v=Kl1rRxG251s
Dzięki sluuu( nigdy się nie poddam) Dzisiaj lepiej nawet coś ogarnęłam bo wczoraj to nawet pisać mi się tu nie chciało Okropna ta huśtawka POZDRAWIAM
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=yTCDVfMz15M To ode mnie UWIELBIAM
ŻANETKO nie wiem czy to wystarczy, ale co miesiąć robie sobie samą MORFOLOGIĘ krwi. Czy muszę jeszcze jakieś dodatkowe badanie wykonać?
Stokrotko, czy mogłabyś mi coś na ten temat doradzić?
Anno, podstawową sprawą, która rzuca się w oczy przy Twojej historii to nieprecyzyjna diagnoza. Mówisz, że psychiatra stwierdził bulimie, ale według Ciebie to nie jest to. Byłaś u psychologa, ale Pani stwierdziła że nie masz problemu (sic!), lekarka z kolei orzekła, że jesteś "małą dziewczynką w ciele 18-latki". Wybacz, ale ta niekonsekwencja w opiniach różnych ludzi jest porażająca!
Moim zdaniem powinnaś jeszcze raz odwiedzić zarówno psychiatrę, jak i psychologa ( ale już nie tych samych - wybierz kompetentnych specjalistów, którzy nie spławią Cię ogólnikami. Popytaj, posprawdzaj w internecie opinie), jeszcze raz opisz swoje dolegliwości i posłuchaj co Ci powiedzą.
Porządna diagnoza to podstawa, kiedy każdy mówi coś innego człowiek się niewyobrażalnie męczy, a napięcie psychiczne tylko pogarsza sprawę.
Jeśli lekarz zapisze Ci leki do zażywania - słuchaj się go! Zauważyłam, że wiele osób zbyt łatwo rezygnuje i podważa kompetencje psychiatrów, nie stosuje się do ich zaleceń, a przecież to są lekarze,którzy mają odpowiednią wiedzę jak człowiekowi ulżyć.
Z Twojej historii wynika, że dzisiaj wyjechałaś na studia. Życzę Ci w takim razie powodzenia i pamiętaj - kiedy jest źle, nie czekaj aż samo minie, tylko szukaj pomocy! Jeśli będziesz studiować w dużym mieście, to myślę, że taką pomoc znajdziesz i to na wysokim poziomie!
Od piątej nie śpię za to mój kot chrapie jak gdyby nigdy nic. A ja z lekkim niepokojem zabrałam się za pieczenie chleba. Kiedyś bardzo lubiłam gotować, ale po wykryciu u mnie alergii na gluten i mleko byłam zła i załamana, że moja pasja przestała istnieć. Zniszczyłam mnóstwo jedzenia i płakałam jak bóbr, że życie odbiera mi jedną z nielicznych przyjemności. Kiedy odpuściłam i pozwoliłam sobie na prawo do błędu i niedoskonałość znowu jedzenie mi wychodzi, tylko z innych produktów.
Rozumiem Cię. Mam kolegę, który też jest bezglutenowcem i zawsze żałuję, że nie może spróbować potraw, które przygotowałam, kiedy wpada w gości. Ale chłopak nie załamał się, jego mama nauczyła się piec chleb i ciasto kukurydziane. Jak jedzie gdzieś na dłużej to zawsze ma ze sobą jedzenie w plecaku. Twoja złość jest zrozumiała, ale z takimi dolegliwościami jest tak jak z nerwicą - grunt to zaakceptować to, czego zmienić nie można. I cieszyć się z innych rzeczy.
Wierzę, że ten chlebek Ci się udał, na pewno był pyszny! :-)
~>Stokrotka dziękuję za odpowiedz, nie wiem dlaczego ale Twoje słowa, jakoś działają pozytywnie na mnie..
Cieszę się! W takim razie zaglądaj tutaj częściej, szczególnie jak będziesz miała gorsze dni. Ja nie zawsze mam możliwość odpisać szybko, ale po jakimś czasie na pewno wrócę do tematu, tym bardziej, jeśli komuś mogę pomóc choćby tylko dobrym słowem.
chodzę na terapie od wakacji jakoś od czerwca a tabletki od lipca na początku była jedna potem 2 a teraz biore juz po 3 takie tabletki faxoletu jest to 75 mg a leczenie jest na 4.. nie widze jakieś tam poprawy ... i to mnie dołuje.. powiedz mi czy ta książka jak pokonać lęk i fobie czy opisują tam nerwice, np natrectw ?
Jesteś w początkowej fazie farmakoterapii. Docelowo masz brać 4 tabletki, na razie bierzesz 3. Sysia - dopiero zaczynasz "przygodę" z lekami. Musisz mieć bardzo silną nerwicę skoro lekarz zalecił takie dawki. Nie przerażaj się jednak i słuchaj się psychiatry. Leki mogą bardzo pomóc, ale musisz być cierpliwa. Antydepresanty zaczynają działać dopiero po jakimś czasie. Myślę, że dużo też robi nasze nastawienie. Jeśli będziesz wierzyć, że te leki Ci pomogą to efekt na pewno będzie bardziej zadowalający. Jeśli jednak poprawy nie będzie przez dłuższy czas - powiedz o wszystkim lekarzowi. Być może zapisze Ci coś innego.
"Pokonać lęki i fobie" to książka uniwersalna dla ludzi, którzy zmagają się z różnymi typami nerwic. Wyjaśnia mechanizmy działania tych dolegliwości i opisuje bardzo fajną metodę radzenia sobie z nimi. Autorzy nazywają ją autoterapią. Myślę, że wiele rad mogłoby Ci pomóc zrozumieć swoją chorobę i nabyć inspiracji do stawienia jej czoła.
Moja znajoma jest psychiatrą i powiedziała mi taką rzecz- kiedy jej powiedziałam że znowu mam problemy: Nie czekaj, działaj. Nie chodzi o to aby nie bolała, ale o to aby bolało mniej. Podczas terapii usłyszałam że skoro już przyszłam to zrobiłam pierwszy krok w stronę życia, a to jak będzie ono wyglądało w dużej mierze zależy ode mnie, nie ma złych wyborów, często mamy wybór pomiędzy trudną a drugą równie trudną decyzją, ale na końcu tej drogi jest światełko, które będzie nam stopniowo coraz bardziej oświetlać drogę.
Mądra ta Pani Psychiatra, cieszę się że usłyszałaś od Niej takie słowa. To co powiedziała jest bardzo ważne, tzn., nie chodzi o to, żeby nie bolało, ale żeby bolało mniej. Wielu z tych co chorują na nerwicę nie zawsze chce dać sobie pomóc. Męczą się latami, nie słuchają lekarzy, a psychoterapia nic im nie daje bo za bardzo boją się zmian. Żeby sobie pomóc ważne jest zrozumienie, że musimy próbować. Nie możemy czekać na wróżkę z bajki, która machnie swoją magiczną różdżką i zlikwiduje nasze problemy jak ręką odjął. Trzeba samemu włożyć wiele wysiłku, żeby odczuć w sobie ulgę. To trudna droga, ale daje sporo satysfakcji, pozwala również spojrzeć na swoje życie inaczej, z refleksją. Każe się zatrzymać i zamiast owczego pędu, w który jesteśmy ciągle zaprzęgani - mamy szanse się zatrzymać i poddać refleksji swoje życie. To jest jakiś pozytyw i pociecha dla tych, którzy nie chcą zaakceptować swoich dolegliwości i uważają ją za największą życiową tragedię.
Pozdrawiam
186 2013-09-29 19:43:57 Ostatnio edytowany przez Sysia001 (2013-09-29 19:44:29)
Stokrotka no tak jest to początkowa faza chciałabym czasem wstać rano.. i po prostu być zdrowa, a nie a myslę będę znowu robić to i tamto powtarzac czynnosci.... Wiem ,że moja nastawienie, dużoo znaczy jak czegoś nie zrobie lęk ma opaśc ale to nie jest takie łatwe jak się coś chce...
a co do tej książki do tam jest opisana nerwica natręctw.. ?
Stokrotka no tak jest to początkowa faza chciałabym czasem wstać rano.. i po prostu być zdrowa, a nie a myslę będę znowu robić to i tamto powtarzac czynnosci....
Każdy z nas by tak chciał Sysia. Ale pomyśl, że taki sam dylemat mają chorzy na raka, jeżdżący na wózkach inwalidzkich, czy chorujący na inne, przewlekłe choroby. Każdy z nich chciałby się obudzić pewnego, pięknego dnia i żyć jak inni. Pomyśl jednak, że Ci ludzie są w o wiele trudniejszej sytuacji, często już nieodwracalnej. Natomiast nerwica jest ULECZALNA. Można nauczyć się z nią żyć, można opanować trudne reakcje, ale do tego potrzeba wiele czasu i cierpliwości.
Dobrze że chodzisz na terapię i do psychiatry. Jeśli będziesz uparta, konsekwentna i zaufasz ludziom, którzy chcą Ci pomóc, to w końcu doświadczysz ulgi, a Twój stan zdrowia na pewno się poprawi.
a co do tej książki do tam jest opisana nerwica natręctw.. ?
Nie. To jest książka traktująca o uniwersalnych objawach nerwicy. Wszystkie nerwice mają ze sobą punkty styczne, dlatego uważam, że książka mogłaby Ci pomóc. Nie traktuje o nerwicy natręctw jako takiej, ale jestem przekonana, że rady tam zawarte są skuteczne także na natrętne myśli (szczególnie przydatne są przykłady dialogów wewnętrznych).
Pamiętaj jednak że książka jest tylko dodatkiem. Priorytetem w przypadku Twoich dolegliwości powinna być regularna terapia.
Pozdrawiam
kasiuniunia- piosenka super. Jak minął Ci wknd?
Stokrotka84- no zgadzam się trzeba dużo pracy i nadziei. Jak to się wszystko rozpętało to błagałam, żeby mnie ktoś zawiózł do szpitala na oddział. Udało mi sie utrzymać pracę, powoli idę do przodu, dużo czytam, nie nakręcam się i nie robię z siebie "tej pokrzywdzonej" przez los.
U mnie wknd minął w pół przyjemnie, a to wszystko za sprawką kilkudniowego bólu głowy. No, ale robiliśmy pożegnanie lata przy grilu więc nie rozpaczałam nad tym co przyszło mi przeżywać.
Hej Sluuu, jak leci?Widzę, ze różnie to bywa.
Witam jestem tu nowa. Musze z kims pogadac bo zwarjuje. Mam chyba depresje po smierci taty i nie umiemsobie z tym poradzic
Hejka przyczepił mi się jakiś poranny rozstrój żołądka ale ogólnie nie jest źle ważne że nerw się uspokoił i jakoś w pracy leci tylko też z wagi lecę a apetyt mam Dziwne to wszystko Pozdrawiam
Hej Ewcia to dawaj tutaj co Ci leży Będziemy coś radzić
Ja przyłączam się do tematu. Nie będę się rozpisywać bo mi się nie chce Ale... wyszłam z depresji poważnej zaburzającej zwykłe codzienne funkcjonowanie, brałam leki 2,5 roku, na terapię chodzę rok, pomaga ! jest jedna z najlepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała !
Terapia tylko z psychoterapeutą - moja Pani jest psychoterapeutą certyfikowanym w Instytucie Psychologii Zdrowia w Polskim Towarzystwie Psychologicznym.
Miałam lęki, lęki przed ciemnością, przed ludźmi - te trzymają się najdłużej - napady nerwowości, złości, smutku - jest lepiej, chce mi się żyć !
Pozdrawiam wszystkich Znerwicowanych
Stokrotka, racja.. pozytywne nastawienie pomaga.. Mam nadzieję ,że leki i terapia mi pomogą.. Jak u Was wyglądają spotkania z psychologiem ? rozmawiacie tylko na temat waszej nerwicy czy o życiu też ?:)
Dziś to jest jakaś masakra. Spałem sobie, parę razy przebudzając się w nocy. Zjadłem śniadanie, wypiłem kawkę. Po jakieś chwili poczułem się gorzej. Idąc do sklepu z moją żoną, czułem się jak wrak człowieka, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, całe ciało giętkie, obojętne. Czuję jakby cała ta depresja/nerwica powracała :(:( Już wiele razy przez nią przechodziłem, odwiedziłem już tuzin lekarzy i tylko leki i leki. niekiedy chciałbym skończyć ze sobą z powodu takiego cierpienia, ale nie mogę, mam dla kogo żyć. Dobrze że żona mnie wspiera wraz z rodzicami. BOję się podjąć jakiejkolwiek pracy. Często myślę że coś mi się stanie, że nie będzie pomocy. Ciężko mi się z tym żyje.